Plusy i minusy po meczu z Widzewem
Legia Warszawa tylko zremisowała z Widzewem Łódź 1-1 i przedłużyła swoją serię bez zwycięstwa na krajowym podwórku, która trwa od 28 września. Choć legioniści dominowali w posiadaniu piłki, długo nie potrafili przebić się pod bramkę widzewiaków i dopiero w końcówce wykrzesali z siebie zaangażowanie, doprowadzając do remisu. Zapraszamy na oceny, jakie wystawiliśmy graczom stołecznej drużyny za ten mecz.
Paweł Wszołek - To był bardzo zaangażowany występ prawego obrońcy. Widać było u niego ogromną chęć gry i walki o zwycięstwo. Praktycznie przy każdej możliwości podłączał się do ofensywy, dając dodatkową opcję do rozegrania piłki, często napędzał ataki zespołu. Szukał wolnej przestrzeni na boku boiska, którą zazwyczaj znajdywał, po czym zabierał się z indywidualnymi atakami. Był pewny w pojedynkach z rywalami, podejmując również wiele udanych prób dryblingów, a jego proste przełożenia piłki w odpowiednich momentach wielokrotnie sprawiły problemy defensorom Widzewa, których z łatwością pokonywał. Starał się skutecznie dograć wysoką piłkę na pole karne, choć ostatecznie nie zanotował wysokiej skuteczności. Wiele z tych wrzutek było dobrych, ale wymagało innego zachowania partnerów w "szesnastce". Wszołek przy niektórych dośrodkowaniach nie krył zresztą złości na bierne zachowanie kolegów z drużyny i marnowanie jego starań. Mimo ewidentnie ofensywnego nastawienia, nie zapominał o swoich zadaniach obronnych. Skutecznie wracał na własną połowę, dobrze ustawiał się i odczytywał poczynania gospodarzy. Łącznie dzięki skuteczności w działaniach defensywnych zanotował 5 odbiorów i aż 3 udane wślizgi, nie dając rywalom rozwinąć akcji na jego flance. Po mniej udanym październiku, w końcu pokazał pełne zaangażowanie i miejmy nadzieję, że uda mu się utrzymać taką dyspozycję w kolejnych spotkaniach.
Bartosz Kapustka - Podobnie jak Paweł Wszołek, od pierwszych minut wykazywał się dużą aktywnością i determinacją. W końcu zaprezentował coś, czego od Kapustki oczekiwaliśmy - nie grał na alibi, nie szukał najprostszych rozwiązań, a starał się być motorem napędowym zespołu. Praktycznie każda akcja Legii w tym meczu przechodziła przez Kapustkę, a pomocnik w większości akcji skutecznie zabierał się z piłką, potrafił z nią przyspieszyć i znaleźć bardziej niekonwencjonalne rozwiązanie, które pozwoliłoby nabrać jej dynamiki. Nie uciekał się tylko do zagrań do tyłu lub do boku, lecz szukał gry w kierunku bramki przeciwników, swoimi podaniami otwierając przestrzenie i rozkręcając ofensywne akcje. Szedł za większością tych ataków, próbował dawać opcję na skraju i w polu karnym, a kilkakrotnie próbował zakończyć je w indywidualny sposób. Oddał trzy strzały z dystansu, choć tylko jeden, z 39. minuty, okazał się celny, ale skierowany w środek bramki, nie mógł zbytnio zaskoczyć bramkarza. Pracował dużo nie tylko w ataku, ale także obronie. Często wracał na własną połowę, był pierwszą linią, która próbowała przeciąć ataki i kontrataki widzewiaków. Łącznie zanotował aż 6 skutecznych odbiorów i wygrał 6 z 10 pojedynków z przeciwnikami. Generalnie, był to taki występ, jakiego oczekiwalibyśmy od Kapustki w każdym meczu, choć wiemy, że stać go na jeszcze lepszą grę.
