REKLAMA

Muszę wiele poprawić

Jan Mucha, źródło: Polska the Times - Wiadomość archiwalna

Proszę wymienić nazwisko najlepszego bramkarza polskiej ekstraklasy.

Jan Mucha: Na pewno nie powiem, że jestem nim ja. Jest nim mój bardzo dobry kolega Sebastian Przyrowski. Jestem przekonany, że długo nie zagrzeję już miejsca w Polsce.



Zagrał Pan od pierwszej do ostatniej minuty we wszystkich ligowych meczach Legii? Kibice uznali Pana za najlepszego zawodnika Legii tej jesieni. Czy Pan też uważa, że była to najlepsza runda w Pana wykonaniu?

- W Polsce zdecydowanie tak. Miałem co prawda udany sezon w lidze słowackiej, ale do tak systematycznej gry w polskiej lidze nie byłem przyzwyczajony, bo poprzednie dwa lata przesiedziałem na ławce rezerwowych, walcząc o miejsce z Łukaszem Fabiańskim. Dzięki występom w Legii trafiłem do reprezentacji, co było moim wielkim marzeniem. Teraz chciałbym wywalczyć miejsce w podstawowym składzie drużyny narodowej, a w Legii nie mam zamiaru miejsca nikomu oddawać.



Kiedy grał w Legii Łukasz Fabiański, czuł na plecach oddech Jana Muchy. Pan też czuje, że konkurenci depczą Panu po piętach?

- Legia od wielu lat słynie z tego, że konkurencja w bramce jest bardzo duża, dzięki świetnej pracy trenera Krzysztofa Dowhania. Przychodziłem, gdy akurat odchodził Artur Boruc, potem rywalizowałem z Łukaszem Fabiańskim. Ja złego słowa o moich kolegach Wojtku Skabie i Kostii Machnowskim nie powiem. Obaj są bardzo dobrymi młodymi bramkarzami. Kostia ma szansę zrobić wielką karierę. Jeśli będzie się rozwijał w takim tempie, jak do tej pory, to będzie to jeden z najlepszych piłkarzy na tej pozycji w Europie. Ja w jego wieku na pewno nie byłem tak dobry. Pamiętam, jak pisaliście jeszcze niedawno, że nie jestem godzien, by bronić w Legii.



Którego z goli, jakie Pan przepuścił jesienią, żałuje Pan najbardziej?

- Być może mogłem lepiej się zachować przy pierwszej z bramek dla Lechii w spotkaniu w Gdańsku. Co prawda akcja była bardzo szybka, nie bardzo nawet widziałem strzał i nie miałem czasu na reakcję, ale piłka przeszła mi po rękach.



Co musi Pan jeszcze poprawić w grze?

- Bardzo dużo. Wiem, że mam niezły refleks i dobrze bronię na linii, ale kuleje gra na przedpolu. Nie chodzi o to, że popełniam wiele błędów, ale zespół musi czuć się pewnie, mając mnie w bramce. Muszę też lepiej czytać grę. Nie jestem jeszcze taki stary, żeby tych elementów nie poprawić.



Czuje się Pan już na siłach, żeby wyjechać grać do silniejszej ligi?

- Na pewno chciałbym kiedyś spróbować gry w jakiejś mocniejszej lidze. To jedno z moich marzeń, do spełnienia których dążę. Bramkarze Legii mają w świecie dobrą markę. Mniej więcej co dwa lata jeden z nas trafia do jakiegoś silnego klubu. Mam nadzieję, że uda mi się podtrzymać tę tradycję.



Ale czy jest Pan już gotowy?

- Z bramkarzami jest trochę inna sytuacja niż z piłkarzami z pola. Jeśli ktoś potrafi bronić w jednym klubie, to poradzi sobie i w innym. Jest się dobrym, odpornym psychicznie, obojętnie gdzie się gra, albo się nie jest. W każdym razie nie czuję, żeby dzieliła mnie jakaś przepaść.



Przed każdym meczem spędza Pan czas w ogródku z grabkami i konewką?

- Bardzo to lubię, bo relaksuję się przy tym. Mam swój ogródek, 30 mkw. Uwielbiam tam popracować. Jestem chłopakiem z małej górskiej wioski. Od małego mnóstwo czasu spędzałem z tatą w lasku. Jestem bardzo spokojnym człowiekiem.



W meczu z GKS Bełchatów poniosło Pana, gdy uderzył Pan Carlo Costlego.

- Tak, ale on powinien dostać karę zawieszenia co najmniej na pół roku, bo o mało nie połamał nóg Kubie Rzeźniczakowi. Skoczyłem w jego obronie, bo... nie miałem jeszcze żółtej kartki i nie chciałem, żeby któryś z kolegów dostał czwartą.



Jak Pan spędzi święta?

- Zostaję w Warszawie. Żona spodziewa się dziecka za miesiąc i nie chcemy się nigdzie ruszać.



Rozmawiał Piotr Wierzbicki


przeczytaj więcej o:
REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.