Młyn kibiców Ujpestu - fot. Fumen
REKLAMA

LL! on tour: Ujpest FC - Vasas SC

Fumen - Wiadomość archiwalna

Od ponad dwóch lat dzięki Waszym relacjom zwiedzamy stadiony świata. Teraz przyszedł czas na pierwszą wizytę u naszych bratanków. Kilkudniowy pobyt w Budapeszcie pozwolił na poznanie futbolu i sceny kibicowskiej w węgierskim wydaniu. Wybór padł na spotkanie Ujpest FC - Vasas SC.

Fotoreportaż z meczu - 73 zdjęcia Fumena

Jeśli i Ty masz ochotę podzielić się swoimi spostrzeżeniami na temat innych aren piłkarskich (i nie tylko) - pisz koniecznie na ultras@legialive.pl.

23.05.2010: Ujpest FC 1-0 Vasas SC (6257 widzów)

Kiedy większość piłkarzy występujących na co dzień w ekstraklasie korzystało z uroków urlopu, na Węgrzech rozgrywano ostatnią rundę spotkań. Była więc świetna okazja, aby przekonać się, jaki poziom piłkarski oraz kibicowski prezentują Madziarzy. Do wyboru były dwa mecze – derby pomiędzy Honvedem a Ferencvarosem oraz potyczka Ujpestu z Vasasem. Ze względów turystyczno-logistycznych wygrała druga opcja.

Stadion UTE leży w północnej części Budapesztu, do którego można dojechać niebieską linią metra z przesiadką do autobusu. Z uwagi na dobrą pogodę oraz spory zapas wolnego czasu od stacji Ujpest-Varoskapu ruszamy na piechotę. Po około półgodzinnym spacerze wzdłuż ulic przypominających wyglądem te z podwarszawskich miejscowości, docieramy do celu. Przy głównym wejściu na stadion znajduje się jedna kasa oraz punkty wydawania akredytacji. Można również zaopatrzyć się w pestki oraz drobne słodycze. Nie mając ochoty na tego typu przysmaki odpuszczamy stoiska ze składanych stolików.

Ceny biletów kształtowały się na poziomie od 1500 do 3500 forintów, co w przeliczeniu daje przedział 25-55 zł. Najtańsze wejściówki były na trybunę D, gdzie zasiadają ultrasi, natomiast najdroższe na górną część trybuny A, co w przełożeniu na legijne realia odpowiada - górnej Krytej. Warto dodać, iż dzieci do lat 14 oraz seniorzy powyżej 70 roku wpuszczani byli za "symboliczną złotówkę". Innych zniżek działacze Ujpestu nie przewidzieli. Nie przewidzieli również kart kibica, dzięki czemu można było swobodnie wejść na stadion. Po odstaniu kilku minut w kolejce i mimo barier językowych, bez trudu kupujemy bilety na dolną część sektora A. Samo wpuszczanie na trybuny odbywało się szybko i sprawnie. Bilet do czytnika, pobieżne sprawdzenie czy nie wnosi się niebezpiecznych przedmiotów i wkrótce można było kierować się na swoje miejsca. Osoby nieposiadające piłkarskich gadżetów mogły je nabyć w oficjalnym sklepiku mieszczącym się w klubowym budynku, gdzie asortyment, jak na małą powierzchnię sklepu, był naprawdę zadowalający. Jedyny minus to ceny, które również były "oficjalne". Szalik – 3000 HUF (48 zł), koszulka Ujpestu po ok. 15% zniżce – 10 000 (160 zł). Kibice o mniejszym zasobie gotówki mogli skorzystać z oferty fanów sprzedających gadżety przed trybuną D. Niestety, nie dane nam było zaznajomić się z asortymentem kibicowskim, gdyż na przeszkodzie stanęło ogrodzenie oddzielające sektory A i D. Zamiast wydawać pieniądze na gadżety, woleliśmy ugasić pragnienie. Osoby spalone słońcem mogły w trzech punktach kupić nie tylko wodę, ale również i piwo. Zresztą trudno się temu dziwić, skoro sponsorem tytularnym ligi jest browar Soproni. Po zaopatrzeniu się w napoje ruszamy na trybuny.

Wejścia na trybunę były w zasadzie tylko dwa – na skrajnych jej stronach. Nie było to problemem. Po chwili zajmujemy miejsca (czyściutkie krzesełka!) w pierwszym rzędzie, na których były rozłożone darmowe programy meczowe. Brak płotu, świetna widoczność, jedynie barierki odgradzały nas od płyty boiska. Wszystko pięknie, ale... przed nami ustawiona była ławka rezerwowych gości, więc po chwili przenosimy się kilka rzędów w górę. Nie było z tym problemów, gdyż stadion mogący pomieścić 13 500 widzów był zajęty dokładnie w połowie. Największą uwagę przykuwał "D Terasz", gdzie znajdował się młyn gospodarzy. Przed meczem piłkarze Ujpestu podeszli pod trybunę przywitać się z ultrasami i zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie na tle trybuny. Wkrótce przyszedł czas na rywalizację na murawie.