Rafał Augustyniak - Defensywny pomocnik wrócił do gry po jednym spotkaniu nieobecności spowodowanym drobnym urazem. Zdecydowanie nie było widać, by jakiekolwiek dolegliwości zdrowotne nadal mu towarzyszyły. Spotkanie wcale nie było łatwe, gdyż trybuny od samego startu przypominały mu, kim dla nich jest po przejściu do warszawskiego zespołu. Augustyniak wyśmienicie poradził sobie jednak z tą presją i na boisku odpowiedział w najlepszy możliwy sposób. Choć był mniej zaangażowany w rozegranie piłki czy ofensywę, z zadań obronnych wywiązał się w stu procentach. Wielokrotnie przerywał ataki gospodarzy już w środku pola, ale także skutecznie asekurował środkowych obrońców, schodząc nisko we własne pole karne. Powrotami w "szesnastkę" udawało mu się przecinać zagrania widzewiaków z boku boiska, dzięki czemu przerywał kontrataki gospodarzy i ratował swój zespół, nie raz w ostatnim momencie. Choć rzadko można było go zobaczyć pod polem karnym przeciwnika, kilkukrotnie podłączył się do ataku i próbował uderzyć z dystansu. Augustyniak dwukrotnie znalazł wolne miejsce przed polem karnym Widzewa i postarał się uderzyć jak najmocniej, ale oba te strzały zostały zablokowane. Został zmieniony w 72. minucie, by podkręcić ofensywną grę zespołu. Defensywny pomocnik w ostatnim czasie złapał naprawdę wysoką formę i oby utrzymał ją jak najdłużej.
Radovan Pankov - Od pierwszych minut było widać w poczynaniach Serba duży ładunek emocjonalny, a to mogło oznaczać dwie opcje - albo zagra świetny mecz, albo będzie całkowicie przemotywowany. Na szczęście, tym razem w przypadku Pankova sprawdził się ten pozytywny wariant. Pankov świetnie radził sobie w defensywie, dobrze się ustawiał i rozczytywał rozegranie akcji Widzewa. Zajął się indywidualnym kryciem Sebastiana Bergiera, stoczył z napastnikiem wiele pojedynków, z których w większości wychodził zwycięsko. Łącznie wygrał 7 z 10 starć z rywalami, a atakującemu Widzewa nie pozwolił na oddanie choćby jednego celnego strzału z gry, praktycznie całkowicie wyłączając go z meczu. Poza tym zachowywał czujność przy dośrodkowaniach rywali i królował w powietrzu, wykazując się 6 skutecznymi wybiciami piłki. Poza skuteczną defensywą był niezwykle zaangażowany w rozegranie piłki. Rozpoczynał większość akcji pozycyjnych Legii, a licznymi przerzutami i prostopadłymi podaniami starał się je napędzać i przesuwać zespół wyżej na połowę rywala. Dwukrotnie pokazał się w ofensywie. W 31. minucie przy rzucie rożnym najpierw zebrał piłkę po zablokowanym strzale Kacpra Urbańskiego, po chwili otrzymał wyłożoną piłkę na 14. metrze i mocno uderzył z wolnej pozycji, ale jego strzał również został zablokowany przez defensorów. W 75. minucie natomiast odebrał centrę z kornera na bliższy słupek, opanował futbolówkę i posłał ją dalej idealnie do Wojciecha Urbańskiego, ale strzał pomocnika także przyblokowali obrońcy. Pankov wykorzystał swoją meczową agresję, przekuwając ją w duże zaangażowanie i pewną grę w wielu aspektach.
Kacper Tobiasz - Gracze Widzewa nie zmusili go w tym meczu do wysilonej pracy, ale szczególnie w dwóch momentach musiał wykazać się czujnością i stanął w nich na wysokości zadania. W 56. minucie po sprytnym rozegraniu z rzutu wolnego strzał z woleja z prawej strony pola karnego oddał Mariusz Fornalczyk. Bramkarz stał jednak mocno na nogach i wybronił do boku mocne uderzenie skrzydłowego Widzewa. Jeszcze lepszą interwencją i wzmożoną przytomnością wykazał się w 79. minucie. Po prostopadłym podaniu na pole karne w sytuacji sam na sam z golkiperem Legii znalazł się Andi Zeqiri, jednak Tobiasz zaryzykował, wyszedł wysoko, skracając rywalowi pole do strzału i dobrą robinsonadą nie pozwolił przejść piłce w kierunku bramki, co przy stanie 0-1 mogło być kluczową interwencją w walce o zdobycie choćby punktu. Bramkarz był także bliski obrony rzutu karnego wykonywanego przez Sebastiana Bergiera - Tobiasz wyczuł intencje napastnika i kierunek strzału, wyciągnął się ile sił, ale nie był w stanie dosięgnąć bardzo dobrze uderzonej praktycznie w boczną siatkę piłki. Dalekimi wybiciami i próbami szybkich wznowień akcji mógł trochę bardziej pomóc zespołowi, ale wcześniej wspomniane interwencje bramkarza trzymały drużynę w ryzach.
