Sektory ultrasów Mallorki - fot. Piotr Kupidurski
REKLAMA

Na stadionach świata: RCD Mallorca - Xerez CD

Piotr Kupidurski, źródło: własne - Wiadomość archiwalna

Trener Legii nie raz miał pretensje do kibiców, że ci w czasie spotkań "przeszkadzają w grze jego piłkarzom" poprzez komentarze czy okrzyki. Zupełnie jakby Jak Urban nie przyjechał... z Hiszpanii. Tam bowiem gwizdy i wyrażanie niezadowolenia przez publiczność jest czymś naturalnym, o czym przekonał się Piotr, autor relacji z meczu Mallorki z Xerez. Zachęcamy do lektury:

Fotoreportaż z meczu - 46 zdjęć Piotra Kupidurskiego
Jeśli i Ty masz ochotę podzielić się swoimi spostrzeżeniami na temat innych aren piłkarskich (i nie tylko) - pisz koniecznie na ultras@legialive.pl.

30.08.2009 Primera Division: RCD Mallorca 2-0 Xerez CD

Spędzając pod koniec sierpnia sielskie wakacje na uroczej Majorce nie sposób było nie zauważyć startu Primera Division. Telewizje, a zwłaszcza kanały sportowe już kilkanaście dni przed pierwszą kolejką bombardowały widza rozmaitymi programami z przygotowań drużyn do sezonu. Nie muszę chyba nikogo przekonywać o popularności futbolu w Hiszpanii, ale że nawet na "turystycznej" Majorce start "la mejor liga del mundo" czuć było w powietrzu, wydało się zaskakujące.

Szczęśliwie w pierwszej kolejce Real Club Deportivo Mallorca, czyli Królewski Klub Sportowy Majorka grał u siebie, więc mogliśmy udać się na stadion celem zakupu biletu.
Wytresowani przez polskie realia i KP Legia zaczęliśmy się z żoną zastanawiać, czy do zakupu biletu wymagany będzie dowód, paszport, karta kibica, bądź potrzeba zapisania się na jakąś listę dla kibiców przyjezdnych – wszak mieszkańcami Palmy nie jesteśmy... Okazało się, że do zakupu wystarczyły pieniądze – jedyne pytanie zadane przez bardzo miłą panią w klubie dotyczyło sektora, na którym chcemy siedzieć. Bilety nie są imienne, kupić je może każdy dysponujący odpowiednią kwotą. Stadion Majorki nazywa się od niedawna ONO Estadi, od nazwy hiszpańskiego giganta telekomunikacyjnego. Zacząłem mieć mroczne skojarzenia, że Legia też ma "sponsora" z trzyliterową nazwą, który może mieć wpływ na nazwę stadionu...

Skojarzeń zresztą było więcej, bo stadion RCD Mallorca do złudzenia przypomina... stary stadion Legii! Z uwagi na obecność bieżni lekkoatletycznej stadion posiada niezadaszone "łuki", znacznie niższe od dwóch przeciwległych trybun usytuowanych wzdłuż boiska. Z tych dwóch trybun jedna jest odkryta, zaś druga kryta.

Postanowiliśmy więc kupić bilety na majorkową "Żyletę". Ceny biletów wahają się od 25 euro (łuki), poprzez 32 i 38 euro (odkryta górna i dolna) oraz 44 i 55 euro (kryta). Ceny są również uzależnione od popularności drużyny przeciwnej. Z jednej strony żałowaliśmy więc, że pierwszej kolejce nie przyjechał np. Real Madryt, ale z drugiej strony może by nas nie było stać na bilet? Pierwszym przeciwnikiem Majorki w sezonie 2009/2010 okazał się beniaminek Xerez CD, dla którego był to w ogóle pierwszy mecz w Primera Division po pierwszym, historycznym awansie do najwyższej klasy rozgrywkowej! Zawsze więc jakieś wydarzenie...

W niedzielę 30 sierpnia o nieco wczesnej, w upalnych warunkach, godzinie 17:00 miał rozpocząć się mecz. Pod stadionem byliśmy ok. 45 minut przed czasem – była więc chwila na "rozejrzenie się". Pierwsze co rzuciło się w oczy kibicowi z Polski to niemal zupełny brak służb policyjnych (w Hiszpanii jest ich kilka: właściwa "Policia", "Policia Local" i "Guardia Civil") w okolicach stadionu. Jedyni funkcjonariusze to "drogówka" (w ilości jednego funkcjonariusza "Policia Local" na jedno skrzyżowanie) usprawniająca dojazd do stadionu. Bez widoku białych kasków, tarcz, demonstracji siły. Drugim niespotykanym w Polsce widokiem było całkowite wymieszanie kibiców przeciwnych drużyn – nawet w kolejkach po bilety do kas stali, jeden za drugim, kibic Majorki, kibic Xerez, z flagami, w koszulkach swych drużyn... Może to zgoda jakaś? Z tego, co się dowiedziałem, to jednak nie – tak tu jest zawsze.

