Koniec pucharów...
W Wiedniu legioniści zaprezentowali się bardzo korzystnie stwarzając mnóstwo bramkowych okazji. Niestety to gospodarze strzelili jedynego gola tamtego spotkania. Do rewanżu miało dojść na nowej murawie stadionu Wojska Polskiego. Legia osłabiona brakiem Tomka Jarzębowskiego do spotkania podeszła dość optymistycznie. Z kolei goście z Wiednia zapowiedzieli grę mocno defensywną i zachowawczą (także ze względu na wypadnięcie kilku podstawowych zawodników). Na stadion przybył niemal komplet publiczności, a co więcej biletów na popularną „Żyletę” nie było już na kilka godzin przed meczem! O godzinie 20:45 sędzia tego spotkania zagwizdał po raz pierwszy.
Pierwszą połowę Legia zaczęła nieco dziwnie, bo od.. obrony. Nieatakowani gracze gospodarzy wymieniali między sobą podania na własnej połowie. W końcu sygnał do ataku dał Sokołowski oddając w miarę dobry strzał na bramkę Didulicy. W kolejnej akcji Marek Saganowski po długim podaniu Jóźwiaka mógł pokonać bramkarza gości, ale niestety jego uderzenie nie znalazło drogi do bramki. To była jedna z najlepszych akcji Legii w tej części meczu. Swoich sił próbował także Dariusz Dudek, ale jego uderzenie powędrowało nad poprzeczką. Na prawej stronie nieźle spisywał się Karwan, który raz po raz starał się przechodzić jednego z graczy gości a następnie celnie podać. Takie akcje nie zawsze kończyły się dobrze, ale mimo wszystko Bartek pozostawił po sobie dobre wrażenie. Kilkakrotnie świetnie interweniował Boruc. W 29 minucie Włodarczyk otrzymał świetne podanie z głębi pola, ale nie udało mu się opanować piłki. Gracze Austrii Wiedeń od początku grali „swoją piłkę”. Systematyczny pressing i krótkie celne podania. Wysoko ustawiona linia obronna Austryjaków była nie do sforsowania dla legionistów. W 32 minucie Stepan Vachousek wyprowadził gości na prowadzenie. Jego bardzo ładny strzał, niemal w „okienko”, był nie do obrony dla Artura Boruca. Od tej chwili Legia rzuciła się do rozpaczliwego ataku. Cała taktyka i koncepcja gry poszły w diabły. Z tyłu pozostało dwóch graczy, którzy mieli się nawzajem asekurować. Niestety w 43 minucie po rzucie rożnym piłkę lekko trącił Vachousek, a do własnej bramki wepchnął ją Poledica. W tym momencie jasno stało się, że aby awansować Legia musiałaby dokonać cudu. Kibice jednak bez przerwy dopingowali swój zespół ciągle wierząc w końcowy sukces.
W drugiej części meczu trener Kubicki dokonał dwóch zmian (to cud, że tak wcześnie). Za bardzo słabo grającego (nie od dzisiaj) Magierę wszedł Leo, zaś za Darka Dudka (także słaby występ) pojawił się Dorosz. Niestety żadna z tych zmian nie miała pozytywnego przełożenia na grę „Wojskowych”. Legia grała jeszcze gorzej. Praktycznie wszystkie akcje gospodarzy kończyły się na środku boiska. Grę prowadziłą Austria i trzeba powiedzieć, że robiła to bardzo dobrze. Krótkie celne podania, prostopadłe piłki do napastników siały popłoch w obronie Legii. Gdyby nie kapitalna postawa Artura Boruca (oraz fatalna napastników gości) już do 70 minuty wynik mógł być co najmniej 3:0... Legioniści nie potrafili pokazać nic, co napawałoby optymizmem. Nieprzemyślane długie zagrania, bezsensowne wybicia przed siebie. Niesamowicie o każdą piłkę walczył Marek Saganowski. Gdyby nie jego ofiarność i poświęcenie Legia nie stworzyłaby chyba żadnej okazji bramkowej. Właśnie po akcji Marka w czystej sytuacji znalazł się Dorosz, ale przestrzelił. Generalnie trzeba zaznaczyć, że nowy nabytek Legii nie specjalnie się sprawdził w roli napastnika... W 75 minucie trener Kubicki wpuścił (w końcu!) do gry Marcina Smolińskiego. Był to strzał w dziesiątkę i jednocześnie dowód na to, że niestety nasz trener popełniał przez cały sezon błąd nie stawiając na tego gracza. Marcin grał z pomysłem, widać u niego było chęć do gry oraz nieprzeciętne umiejętności. Dwa razy fantastycznie wypuścił w „uliczkę” Dorosza, ale napastnik Legii nawet tak dobrych okazji nie był w stanie zamienić na gola. W końcu nadeszła 85 minuta. Rzut rożny wykonywał Tomek Sokołowski I, piłkę głową wybili obrońcy austryjaccy, a z 30 metra potężnie huknął „Smolina” i zrobiło się już tylko 1:2!!! Kapitalny strzał młodego Warszawiaka. W tym momencie Legia jakby uwierzyła, że może jeszcze doprowadzić do remisu. Niestety... Artur Boruc w jednej z niegroźnych akcji źle wykopał piłkę, która trafiła wprost pod nogi Libora Sionko. Ten nie zastanawiając się przelobował Artura - 3:1. Był to piękny gol i w taki właśnie sposób Legia Warszawa pożegnała się w tym sezonie z Pucharem U.E.F.A.