REKLAMA

Publikacja: Dlaczego będę się cieszył, jeśli zatrzymają kogoś z Legii

Wiktor - Wiadomość archiwalna

"Od trzech dni jeździmy wszyscy po Lechu, jakby po latach nadeszło zadośćuczynienie za wszystkie historyczne konflikty, których mieliśmy z nimi tysiące. Ich idol zamienił się w Piotra R., ich drugi idol też stracił nazwisko. Ich były trener z własnej woli złożył zeznania jako świadek. Przykre czasy nadeszły dla kibiców Kolejorza, śmiejemy się z nich, ale nie wyobrażamy sobie przecież nawet, jakie to może być uczucie" - pisze Wiktor na swoim blogu. Zapraszamy do lektury całego tekstu:

Ktoś z Poznania napisał w komentarzach do mojego wpisu na blogu: czy jeśli zatrzymają piłkarza Legii, to też uznasz, że Twój klub jest skorumpowany? Nie wiem, jakiej odpowiedzi się spodziewał, ale napisałem: Tak, dokładnie tak uznam. I będę się jeszcze cieszył.

W ciągu ostatnich kilku dni miałem z wieloma przyjaciółmi i kibicami tyle dyskusji, że aż zdziwiło mnie to, w jak dużym stopniu zgadzamy się ze sobą na temat potencjalnej korupcji w Legii oraz tego, co stanie się, gdy nasi byli i obecni reprezentanci Polski, trenerzy, skauci, dyrektorzy sportowi, czy kierownicy, odjadą w kajdankach do Wrocławia, a media zrobią z nich tatar.

Przygotujmy się na to mentalnie, bo prędzej czy później tak się właśnie stanie. To ta afera to cyklon, który krąży i wciąga kolejnych ludzi z kolejnych klubów. Kiedy wciągnie jednego, za nim idzie kolejny. W polskiej lidze nie ma niewinnych, są tylko jeszcze nie oskarżeni.

Dlaczego więc musimy się na to przygotować i dlaczego nie będę lamentował, jeśli zatrzymają kogoś z Legii?

Na pierwszy mecz w życiu poszedłem, kiedy Legia Pawła Janasa wygrywała z Widzewem, zdobywając tytuł Mistrza Polski. Na drugi: kiedy Legia Pawła Janasa przegrywała na Łazienkowskiej z tym samym Widzewem, a to on zdobył u nas tytuł. Już następnego dnia usłyszałem plotki, że kiedy Tomasz Wieszczycki strzelił gola, piłkarze uspokajali go, żeby się zbytnio nie cieszył, bo Widzew i tak wygra, a w szatni w przerwie wybuchła jakaś awantura na tle finansowym: ktoś nie wiedział, że wynik jest znany jeszcze przed pierwszym gwizdkiem, a kiedy się dowiedział, zażądał swojej doli.

Przez kolejne lata poznałem na temat tego meczu tyle teorii, że przyćmiły go jedynie opowieści znajomego dziennikarza sportowego wspominającego 1986 rok i sprzedany mecz Górnikiem w Zabrzu w jednej z ostatnich kolejek. Swoją drogą, grał w nim chyba Jan Urban, a kiedy Jerzy Engel wracał po latach do Legii, w kilku wywiadach mówił, że nigdy nie wybaczy swoim ówczesnym zawodnikom tego, co mu zrobili.

Ciężko jednak młodemu i naiwnemu kibicowi wierzyć w takie rzeczy: gdy ma się 12-13 lat, piłkarze są idolami i dozgonnie kochają kluby, w których występują, a korupcja występuje tylko na włoskiej wyspie Sycylia.

W ciągu kilku następnych lat, kiedy Romanowskiego zastąpiło Daewoo, byłem już święcie przekonany, że korupcja zżera polską piłkę, ale zawsze wydawało mi się, że Dariusz Czykier, Ryszard Staniek, Jacek Zieliński, czy Piotr Mosór naprawdę mają problemy z mobilizacją na mecze ze słabeuszami. Albo ich brak zaangażowania to efekt zmęczenia treningami, bo przecież na papierze są najlepsi.

W 1998 roku, gdy po wyjątkowo podejrzanym meczu nasi dostali w Poznaniu 3:0, dziwiłem się i byłem zszokowany, że kilkudziesięciu kibiców wtargnęło na trening i rozdało moim idolom klapsy. (swoją drogą, po latach usłyszałem od uczestnika tamtych wydarzeń, że Mosór w przypływie adrenaliny krzyczał: “A jak Legia kupowała w ‘93 mecz od Wisły, to wszystko było OK?!”).