Po oględzinach okolic udaliśmy się do właściwej bramki wejściowej. Znów nauczeni polskim doświadczeniem spodziewaliśmy się szpaleru ochroniarzy i drobiazgowej kontroli przy wchodzeniu... Przy bramce rzeczywiście była ochrona. W ilości jednej osoby. Nawet nie "ochroniarz", tylko ktoś w rodzaju porządkowego, który nie miał wiele pracy, bo... wchodzi się bez kontroli. Po włożeniu biletu do "kołowrotka" i jego przekręceniu po prostu idzie się dalej. W miejscu, gdzie miesiąc wcześniej wybuchały bomby ETA (jedna z nich zabiła dwóch funkcjonariuszy Guardia Civil) nie ma żadnego "macania"???

Miejscowi zresztą byli trochę w szoku, że w Polsce tak jest (przecież stadion to nie lotnisko?, poza tym jak tam u was w tej Polsce tacy drobiazgowi, to niech kupią bramki wykrywające metale). W Polsce nie ma terrorystów ETA, za to jest drobiazgowa kontrola. W Hiszpanii kontroli podlegają tylko plecaki lub torby. Ja miałem torbę z aparatem (lustrzanka + 2 obiektywy) – wystarczyło, że otworzyłem, pan po zobaczeniu sprzętu foto powiedział OK i było po kontroli. I znów mała legijna dygresja. Na Łazienkowską z tą samą torbą i aparatem mnie nie wpuścili, bo "to sprzęt profesjonalny i Pan nie ma akredytacji foto"... Usłyszałem, że "zdjęcia pamiątkowe to se można robić małpką, a nie takim dużym, a poza tym to zdjęcia można robić tylko za zgodą klubu – tak jest w Regulaminie". Fakt. Tak rzeczywiście jest w "Regulaminie imprezy sportowej organizowanej na stadionie przy Łazienkowskiej 3". Dziwne – na stadionie jednej z najbardziej widowiskowych lig świata można bez problemu robić zdjęcia (nawet "profesjonalnym" aparatem), a na stadionie ligi polskiej nie. Pewnie włodarze Legii boją się, że napstrykałbym fotek np. na szlagierowym meczu z Odrą Wodzisław i sprzedał z dużym zyskiem do "La Gazzetta dello Sport". W Hiszpanii się nie boją, więc zdjęcia robiłem.

Stadion szybko się zapełniał, więc i my zajęliśmy swoje miejsca. Frekwencja nie była specjalnie oszałamiająca – "na oko" zajęte było ok. 2/3 miejsc. Jak się okazało, za zapełnienie stadionu Majorki odpowiedzialni są prawie w 100% karneciarze! W sezonie 2008-09 na mecze na ONO Estadi przychodziło średnio 14 613 widzów, zaś jak wg danych klubu sprzedano 14 000 karnetów (przy pojemności stadionu 23 142). Cóż – pozazdrościć wiernych kibiców i braku kolejek przed kasami. Posługując się "legijną" nomenklaturą kibice wypełniający stadion okazywali się w przytłaczającej większości piknikami, zaś ultrasi zajęli tylko 2-3 sektory na łuku. Atmosfera, z grubsza, przypominała naszą krytą górną. Dla polskiego kibica rozczulające wydawały się więc np. starsze panie, wręcz babcie, które wspólnie zajmowały miejsca, plotkowały i wachlowały się powszechnymi tu wachlarzami. Na trybunach pełen przekrój społeczny – rodziny z dziećmi, bez dzieci, starsi, młodsi, panie i panowie bez jakiejś szczególnej przewagi którejś z grup. W akcesoriach kibicowskich królowały koszulki i czapeczki, brakowało za to powszechnych u nas szalików (może ze względu na panujące upały). Poza tym atmosfera rzeczywiście piknikowa – wszechobecne napoje i przekąski wspomagające leniwe dyskusje w oczekiwaniu na pierwszy gwizdek sędziego. Zresztą poza stadionowe życie na tej uroczej wyspie toczy się w podobnym, sielsko-leniwym tempie.

Mecz poprzedziła minuta ciszy w hołdzie poległym w zorganizowanych przez ETA zamachach, sędzia gwizdnął i sezon Primera Division 2009-10 można było uznać za rozpoczęty. Od początku meczu dość aktywnie dopingowały sektory zajmowane przez miejscowych ultrasów. Z racji jednak ich niezbyt wielkiej liczebności doping był słyszalny, lecz nie ogłuszający. Był też "gniazdowy" z megafonem, który zarzucał kawałki. Ultrasi wywiesili kilka flag – największą, dwu sektorową "Supporters Mallorca Ultras 1999", flagę "zgód" oraz kilka pomniejszych. Wszystko oczywiście w obrębie swoich 2-3 sektorów, na reszcie stadionu przeważały niewielkie flagi... przyjezdnego Xerez, gdyż nie ma tu czegoś takiego jak "sektor kibiców przyjezdnych".