Claude Goncalves - Portugalczyk był mniej zaangażowany w rozegranie piłki, lecz po raz kolejny wykonywał czarną robotę. Był najaktywniejszym zawodnikiem Legii w pressingu, a wysokim, nieustępliwym naciskiem wielokrotnie zmuszał przeciwników do niedokładnych podań, wybić i strat. To dawało zespołowi wiele korzyści i, szczególnie w pierwszej połowie, pozwalało przejąć kontrolę na połowie Widzewa. Niestety, Goncalves również popełniał sporo niepotrzebnych błędów. Przy polu karnym gospodarzy zdarzało mu się wiele razy niedokładnie rozegrać piłkę, co napędzało kontrataki rywali, a sam pomocnik parokrotnie musiał uciekać się przez to do fauli i już w 36. minucie został ukarany żółtą kartką. Szczególnie groźną stratę zanotował w 59. minucie, nabijając piłką Szymona Czyża i doprowadzając do bardzo groźnego kontrataku. Ostatecznie dobrze wrócił za szybką akcją widzewiaków i już w polu karnym przeciął ostatnie podanie, naprawiając swój błąd. Zanotował również bardzo przeciętną skuteczność w pojedynkach z rywalami, wygrywając tylko 2 z 8 starć. W 39. minucie dobrze pokazał się na lewej stronie, pograł z Kacprem Urbańskim i zauważył niepilnowanego przed polem karnym Bartosza Kapustkę, wykładając mu piłkę do strzału, lecz pomocnik trafił prosto w środek bramki. Zszedł z boiska w 65. minucie.
Mileta Rajović - Po raz kolejny nie będziemy się rozpisywać zbytnio nad napastnikiem. Można jednak śmiało stwierdzić, że nie angażuje się on w grę. Najlepszym podsumowaniem jego występu będzie przytoczenie statystyk. Po pierwszej połowie miał na swoim koncie tylko 6 kontaktów z piłką, dokładając w drugiej części kolejne 5. Przegrał oba pojedynki i wykonał tylko 3 celne podania. Po prostu zero zaangażowania, zero wpływu na grę, zero zagrożenia, a zespół grał jednego mniej aż do 72. minuty.
Kacper Urbański - Choć liczyliśmy, że po zmianie trenera pomocnik zostanie ustawiony na swojej nominalnej pozycji, z powodu braków kadrowych, po raz kolejny musiał zagrać jako lewoskrzydłowy. Niestety, nie udało mu się utrzymać swojej dobrej formy z ostatnich meczów. Przede wszystkim nie był tak zaangażowany, jak zazwyczaj, znacznie rzadziej można było zobaczyć go przy piłce. Tego dnia także jego jakość z futbolówką przy nodze nie robiła aż takiego wrażenia. Urbański popełniał wiele błędów technicznych, notorycznie przegrywał pojedynki z przeciwnikami i nie zanotował ani jednego udanego dryblingu, co tylko napędzało kontrataki Widzewa. W ofensywie, poza kilkoma strzałami, zapewniał zdecydowanie za mało korzyści, a zresztą żadne z jego 4 uderzeń nie znalazło drogi do światła bramki. Przez większą część meczu jednak skutecznie wspomagał defensywę. Często wracał pod własne pole karne i angażował się w odbiór piłki. Szczególnie w pamięć zapadło jego zachowanie z 54. minuty, kiedy wrócił na własną "szesnastkę" z połowy przeciwnika i w ostatnim momencie zablokował strzał Frana Alvareza. W tej kwestii wszystko wyglądało pozytywnie, aż do tego jednego błędu. W 62. minucie nie zachował koncentracji przy wybiciu piłki z własnego pola karnego, nabił naciskającego na niego Angela Baenę i dał mu się wyprzedzić z piłką, po czym pociągnął skrzydłowego Widzewa, prokurując rzut karny. Choć samo pociągnięcie było krótkie i nie spowodowałoby upadku Hiszpana, to dał mu pretekst, który widzewiak skrzętnie wykorzystał. Generalnie, w tym meczu zabrakło mu chłodnej głowy, techniki i koncentracji, przez co wypadł naprawdę słabo. Został zmieniony w 84. minucie.
