REKLAMA

Nie jestem żadnym zbawicielem

Inaki Astiz, źródło: Polska the Times - Wiadomość archiwalna

Przez wielu kibiców jest Pan traktowany jak zbawiciel.

Inaki Astiz: Nie przesadzajmy. Nie czuję się zbawicielem. Po prostu drużyna gra coraz lepiej. Nie tylko dlatego, że ja się pojawiłem.



Po zakończeniu zeszłego sezonu wyjechał Pan z Warszawy do Hiszpanii, by spróbować sił w Osasunie. Nie przebił się Pan nawet na ławkę rezerwową...

- Na moją pozycję było pięciu innych zawodników. Trener jasno powiedział, że będę ostatni. Nie mogłem pozwolić sobie na rok bez grania, dlatego zdecydowałem się na powrót do Warszawy.



Przepaść między Legią a Osasuną, średniakiem ligi hiszpańskiej, jest tak wielka?

- To nie jest kwestia przepaści. Po prostu tak się nieszczęśliwie ułożyło, że w Pampelunie musiałem rywalizować z zawodnikami dużo bardziej doświadczonymi. Byłbym ostatni do grania, więc musiałem odejść. Miałem okazję w zeszłym roku grać w Warszawie i pokazałem, na co mnie stać. Dlatego doszedłem do wniosku, że lepiej grać tu, gdzie mam renomę, niż czekać.



Przegrana walka o miejsce w Osasunie to największa porażka w Pana karierze?

- Jasne, że jestem wściekły. Z jednej strony wiedziałem, co może mnie spotkać. Z drugiej jednak cieszyłem się, że spotkam się z rodziną i przyjaciółmi. Nie udało się, trudno.



Jeśli Jan Urban zostanie trenerem Osasuny, o czym marzy, chyba nie powinien Pan mieć problemów z miejscem w składzie?

- Co się wydarzy w przyszłości, to Pan Bóg jeden wie.



Nie miał Pan problemów z ponownym wkomponowaniem się w grę Legii?

- Czuję się tak jak w zeszłym roku. W Legii gra jedynie czterech czy pięciu nowych piłkarzy.



Jedynie?

- A czy to tak dużo? Nie widzę wielkiej różnicy.



Co się dzieje z Pana trzema rodakami, którzy występują w Legii? Wygląda na to, że nie potrafią grać w piłkę.

- Jak przyjechałem, to Tito i Inaki Descarga byli kontuzjowani. Wcześniej grali kilka minut. Nie było jeszcze okazji, by ich zobaczyć i docenić. Co do Arruabarreny, to czeka na pierwszego gola. Jak mu się uda strzelić, to później pójdzie już gładko.



Mówi Panu coś nazwisko: Robert Lewandowski?

- Wiem, o kogo chodzi. Świetny napastnik, strzela gole, wykorzystuje swój czas, dostał zresztą powołanie do reprezentacji. Mam nadzieję, że Lech, z którym zmierzymy się w niedzielę, będzie trochę zmęczony występem w Pucharze UEFA.



Studia już Pan skończył?

- W czerwcu pozaliczałem egzaminy. Teraz będzie trudniej, bo mieszkam w Polsce. Zapiszę się na uniwersytet na odległość, będę zaliczał zajęcia przez internet. A w czerwcu znowu egzaminy. Zostało mi jeszcze półtora roku studiów inżynierii elektrycznej.



Ruszy Pan na zwiedzanie Polski? Podczas ostatniego pobytu w naszym kraju zasłynął Pan jako globtroter.

- Dużo już widziałem. Kraków, Gdańsk, Sopot, Wieliczka, Żelazowa Wola, Malbork... Mam kontrakt na pięć lat, więc jeszcze trochę pozwiedzam.



W związku z tym najwyższy czas na naukę polskiego.

- Oczywiście, już zacząłem. Dużo rozumiem, ale bardzo słabo mówię.



Pięć najbliższych lat spędzi Pan w Polsce. Roger zakochał się po trzech...

- Macie na myśli kadrę? Zobaczymy. Na razie koncentruję się na Legii.



Rozmawiali Rafał Romaniuk, Piotr Wierzbicki

Tłumaczyła Agata Wójcik


przeczytaj więcej o:
REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.