Zgodnie z planem
Jeszcze do czwartku było pewne, że Legia wygra z Arką 3-0. Oczywiście za sprawą walkowera. Gdy jednak klub z Gdyni został odwieszony, Wojskowi musieli powalczyć o punkty na murawie. Wynik 3-0 spodobał się im jednak na tyle, że powtórzyli go w piłkarskiej walce. Gości już w 3. minucie "napoczął" Miroslav Radović. W drugiej połowie po jednym trafieniu dołożyli Maciej Korzym i Bartłomiej Grzelak. Tym samym legioniści zapewnili miły prezent nowemu trenerowi, Jackowi Zielińskiemu.
W wyjściowym składzie Legii zabrakło skarżącego się na ból pleców Piotra Włodarczyka oraz kontuzjowanego Edsona. Ich miejsce zajęli rekonwalescenci Grzegorz Bronowicki i Bartłomiej Grzelak. Mecz rozpoczął się w sposób wymarzony dla Wojskowych. Nie minęło 180 sekund, gdy w polu karnym na 3. metrze znalazł się niepilnowany Radović. Serb otrzymał podanie z prawego skrzydła i pewnie pokonał Norberta Witkowskiego. Była to pierwsza udana akcja "Rado" w meczu. Jak się później okazało spotkanie z Arką należało do popisowych w wykonaniu serbskiego pomocnika. Zawodnik z numerem 32 na białej koszulce brał udział praktycznie w każdej akcji. Biegał, walczył i podrywał do walki swoich kolegów. To po faulu na nim Grzelak miał okazję do strzelania rzutu karnego. Zresztą cała drużyna Legii zagrała zdecydowanie lepiej niż w ostatnim meczu z Górnikiem Zabrze. Wreszcie w grze Wojskowych widać było ambicję i dużą chęć do gry i walki o każdą piłkę. W pierwszej połowie gospodarze musieli zadowolić się jednak tylko jednym trafieniem. Przed swoimi szansami na gole stawali Grzelak i Dawid Janczyk, ale ich celowniki były mocno rozregulowane.
Przed przerwą szarpać usiłowali też arkowcy. Widać było jednak u nich miesiąc przerwy w rozgrywkach. Akcje gości nie były zbyt składne, a i sama koncepcja gry była za słaba na Legię. Mimo że po meczu Radosław Wróblewski przyznał, że przed przerwą Arka miała kilka akcji i powinna je wykorzystać, to ciężko dopatrzeć się klarownych szans gości. Z biegiem czasu gra się jednak wyrównała i na kolejne trafienia trzeba było poczekać.
Celowniki snajperów Wojskowych zostały wyregulowane dopiero w ostatnich minutach gry. Wcześniej gospodarze znów zmarnowali kilka dogodnych sytuacji. Na szczęście końcówka meczu należała do nich. W 69. minucie na murawie pojawił się ten, który pięć minut później strzelił drugiego gola. Wtedy to Marcin Smoliński dośrodkował w pole karne, wprost pod nogi Korzyma. Ten nie zastanawiał się za długo, tylko pewnie podwyższył wynik. "Przyjąłem piłkę i zobaczyłem pusty róg. Musiałem więc tam strzelić" - tłumaczył po meczu uradowany strzelec. Uradowani mogli być też kibice, którzy wreszcie oglądali dobrą grę swoich ulubieńców. "Wyginam śmiało ciało! 2-0 mało!" niosło się gromko nad stadionem. I faktycznie dwubramkowe prowadzenie nie zadowoliło Wojskowych. W 85. minucie było już 3-0. W polu karnym faulowany był wszędobylski Radović. Chwilę później rzut karny pewnie na bramkę zamienił Grzelak. Radość napastnika Legii była przeogromna. Tym bardziej, że kilka chwil wcześniej dosłownie centymetry dzieliły Grzelaka od gola. Po atomowym uderzeniu zza pola karnego piłka wylądowała jednak tylko na słupku.
Zmiana trenera podziałała na piłkarzy Legii ożywczo. Zagrali ambitnie i nie dali szans Arce Gdynia. Punkty potraciły za to drużyny z czołówki tabeli i strata do miejsca gwarantującego start w europejskich pucharach zmalała do sześciu oczek. Legioniści jak jeden mąż zapewniają jednak, że nie myślą o pucharach, a koncentrują na wygraniu najbliższego spotkania. Trzeba przyznać, że jest to taktyka iście małyszowa. Wypada więc liczyć, że i wyniki będą bardzo małyszowe. Najbliższa szansa do oddania dobrego skoku, czyli wygrania meczu, już we wtorek. Wtedy to Legia pojedzie do Płocka, gdzie zmierzy się z Wisłą. Tej wiosny Wojskowi potrafili już pokonać wiślaków na ich stadionie. Czekamy więc na powtórkę.
Autor: Tomek Janus