O 17:30 arbiter spotkania rozpoczął zawody, w których faworytem byli gracze w fioletowo-białych strojach. Nie towarzyszyła temu żadna oprawa na trybunach. Gospodarze ograniczyli się do szczelnego oflagowania oraz machania flagami na kiju. Towarzyszyły temu chóralne śpiewy, które przez cały mecz stały na równym, dobrym poziomie. Wspierani przez dwa bębny miejscowi fanatycy intonowali przyśpiewki, które melodyjnie nie różniły się w szczególny sposób od tych, które znamy w Polsce. Doping stale był ubarwiany przez coraz to nowsze flagi kijach. Z czasem pojawiły się również pojedyncze race, które ze względu na porę rozgrywania spotkania nie dały piorunującego efektu. Niemniej jednak "plus za akcję". Wydarzenia na boisku nie wpływały w szczególny sposób na zachowanie kibiców. Zarówno przed, jak i po objęciu prowadzenia kibice zasiadający za bramką wspierali swoich piłkarzy. Próbowali zaistnieć fani Vasasu, ale ich obecność była bardziej zauważalna dzięki dwóm płótnom, niż słyszalna. Pojedyncze krzyknięcia, skandowania nasz redakcyjny kolega Bodziach oceniłby maksymalnie na "1". Pozostałe dwie trybuny (A i B) wzdłuż boiska przez całe spotkanie w zasadzie milczały, ograniczając się jedynie do zachwytów i jęków zawodu po akcjach ekipy z Budapesztu.

Ręce do oklasków składały się głównie w pierwszej połowie. Przewaga Ujpestu była wyraźna. Składniejsze akcje, dobra postawa w obronie, długie podania i strzały na bramkę rywala przyniosły prowadzenie 1-0 do przerwy. Można było się spodziewać, iż po zmianie stron fioletowo-biali potwierdzą swą wyższość. Nic bardziej mylnego. Spotkanie nieco się wyrównało. Vasas zaczął dochodzić do głosu, a gospodarze w odpowiedzi fatalnie marnowali podbramkowe akcje. "Prawie jak na Legii" - przychodziło wówczas do głowy. Ostatecznie spotkanie zakończyło się zwycięstwem Ujpestu, ale wobec rezultatów z innych boisk, zespół z Budapesztu nie awansował na 3. miejsce dające start w europejskich pucharach.

Gdy sędzia zagwizdał po raz ostatni, z narożnika trybuny D kibice ruszyli na murawę. Mimo zmęczenia grą piłkarze sprintem pognali w kierunku tunelu. Ci, którzy nie zdążyli, szybko zostali osaczeni przez kibiców. Mylił się ten, kto pomyślał, że fani będą chcieli wyciągnąć "konsekwencje" za zajęcie tylko czwartego miejsca na 125-lecie klubu. Miejscowi sympatycy chcieli jedynie uzyskać jakąkolwiek pamiątkę od ulubionego piłkarza. W efekcie większość zawodników schodziła do szatni w samych slipkach. Z koszulek, spodenek, a nawet... skarpetek przesiąkniętych trudami spotkania, cieszyli się szczęśliwi kibice. Korzystając z okazji wchodzimy spokojnie na murawę robiąc sobie zdjęcia na płycie boiska oraz na ławce rezerwowych. Zresztą fani ze swymi łupami nie mieli zamiaru rozchodzić się do domu. Czekali na swoich ulubieńców, którzy wkrótce pojawili się w centralnej części trybuny VIP (kryta Górna). Śpiewom, skandowaniom, oklaskom nie było końca. Po chwili opuszczamy bramy stadionu Ujpestu wracając do centrum Budapesztu.

Bezpieczeństwo? Nie czuliśmy zagrożenia choćby przez sekundę. Niepotrzebne do tego były wszędobylskie kamery, filmowanie z ręki czy też tabuny ochroniarzy i policji. Ochrona owszem była, ale w bardzo skromnej liczbie. Ogólnie klimat węgierskiej piłki nie odbiegał znacząco od tej, którą znamy bądź znaliśmy w rodzimym wydaniu. Dotyczy to zarówno samego stadionu, jak i atmosfery na nim.

Fotoreportaż z meczu - 73 zdjęcia Fumena

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.