Kacper Chodyna - Skrzydłowy był jednym z dwóch zawodników, którzy rozegrali w czwartek 120 minut przeciwko Pogoni Szczecin, a i tak otrzymali szansę gry w wyjściowym składzie w spotkaniu z Widzewem. Niestety, podobnie jak w tamtym meczu, również w Łodzi jego występ był bezbarwny i frustrujący. Nie można odmówić mu chęci do gry - pokazywał się do podań na prawej stronie i starał angażować w akcje - lecz po prostu, klasycznie, nic mu nie wychodziło. Praktycznie co trzeci kontakt z piłką skrzydłowego kończył się stratą. Ten wynik wygląda tym bardziej słabo, że Chodyna w ogóle nie ryzykował, rzadko wchodził w pojedynki z rywalami i nie podejmował zbytnio prób dryblingu, co oznacza, że tracił posiadanie w najprostszy sposób. Przede wszystkim jednak fatalna była jakość jego podań. Zanotował tylko 14 celnych podań na połowie przeciwnika, a reszta trafiła łupem przeciwników. Te aspekty i proste błędy w akacjach kombinacyjnych w wykonaniu Chodyny tylko nakręcały kontrataki Widzewa i zaprzepaszczały starania innych kolegów z ofensywy. Nie można powiedzieć, by Chodyna w tym meczu zawiódł, bo on po prostu przyzwyczaił do takich występów, jednak nadal dziwi, że skrzydłowy otrzymuje szanse na grę w pierwszym składzie.
Ruben Vinagre - Po tym jak w meczu z Pogonią Szczecin z powodu urazu na dłużej wypadł Arkadiusz Reca, oczywiste było, że to Vinagre zajmie jego miejsce na lewej obronie. W spotkaniu z Widzewem znów uwidoczniły się jego największe braki, szczególnie w defensywie. Nie radził sobie ze świetnie dysponowanym tego dnia Angelem Baeną. Hiszpan robił z Portugalczykiem co chciał, pokonywał go z łatwością zarówno fizycznie, jak i szybkościowo. Vinagre nie radził sobie z zabezpieczeniem lewej strony, zostawiał wiele wolnych przestrzeni i to właśnie jego flanką widzewiacy najbardziej zagrażali Legii. Przez znaczną część meczu nie stanowił także wartości dodanej w ofensywie. Popełniał bardzo dużo błędów i zanotował aż 22 straty - najwięcej z całego zespołu. Zanotował jeszcze gorszą celność podań niż Kacper Chodyna. Tylko 60% jego zagrań na połowie rywala było celnych, co zestawiając wraz z jedynie 2 celnymi dośrodkowaniami z 15 jest naprawdę fatalną statystyką. Nieco rozkręcił się pod względem ataku w ostatnim kwadransie i poprawił jakość swoich centr, dzięki czemu w 85. minucie skutecznym przerzutem na dalszy słupek zanotował asystę przy trafieniu Ermala Krasniqiego. Jedno dobre zagranie to jednak za mało, by przykryć jego wszystkie błędy z tego meczu i ocenić go choćby neutralnie. Forma Portugalczyka od dłuższego czasu utrzymuje się na niskim poziomie, a aktualnie nie ma na jego pozycję innej opcji.
Steve Kapuadi - To był kolejny dziecinny i pozbawiony koncentracji występ obrońcy Legii. W wielu sytuacjach wyglądał na zawodnika, który nie do końca rozumiał, co się dzieje wokół niego. W pojedynkach reagował zbyt impulsywnie, często „na raz”, co tylko ułatwiało zadanie rywalom. Widzewiacy z łatwością czytali jego zamiary i przewidywali próby odbioru, przez co wielokrotnie w prosty sposób ogrywali reprezentanta Demokratycznej Republiki Konga. Zabrakło mu nie tylko spokoju, ale i odpowiedzialności. Błędy w ustawieniu, brak komunikacji z partnerami z defensywy oraz spóźnione reakcje po stracie piłki często otwierały przeciwnikom przestrzeń, którą ci bez wahania wykorzystywali. Kapuadi sprawiał wrażenie niepewnego i zagubionego, jakby całkowicie zatracił pewność siebie. Nie radził sobie także z asekuracją lewej strony po błędach Rubena Vinagre – był często spóźniony, zły w ocenie toru lotu piłki i zbyt pasywny w kryciu. W rozegraniu także wybierał najprostsze rozwiązania, najczęściej rozgrywał do najbliższego partnera, co spowalniało akcje zespołu.
