Trochę szkoda...
II-runda Pucharu UEFA; przeciwnikiem Legii Schalke 04. Ten wieczór miał być wyjątkowy dla wszystkich kibiców Legii. Spotkanie ze słynnym niemieckim rywalem miało pokazać aktualną siłę Legii. Goście zapowiadali, że mierzą co najmniej w ćwierćfinał Pucharu UEFA. O porażce z Legią nie mogło być więc mowy. Goście przyjechali nieco osłabieni. Zabrakło m.in. kapitana Schalke, Tomasza Wałdocha. Z kolei legioniści wyszli na plac gry w optymalnym ustawieniu.
Początek meczu należał do gości. Atakowali bardzo śmiało nie lękając się kontr ze strony Legii. Na ich szczęście gospodarze bardzo gubili się w poczynaniach obronnych. Mimo wszystko, poza groźnie wyglądającym strzale przewrotką, Schalke zbyt wiele nie pokazało. W odpowiedzi rzut wolny wykonywał Kiełbowicz. Wydawało się, że piłki ręką dotknął jeden z obrońców gości, ale arbiter nie zareagował. Akcje przenosiły się spod jednej pod drugą bramkę, ale najczęściej gra toczyła się w środku pola. Legioniści grali dobrze i uważnie. Jak zwykle na brawa zasługiwały wymiany piłki Vukovica z Kucharskim bądź Majewskim. A jeśli mowa o kibicach, to nie oszczędzili oni Tomka Hajty. Takie zachowanie publiczności nie zniszczyło jednak psychicznie Polaka grającego w Schalke. Był on zdecydowanie najlepszym aktorem wśród gości w pierwszej połowie. Kolejne akcje Legii nie przynosiły oczekiwanego skutku. Widoczny był brak napastnika z prawdziwego zdarzenia, człowieka, który sam poszedłby z piłką kilka metrów i celnie przymierzył w bramkę. Przykro było patrzeć na nieco wolnego i mało dynamicznego Kucharskiego. Ostatnią groźną akcją Legii w tej połowie był mocny strzał z dystansu Majewskiego. Piłka wylądowała jednak w rękawicach Franka Rosta.
W przerwie trener Dragomir Okuka dokonał jednej zmiany. Za bezbarwnego Szalę na boisku pojawił się Dariusz Dudek. Drugą połowę Legia rozpoczęło dość żywiołowo, ale ciągle czegoś brakowało. Niestety już w 50. minucie stała się rzecz najgorsza z możliwych. Goście objęli prowadzenie... Gol padł po ewidentnym gapiostwie obrońców gospodarzy, a strzelił go Varela. 1-0 i zaczęło robić się nieciekawie. Nie minęły 3 minuty, a na tablicy wyników było już 2-0 dla Schalke! Kolejny fatalny w skutkach błąd obrony i ponownie strzelcem został Varela. Tym razem miał jednak więcej czasu, bowiem był kompletnie nie pilnowany. Na trybunach zapanowała lekka konsternacja, bowiem to nie goście mieli dziś strzelać gole... W 57. minucie obrońcy Schalke na tyle niecelnie wybili piłkę przed pole karne, że dopadł do niej Dudek. Uderzył soczyście, z pierwszej piłki i Frank Rost nie miał nic do powiedzenia! 1-2 – publika od razu odżyła. Nie minęło 5 minut a Dudek został sfaulowany w „szesnastce” i arbiter wskazał na „wapno”. Do piłki podszedł niezawodny w takich sytuacjach Stanko Svitlica. Nie zastanawiał się długo, strzelił mocno i celnie – 2-2! Wydawało się, że w tym momencie Legia pójdzie za ciosem. Niestety nie pozwolili jej na to gracze Schalke. Bardzo dobrze w obronie spisywał się Hajto i to jemu goście powinni najbardziej dziękować. Z minuty na minutę Legia słabła. Ujawniły się braki w doświadczeniu z gier w pucharach. Niemcy tylko na to czekali. W 89. minucie po błędach (kolejno) Magiery (świeżo wprowadzonego) i Omeljańczuka padł gol dla Schalke. Strzelcem okazał się Ebbe Sand. Kapitan gości kapitalnie posłał piłkę głową do siatki. Sędzia zakończył mecz po odczekaniu doliczonych trzech minut.
Na koniec wypada powiedzieć, że Legia zagrała naprawdę dobre spotkanie. Jej akcje były przemyślane, szybkie i efektowne. Natomiast Schalke to wiadoma wszystkim klasa. Z takimi drużynami nie ma żartów. Wypada tylko pogratulować Legii dobrej i ambitnej gry. W końcu nie każdy wyprowadzi wynik z 0-2 na 2-2...
Autor: Michał Szmitkowski