Miro dał im Rado(ść)
Dwa trafienia Miroslava Radovicia zapewniły Legii wygraną z Jagiellonia Białystok. Zwycięstwo powinno być bardziej okazałe, ale legioniści dogodne okazje marnowali seriami i Piotr Lech tylko dwa razy musiał wyciągać piłkę z siatki. Po remisie z Polonią Warszawa i porażce z Odrą Wodzisław "wojskowi" wreszcie wygrali. Strata do lidera cały czas wynosi jednak pięć punktów, a w grze piłkarzy Jana Urbana nadal jest wiele do poprawienia.
Po ubiegłotygodniowej porażce z Odrą wiadomo było, że katastrofa z Wodzisławia Śląskiego nie ma prawa się powtórzyć. Zdawał sobie z tego sprawę Urban, który zabrał piłkarzy na zgrupowanie. Wiedzieli o tym zawodnicy, którzy nie mieli ochoty kolejny raz wysłuchiwać krytyki na temat swojej gry. I faktycznie od pierwszych akcji legioniści prezentowali się zdecydowanie lepiej niż w meczu z Odrą. Nie znaczy to jednak, że ich postawa zachwycała. W grze pojawiło się więcej zrozumienia i zgrania, ale skuteczność ponownie wołała o pomstę do nieba. Gdy już "wojskowym" udało się dojść pod bramkę Piotra Lecha, sędziwy bramkarz wychodził obronną ręką nawet z najgorszych opresji. Trzeba jednak przyznać, że częściej dobre akcje były po prostu psute.
Na gole trzeba było poczekać do drugiej połowy. W 55. minucie w zamieszaniu podbramkowym sprytem wykazał się Radović i Legia wyszła na prowadzenie 1-0. Chyba już dawno bramka strzelona przez "wojskowych" nie wywołała na Łazienkowskiej tak dużej radości samych piłkarzy. Ale po meczu z Odrą wiedzieli, że spotkanie z "Jagą" nabrało szczególnego znaczenia. Tyle tylko, że po trafieniu "Rado" Legia znów powróciła do starych zwyczajów. Marnowane były kolejne sytuacje. Przed pustą bramką znalazł się Sebastian Szałachowski, ale gola i tak nie było. Rozpędzony "Szałach" nie trafił piłką do siatki.
Uciekający czas wprowadzał coraz większą nerwowość. Coraz więcej do roboty miał też Jan Mucha, a jedna akcja mogła doprowadzić do remisu. Na szczęście końcówka meczu należała zdecydowanie do legionistów. W doliczonym już czasie gry dobrą asystą popisał się Roger. Piłka trafiła do Radovicia. Ten będąc sam przed Lechem, minął go – nie przewrócił się! - i spokojnie ustalił wynik meczu. Szansę na trzecią bramkę miał jeszcze Takesure Chinyama, ale jak wszyscy inni, przestrzelił.
Legia wygrała z Jagiellonią zasłużenie i pokazała, że wciąż wie jak grać w piłkę. Tak było jednak tylko przez kilkanaście minut. Reszta meczu to ciągła walka z błędami, które takiej drużynie nie powinny się przytrafiać. Tym bardziej, że w czwartek legioniści zmierzą się z FK Moskawa. Pierwszy mecz pokazał, że drużyna ze stolicy Rosji jest przeciętnym zespołem. Tylko że z tymi przeciętniakami legioniści przegrali na własnym boisku. W rewanżu muszą więc wygrać różnicą dwóch bramek. Czy jest to wykonalne? Jak najbardziej. Wcześniej Jan Urban musi wyeliminować jednak wiele błędów, bo to co wystarczyło na pokonanie Jagiellonii, na klub zza naszej wschodniej granicy może nie wystarczyć.
Autor: Tomek Janus