Załatwili to w kwadrans
Legia Warszawa pewnie 3-0 pokonała Zagłębie Lubin w swoim ostatnim ligowym spotkaniu w tym roku. Jako pierwszy do siatki rywali trafił Sergio Barcia, a potem na listę strzelców wpisali się Bartosz Kapustka i Ryoya Morishita. Między pierwszym, a trzecim golem upłynęło zaledwie kilkanaście minut i to właśnie ten okres czasu rozstrzygnął losy niedzielnej rywalizacji i pozwolił legionistom na doskoczenie do czołówki tabeli.
Od pierwszego gwizdka sędziego widać było, że Legia przyjechała do Lubina po pewne zwycięstwo. Raz po raz gracze Goncalo Feio przeprowadzali groźne akcje. Już w 4. minucie Dominik Hładun świetnie obronił mocne uderzenie Rafała Augustyniaka, które wprawdzie było silne, jednak niestety leciało wprost w bramkarza. Niebawem zabrakło piłkarzom Legii dosłownie centymetrów. Ryoya Morishita popędził skrzydłem, a po jego zagraniu piłka odbiła się od nogi interweniującego Bartosza Kopacza i omal nie wpadła do siatki, gdyż odbiła się od słupka. Chwilę potem było już jednak 1-0! Po wrzutce z rzutu rożnego od Kacpra Chodyny świetnie zachował się w polu karnym Sergio Barcia, który główką na bliższy słupek pokonał Hładuna. Było to pierwsze trafienie Hiszpana w barwach stołecznego klubu w Ekstraklasie.
Niedługo po zaczęciu gry od środka boiska, lubinianie bliscy byli do doprowadzenia do remisu. Gabriel Kobylak bardzo dobrze zachował się jednak na linii po strzale Tomasza Pieńki. W 26. minucie "Wojskowi" podwyższyli prowadzenie z rzutu karnego. Jedenastka została podyktowana za zagranie piłki ręką przez jednego z gospodarzy we własnej szesnastce. Tym razem na listę strzelców wpisał się Bartosz Kapustka, który nie kombinował, a strzelił po prostu w sam środek, zmylając Hładuna. Podopieczni Marcina Włodarskiego w tym momencie nieco się podłamali. Już cztery minuty potem było bowiem 3-0. Dobre podanie do Morishity, a ten z ostrego kąta mocnym strzałem po ziemi zaskoczył bramkarza rywali.
Momentami, można było przecierać aż oczy ze zdumienia. Legia wyglądała bowiem na boisku najlepiej od kilku dobrych miesięcy, chociaż niewątpliwe bierna postawa Zagłębia również była mocno sprzyjająca. W 39. minucie blisko było kolejnej bramki. Kapustka przełożył sobie piłkę na lewą nogą, przymierzył w kierunku dalszego słupka, ale niestety trafił jedynie w poprzeczkę. Pierwsza połowa zakończyła się pewnym prowadzeniem gości, którzy całkowicie kontrolowali to, co działo się tego dnia na boisku. Wynik 3-0 można było jednocześnie uznać za najniższy wymiar kary.
fot. Woytek / Legionisci.com
Po zmianie stron Legia szybko stworzyła sobie okazję na gola. Po strzale jednego z gości dobrze interweniował Hładun, wybijając piłkę na rzut rożny. W 52. minucie odpowiedzieli gracze Zagłębia. Po niemałych błędach w defensywie do znakomitej sytuacji doszedł Dawid Kurminowski. Napastnik lubinian kopnął futbolówkę mocno, ale na tyle nieprecyzyjnie, że trafił w wewnętrzną część słupka. Chwilę później Chodyna powinien strzelić czwartego gola dla swojego klubu. Niestety, piłkarz Legii w fatalnym stylu zmarnował sytuację sam na sam z Hładunem. Chodyna przebiegł z piłką nieatakowany połowę boiska, lecz w kluczowym momencie wszystko zaprzepaścił, dając się wyczuć bramkarzowi "Miedziowych".
Kolejny kwadrans to lepsza gra Zagłębia, które nieco zepchnęło legionistów do głębszej defensywy. W 64. minucie piłkarze gospodarzy zdołali oddać nawet celne uderzenie, kiedy Kurminowski główkował wprost w dobrze ustawionego Kobylaka. Ataki jednak nasilały się i momentami "Wojskowi" zmuszeni byli bronić się całą jedenastką. Niewiele później o krok od samobójczego trafienia był wprowadzony Jan Ziółkowski. Środkowy obrońca wygrał walkę o górną piłkę, lecz ustawił się tak niefortunnie, że trafił w poprzeczkę. W 75. minucie kolejna centra ze skrzydła, co ponownie skończyło się sporym zagrożeniem. Trzeba przyznać, że miejscowi swoich szans zdecydowanie szukali w atakach po stronie, gdzie za obronę odpowiadał Patryk Kun.
Potem Legia zdołała już nieco uspokoić grę i ponownie zacząć wygrywać walkę w środku pola. W 87. minucie blisko było nawet czwartego gola. Wówczas do piłki podanej ze skrzydła dobiegł Claude Goncalves, ale niestety strzał pomocnika przeleciał nad poprzeczką. W doliczonym czasie gry stuprocentową okazję na honorową bramkę zmarnował jeszcze Patryk Kusztal, który przestrzelił ponad bramką.