REKLAMA

Tomasz Rząsa dla LL! o grze w Den Haag

Fumen - Wiadomość archiwalna

Dziś dojdzie do charytatywnego spotkania pomiędzy Legią a Den Haag. Jedynym polskim piłkarzem, któremu dane było występować w barwach naszych holenderskich przyjaciół, jest Tomasz Rząsa. W związku ze zbliżającym się meczem, zapytaliśmy byłego defensora "Bocianów" o pobyt ekipie z Hagi, a także legijne akcenty na Zuiderpark.

W jakich okolicznościach trafił Pan do Den Haag?
Tomasz Rząsa:
Do klubu z Hagi trafiłem z Heerenveen na rok przed mistrzostwami świata w Niemczech. Wówczas zależało mi na tym, aby występować w zespole, gdzie będę mógł liczyć na regularną grę na boku defensywy. Holenderski klub spełniał te warunki, stąd taka moja decyzja.

Trzeba przyznać, iż był to udany wybór, gdyż wybiegał Pan regularnie w wyjściowej jedenastce.
Zdecydowanie tak. Tym bardziej, że nie byłem już najmłodszym zawodnikiem. Miałem wtedy 32 lata, a rywalizowałem na murawie ze znacznie młodszymi piłkarzami. Co prawda był to dla mnie już ostatni klub w Holandii, ale to właśnie w Hadze mogłem utrzymać formę, która pozwalała na zwrócenie uwagi selekcjonera reprezentacji Polski.

O ile indywidualny cel został zrealizowany, o tyle jako zespół nie zachwyciliście. Praktycznie do końca "Bociany" walczyły o ligowy byt.
Zgadza się. Aczkolwiek od samego początku rozgrywek mówiło się w Hadze, iż celem nadrzędnym jest utrzymanie się w Eredivisie. Do tego celu dążyliśmy jako drużyna. Innych zadań do zrealizowania nie było. Muszę przyznać, iż miejsce w lidze na kolejny sezon zapewniliśmy sobie dopiero pod koniec rozgrywek w potyczce ze Spartą Rotterdam. Wówczas wygraliśmy te spotkanie i byliśmy pewni utrzymania.

Jednak patrząc na skład, nie brakowało znanych nazwisk. Michael Mols, mając za sobą występy w Ajaxie John O'Brien, reprezentujący Finlandię Joonas Kolkka czy młodziutki Eljero Elia.
Niewątpliwie tworzyliśmy pewnego rodzaju mieszankę doświadczenia z młodością. Kilku ciekawych zawodników trafiło na Zuiderpark razem ze mną. Co ważniejsze, ci bardziej doświadczeni gracze nie zawiedli. Tym bardziej, że ciężki spotkań nie brakowało. Natomiast obawiam się, iż samą młodością nie zwojowalibyśmy ligi, więc pierwiastek rutyny wyszedł naszej ekipie na dobre.

Dość słaba postawa drużyny w Eredivisie zaważyła, że zdecydował się Pan opuścić Hagę na rzecz austriackiego SV Ried?
Nie. Z Den Haag miałem podpisaną umowę na rok. Po zakończeniu sezonu miałem już 33 lata na karku. W tym wieku bardziej myślałem coraz częściej o zakończeniu przygody z futbolem. Sądziłem, że właśnie w Holandii zawieszę buty na kołku, ale pojawiła się propozycja z Austrii, gdzie pograłem jeszcze dwa sezony.

Den Haag było dla Pana czwartym klubem w Holandii. Wcześniej reprezentował Pan barwy De Graafschap, Feyenoordu Rotterdam i Heerenveen. Jak na tle tych zespołów wyglądała organizacja klubu z Hagi?
To był przełomowy rok dla żółto-zielonych, gdyż została podjęta przez miasto decyzja o budowie nowego stadionu. Ponadto klub był naprawdę dobrze zorganizowany. Z długoletnią historią, do tego posiadający wyśmienitych kibiców. Fani byli z nami zawsze na dobre i na złe. Do tego wkupiłem się w ich łaski. W jednym ze spotkań towarzyskich z Anglikami, w ferworze walki zgubiłem buta, którym po chwili cisnąłem... w sędziego. Tym samym stałem się jednym z ulubieńców kibiców. Zresztą relacje z fanami Den Haag prze cały sezon układały się naprawdę dobrze. Natomiast, jak obecnie wygląda sytuacja w Hadze, przyznam szczerze, że nie jestem na bieżąco.

Poziom profesjonalizmu, z jakim miał Pan do czynienia w Hadze, nadal jest w sferze marzeń dla polskich zespołów?
Uważam, że nie. Szczególnie w przypadku czołowych klubów z ekstraklasy. Cały czas powstają nowe stadiony, zaczyna to coraz lepiej funkcjonować, co w przyszłości przyniesie wymierne efekty. Wszystko jest kwestią czasu. Aczkolwiek daleki jestem od stwierdzeń, że nadal musimy się wstydzić podobnych porównań.

Nie jest tajemnicą, że kibice Legii przyjaźnią się z sympatykami z Hagi. Czy były zauważalne jakieś oznaki tej zgody?
Jeżeli chodzi o Legię, to na starym Zuiderpark były dwa boiska treningowe. Obok jednego z nich znajdował się klub, miejsce spotkań fanów "Bocianów". Tam z kolei umieszczone były duże flagi zaprzyjaźnionych z Hagą klubów, w tym również herb Legii. Codziennie tam trenowałem, więc grając w Holandii miałem do czynienia z polskimi akcentami.

Rozmawiał Paweł Krawczyński


przeczytaj więcej o:
REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.