To samo działo się przez kilka kolejnych lat, chyba do sezonu 2000/2001, kiedy trenerem Śląska Wrocław został Janusz Wójcik, a przez meczem we Wrocławiu w gazetach puszczał oko do kibiców, żeby się nie gniewali, ale wszystko już jest załatwione. I faktycznie, Legia zremisowała 1:1 (Giuliano chyba nie znał realiów), a mniej więcej od tamtego czasu już nigdy nie spojrzałem na piłkę tak samo.

Zresztą, byłem wtedy dziennikarzem starej Naszej Legii, więc spędzałem na Łazienkowskiej na tyle dużo czasu, żeby słyszeć więcej plotek, niż w redakcji Pudelka. Poza tym, kontrast pomiędzy tym, co potrafił - dla przykładu - zrobić na treningu Marcin Mięciel, a czego nie potrafił w meczach, był już tak duży, że ostatecznie przestałem szanować piłkarzy.

Przypominam sobie też dyskusję z kierownikiem Zawadzkim po jednym z odpuszczonych kompletnie meczów. Stoimy w 5 osób, dyskutujemy, a on: "Panowie, ale niby kto w tej drużynie miałby sprzedawać mecze? Muraś? Magic"? Cóż... Nieprzypadkowo wybrał te nazwiska, bo oni - prawdopodobnie - nie. Ale kiedy Legia, z Łukaszem Surmą w składzie, trochę później, ratowała na Łazienkowskiej Ruch Chorzów przed spadkiem, już nawet nie było mi głupio.

Albo kiedy Marek Jóźwiak, nasze dzisiejsze oko na świat talentów, wrócił z Francji i, jak mówiło wielu, niesportowo podchodził do co drugiego meczu. Pamiętacie te przypadkowo tracone przez niego piłki?

Z przyjaciółmi zamieniliśmy wtedy oglądanie piłki nożnej na oglądanie nowej dyscypliny: mecz był już wtedy dla nas połączeniem spotkania towarzyskiego z lożą szyderców.

(To wtedy, zresztą, w tym post-Daewoo-owskim etapie, powstało hasło Legia To My. I było odpowiedzią na żenującą postawę zawodników w tamtej erze, miało jednocześnie manifestować to, jak kibice mają głęboko w dupie sprzedawczyków i primadonny).

Nigdy nie zapomnę też dowcipu swojego kolegi, który na pytanie, jakie oprawy będą robili Cyberfani wiosną na Żylecie, odpowiedział: “Przez pierwsze siedem kolejek kartony i race, ostatnie dziesięć już tylko Piłkarzyki-pajacyki, Legia to My! i Manuela za Mięciela”.

I właśnie za to - za odebranie piłkarzom statusu idoli oraz za sprowadzenie oglądania meczu do statusu zgadywanki kto-kogo, nienawidzę tych, którzy przez lata zrobili z Legii sklepik z punktami.

Tyle tylko, że przez lata polska piłka nie miała narzędzi, by udowodnić nam wszystkim, że kibicowaliśmy nierzadko kurwom, które traktowały ten klub jak prywatną działalność gospodarczą. Kilku, kilkunastu ludzi. W drużynach zawsze pociągają za sznurki najstarsi, najbardziej doświadczeni. Większość wie o wszystkim, ale nie chce się wyłamywać: kiedy się ma 20 lat i 30 rozegranych w lidze meczów, raczej nie protestuje się, gdy kapitan robi zrzutkę na sędziego.

Zadałem w tytule pytanie: dlaczego będę się cieszył, jeśli prokuratura we Wrocławiu zatrzyma któregoś z byłych lub obecnych piłkarzy Legii i postawi mu zarzuty korupcyjne? Właśnie dlatego: że jako aktywny kibic przez okres swojej największej aktywności w klubie i na trybunach miałem permanentnie poczucie, że ktoś mnie oszukuje. Wcześniej nigdy nikt nie złapał nikogo za rękę. Teraz, przynajmniej, jest szansa na jakieś zadośćuczynienie. Dla nas.

Wiktor

Autor prowadzi bloga o Legii Warszawa


przeczytaj więcej o:
REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.