Radość Marcina Żewłakowa po pierwszym golu - fot. Mishka
REKLAMA

Bełchatowianie o meczu

Fumen - Wiadomość archiwalna

Marcin Żewłakow: Nie spodziewałem się, że przyjeżdżając tutaj, po pierwszej połowie będziemy prowadzić 2-0, a ja zdobędę obie bramki. Aczkolwiek taki scenariusz i to zwycięstwo naprawdę cieszy. Udało się wrócić do Warszawy z tak miłym akcentem. Komplet punktów wędruje do Bełchatowa, ale uważam, że niejedna drużyna połamie sobie zęby przy Łazienkowskiej.
Nie da się ukryć, że mecz się ułożył pod nas. Szybko zdobyta bramka, dobra taktyka, gdzie troszkę cofnięci czekaliśmy na błąd. Później kolejne trafienie. Tak się łatwiej gra, kiedy się oczekuje mając po swojej stronie wynik. Nawet z tak dobrą piłkarsko Legią. Wiadomo, że mogliśmy prowadzić znacznie wyżej, ale nie ma takiej drużyny, która ma stuprocentową skuteczność. Wypada się cieszyć, że zagraliśmy na zero z tyłu. Tym bardziej, że gospodarze wyszli na drugą połowę z większym apetytem.
Nie mogę skarżyć się na jakość dośrodkowań. Pierwsza piłka idealnie dograna. Nic tylko dołożyć głowę i podnieść ręce w geście tryumfu. Nigdy nie jest łatwo zdobyć bramkę i zawsze trzeba wyszukać sobie miejsce na murawie, aby pokonać rywala.
Dla nas był to pewnego rodzaju test. Sprawdzian, w którym pokazaliśmy, że potrafimy grać na wyjazdach, że uciszyliśmy tych, co w nas wątplili. A jesteśmy zgraną grupą z charakterem, która może powalczyć i pokrzyżować plany kandydatom do mistrzostwa. Aczkolwiek nie chcę na bazie tego jednego spotkania kreować celów na cały sezon dla drużyny. Z doświadczenia wiem, że dopiero pełna runda daje podwaliny pod konkretne cele – bardziej lub mniej ambitne. Podchodzimy do wszystkiego pokornie i ze spokojem kompletujemy punkty.
Przyznam, że fajnie było wrócić do ekstraklasy. Przed sezonem zastanawiałem się, jak będę w tym wszystkim funkcjonował i jak się odnajdę. W wieku 34 lat podszedłem do sezonu kompletnie bez okresu przygotowawczego, ale mam nadzieję, że nie jest najgorzej i klub ma ze mnie pociechę. Przede mną dwa tygodnie przerwy i będę mógł dalej popracować nad sobą, bo dziś starczyło sił na 70 minut.
Na Legii trochę zapachniało Europą. Nowy stadion, przyjemnie tu się gra, z chęcią przyjeżdża na mecz, ale najmilej jest wyjechać stąd z kompletem punktów.

Tomasz Wróbel: Na pewno nie było łatwo wygrać z Legią, co było widać po tym jak sędzia gwizdnął koniec spotkania. Zostawiliśmy tu dużo zdrowia. Spodziewaliśmy się trudnej przeprawy i tak faktycznie było. Można powiedzieć, że stworzyliśmy sobie więcej bramkowych sytuacji. Dwie z nich wykorzystaliśmy. Legia tego nie miała i wypada się z tego cieszyć. Tym bardziej, że przy Łazienkowskiej nie wygrywa się małym nakładem sił.
Czy mamy patent na Legię? Nie. Po prostu nasza forma rośnie. W poprzednim spotkaniu Maciej Małkowski asystował przy bramkach, teraz ja i miejmy nadzieję, że w kolejnym meczu ktoś inny będzie dobrze podawał. Nie ważne kto strzela, ważne, żebyśmy wygrywali spotkania. Równie dobrze mogłem zaliczyć dwie asysty, ale przegralibyśmy 2-3, to moglibyśmy mieć do siebie pretensje. A tak, wygrała cała drużyna i jej się należą słowa uznania.

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.