Zmiennic
Ermal Krasniqi - Wszedł na boisko w 65. minucie. Od początku było widać, że chce mieć duży wpływ na grę zespołu i doprowadzić do odwrócenia wyniku. Przez około pół godziny gry zanotował więcej kontaktów z piłką niż Kacper Chodyna i Kacper Urbański. Był bardzo odważny, starał się przyspieszyć grę, nie bał się wchodzić w pojedynki, których wygrał aż 6 z 8, i zaliczył aż 5 udanych dryblingów. Walczył za dwóch, starał się dośrodkowywać i strzelać, byleby drużyna miała szansę na zdobycie gola. W 70. minucie dzięki balansowi ciała i indywidualnej akcji wypracował dla drużyny idealną akcję, która zakończyła się kilkoma strzałami, ale bez skutecznego wykończenia. Na pochwałę zasługuje jego zachowanie z 85. minuty. Krasniqi odebrał na dalszym słupku dośrodkowanie z lewej strony, zachował spokój i rozwagę, przyjął piłkę, następnie przełożył jadącego na wślizgu zawodnika Widzewa i fenomenalnym strzałem na dalszy słupek w boczną siatkę doprowadził do wyrównania, zdobywając tym samym swojego pierwszego gola w barwach Legii. Po tym trafieniu Kosowianin nie spuścił z tonu i nadal starał się poprowadzić zespół do zwycięstwa, ale bezskutecznie. To było fenomenalne wejście Krasniqiego, którym pokazał, że przy większym zaangażowaniu może być liderem ofensywy warszawskiego klubu. Choć był transferem trenera Edwarda Iordanescu, a Rumuna nie ma już w klubie, dopiero po jego odejściu Kosowianin dał pierwszy znak, że może być jeszcze przydatny. Oby ten był dla niego przełomowy.
Wojciech Urbański - Pojawił się na murawie w 65. minucie. Podobnie jak Ermal Krasniqi, dał duży impuls drużynie i sygnał do ataku. Był aktywny, pokazywał się do podań i starał się zagrozić bramce Widzewa, ale był w swoich poczynaniach zdecydowanie mniej skuteczny. Po wejściu na boisko zdołał oddać trzy strzały i szczególnie w jednej sytuacji powinien skończyć z golem. W 70. minucie, po podaniu na pole karne od Pawła Wszołka, znalazł się niepilnowany na 10. metrze, ale uderzył zbyt lekko i wprost w obrońcę. Pomocnikowi udało się jednak zebrać piłkę, lecz zamiast uderzyć lepiej, mocniej, ze zdecydowanie bliższej odległości strzelił prosto w bramkarza. Ta sytuacja powinna skończyć bramką się pomocnika. Mimo to dał kolejny sygnał, że zasługuje na więcej szans i regularną grę.
Juergen Elitim - Kolumbijczyk został w tym meczu niespodziewanie posadzony na ławce rezerwowych. Na boisko wszedł dopiero w 72. minucie. Był zaangażowany i starał się pomóc zespołowi w rozegraniu akcji, ale nie był tak przebojowy jak reszta zmienników. Czynnie brał udział w rozprowadzaniu ataków pod polem karnym Widzewa, lecz nie udało mu się zaskoczyć przeciwników niczym specjalnym. Podjął kilka prób dośrodkowań, jednak nie trafiły one do celu.
Jakub Żewłakow - Wszedł na boisko w 84. minucie. Grał zbyt krótko, by ocenić jego występ. Trzeba jednak podkreślić, że po raz kolejny po wejściu na murawę brał udział w akcji brakowej, dogrywając prostopadle do Rubena Vinagre i notując asystę drugiego stopnia przy trafieniu Ermala Krasniqiego.
Antonio Čolak - Pojawił się na boisku w 72. minucie. W zasadzie nie miał większego wkładu w mecz niż Mileta Rajović. Choć był trochę bardziej zaangażowany i w krótszym czasie zanotował 6 kontaktów z piłką, to aż 4 z nich zakończyło się stratą piłki. Przegrał wszystkie z 3 pojedynków z przeciwnikami, nie zapewniając zespołowi żadnej przewagi. Mimo że Legia w końcówce meczu parła na bramkę i grała bardzo ofensywnie, Chorwatowi nie udało się dojść do ani jednej sytuacji strzeleckiej czy choćby pomóc w jej wypracowaniu. Mimo słabości jego konkurenta, Čolak także nie daje żadnych argumentów, by to właśnie na niego stawiać.
