Wygwizdani
Legia rozegrała bardzo słaby pierwszy mecz 1. rundy eliminacyjnej Pucharu UEFA z FK Homel. Legioniści nie potrafili strzelić bramki, jeszcze gorzej grającej, drużynie z Białorusi! Wynik 0-0 trudno nazwać inaczej niż porażką zespołu prowadzonego przez Jana Urbana. Nic dziwnego, że zawodnicy po meczu zostali przez większość kibiców wygwizdani, zarówno z trybuny otwartej, jak i krytej.
Trener już przed meczem informował, że drużyna nie jest jeszcze przygotowana do rozgrywek. O tym kto awansuje do kolejnej rundy, zadecyduje więc rewanż na Białorusi, który rozegrany zostanie za 2 tygodnie.
W spotkaniu z Białorusinami legioniści wypadli lepiej niż w ubiegłotygodniowym meczu z FC Basel, ale i rywal był zdecydowanie słabszy od Szwajcarów. 90 minut gry na boisku pokazało jednak, że w grze piłkarzy Legii wciąż jest wiele mankamentów i niedokładności a bez tego wygrać nie można nawet z przeciętną drużyną ze Wschodu Europy. Przyznać trzeba, że piłkarze Jana Urbana w czwartkowy wieczór byli zdecydowanie lepsi od przeciwnika. Jednak co z tego, skoro w Warszawie nie udało się uzyskać choćby jednej bramki zaliczki. Część winy za taki stan rzeczy można by zrzucić na gości, którzy do Polski przyjechali z wyraźnym zamiarem nie stracenia bramki. Sztuka ta im się udała, a zamurowana bramka na pewno nie ułatwiała legionistom zdobycia zwycięskiego gola. Ale jeżeli siła ognia Legii nie wystarcza na przebicie się przez obronę Białorusinów, to pytanie na kogo wystarczy?
Nie ma też wciąż odpowiedzi na pytanie kto ma grać w ataku Wojskowych. W meczu z FK Homel Urban postawił na Mikela Arruabarrenę. Hiszpan nic wielkiego nie pokazał, ale mimo to miał nawet okazję by zapewnić Legii zwycięstwo. W polu karnym zamiast zachować się jak rasowy napastnik, niepotrzebnie szukał lepiej ustawionych kolegów. W efekcie trafił tylko w bramkarza i na tym zakończyła się dobrze zapowiadająca się akcja. Większe zagrożenie pod bramką rywali stwarzał Piotr Giza, który napastnikiem bynajmniej nie jest.
Mimo słabej postawy Legii, przed rewanżowym meczem nie należy rozdzierać szat. Czarny humor podpowiada, że urządza nas przecież każdy bramkowy remis. A podchodząc do sprawy bardziej serio trzeba przyznać, że Homel jest rywalem, z którym legioniści przegrać po prostu nie mają prawa. W Polsce Białorusini nastawili się na murowanie bramki. Na własnym boisku będą musieli się odkryć i w tym trzeba upatrywać szansy dla Legii. Za wszelką cenę trzeba jednak uchronić się przed popadnięciem w zbytnią pewność siebie. W 59. minucie Stanisław Dragun pokazał, że i piłkarze Homla w piłkę, jako tako, grać potrafią. A zadaniem legionistów jest uniemożliwienie im tego w meczu rewanżowym. Bo inaczej po ostatnim gwizdku sędziego będą uciekali z jeszcze niżej spuszczonymi głowami niż w czwartkowy wieczór ze stadionu przy Łazienkowskiej.
Autor: Tomek Janus