Kibice gości siedzieli więc w różnych częściach trybun (ci niezorganizowani), poza jednym skupiskiem – tych którzy przylecieli w ramach zorganizowanego "wyjazdu". Trzeba przyznać uczciwie, że zorganizowany doping ultrasów trwał prawie z jednakowym natężeniem przez pełne 90 minut, lecz jak wspomniałem wcześniej ginął w tłumie. Reszta stadionu dopingowała spontanicznie, choć słowo spontanicznie jest nieco na wyrost. Oklaskiwane były udane akcje i zagrania, słychać też było czasem ogólny "jęk zawodu", ale szału nie było. Z jednym wyjątkiem – gdy tylko drużyna Majorki próbowała "odstawiać lipę" – tzn. trochę pograć do tyłu, popodawać bezsensownie "ja do ciebie, ty do mnie" natychmiast stadion się ożywiał i gromkimi gwizdami pobudzał piłkarzy do bardziej ofensywnej i widowiskowej gry. Działo się tak nawet przy prowadzeniu gospodarzy 2-0! Boże, a u nas się Urban żali, że kibice reagujący negatywnie na dziadowską grę powodują, że zawodnicy mu się "spalają psychicznie". Może w Pampelunie nie gwizdali.

Sam mecz stał na niezłym poziomie, choć presja pierwszego, historycznego meczu w Primera Division nieco sparaliżowała piłkarzy Xerez. Przełomowa okazała się 39 minuta, gdy drugą żółtą i w konsekwencji czerwoną kartkę ujrzał piłkarz gości, Leandro Gioda. Od tej pory lekka przewaga, którą miała Majorka od początku meczu, stawała się coraz wyraźniejsza. Konsekwencją były dwie bramki strzelone w odstępie 3 minut. Pierwsze trafienie, w 57. minucie zanotował Aduriz, "nadworny" snajper i gwiazdor miejscowych, zaś w 60. minucie wynik na 2-0 ustalił Tuni, urodzony na Majorce wychowanek klubu (który ponadto asystował przy pierwszej bramce). Na trybunach ekstaza, nawet piknikowa część trybun spontanicznie skandowała nazwisko swego ulubieńca. Po tych dwu szybkich ciosach Majorka kontrolowała grę, choć kilka kontr Xerez było naprawdę groźnych – co najmniej dwa razy pachniało bramką i gospodarzy ratowało szczęście i bramkarz. Minutę przed końcem goście grali już w dziewięciu – drugą żółtą kartkę otrzymał Calvo i mecz można było uznać za wygrany.

Z atrakcji przygotowanych przez klub zauważalna była klubowa maskotka – diabeł, który przechadzał się wzdłuż trybun zaczepiając młodszych kibiców oraz sprawiając im rozmaite „psikusy”. Z atrakcji kibicowskich przygotowanych sektor ultras warto zaś odnotować pojawienie się flag na kijach w drugiej połowie meczu. Kibice gości też próbowali się przebić z dopingiem, jednak ich niezbyt duża liczba, oraz rozproszenie na trybunach nie sprzyjały „słyszalności”. Choć kilka razy, w momentach słabnięcia dopingu prowadzonego przez ultrasów Majorki, było ich słychać. Odbywało się bez wzajemnych uprzejmości, aż do końca meczu, kiedy po drugiej czerwonej kartce kibice Xerez nie wytrzymali i nawiązał się mały, "uszczypliwy" dialog z kibicami gospodarzy. Właściwie już po końcowym gwizdku, w sektorze zajmowanym przez "zorganizowanych wyjazdowiczów" Xerez, pojawiła się ostatnia atrakcja kibicowska meczu – odpalono jedną racę. Kibice się rozstąpili, raca płonęła, aż przyszedł pan policjant i butem zakończył to niezbyt okazałe widowisko. I po zadymie ;)

Wraz z końcowym gwizdkiem stadion szybko pustoszał. Piłkarze podeszli jeszcze podziękować kibicom pod sektory ultrasów i było po meczu. Pozostało jeszcze tylko długie oczekiwanie w kolejce na wyjazd ze stadionowego parkingu i wakacyjną "wycieczkę na mecz" można uznać za udaną i zakończoną.

Fotoreportaż z meczu Mallorca - Xerez - 46 zdjęć Piotra Kupidurskiego

Poprzednie relacje z tej kategorii znajdziecie w dziale Na stadionach.

Masz ciekawą historię z meczu europejskich (i nie tylko) klubów lub Mistrzostw Europy, czy Świata?
Wychodząc naprzeciw Waszym pomysłom, zachęcamy do przesyłania nam relacji i zdjęć! Wy również możecie mieć swój wkład w tworzenie materiałów na LegiaLive!

Relacje prosimy nadsyłać na specjalnie przeznaczonego maila ultras@legialive.pl

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.