Walter: Sukces z Legią to ostatnia rzecz, którą chciałbym osiągnąć
W najnowszym numerze Tygodnika Powszechnego znalazł się obszerny wywiad z wiceprezydentem Grupy ITI i przewodniczącym rady nadzorczej KP Legia, Mariuszem Walterem. Ten wypowiada się o kibicach z Żylety, porozumieniu z SKLW, nietrafionych transferach oraz kosztach z tym związanymi. "Ten rok obarczony jest tak wieloma błędami w kwestii transferów, że wyczerpał naszą tolerancję wobec nietrafionych decyzji" - mówi.
Przez długi czas największym problemem Legii był brak nowoczesnego stadionu i bazy treningowej. "Proszę pamiętać, że Legia czekała na nowy stadion kilkadziesiąt lat, a my jako jej właściciele - 6 lat. Na Łazienkowskiej istniała właściwie tylko tradycja Żylety - trybuny najwierniejszych, fanatycznych nieraz kibiców i słynny "kocioł". Ciekawe skądinąd było prześledzenie wędrówki różnych znanych dziś osób od dawnej Żylety pod dach na krytej trybunie, a z Krytej z powrotem na Żyletę na nowym stadionie. Spora ich część to ludzie, którym w życiu się powiodło, ale którzy w innych sektorach nie znajdują tej wyjątkowej atmosfery" - mówi Tygodnikowi Powszechnemu Mariusz Walter.
Walter wskazuje, że na Żylecie jest wielu wykształconych ludzi, ale potrzebne jest wyznaczenie pewnej granicy. "Jest tam tzw. zapiewajło, wzywający do dopingu. Wszystko pięknie, kiedy pyta 'Kto dziś wygra?', a oni odpowiadają 'Legia!'. Ale 'Strzelcie k... gola!'? Albo 'Legia grac, k... mac'?" - mówi Walter, który uważa, że doping powinien być kulturalny.
Niedawno Paweł Kosmala mówił, że bez względu to, co działo się do tej pory na meczach, porozumienie z SKLW było potrzebne. Mariusz Walter jest w tej kwestii bardziej sceptyczny. "Zawarto porozumienie z reprezentantami SKLW; porozumienie, które przez jakiś czas było dotrzymywane - krótko. Pytanie, co zarząd może zrobić, kiedy ktoś przynosi w kieszeni maleńkie petardy, których żadna bramka nie wyłapie, a których rzucenie doprowadza do przerwania meczu i w konsekwencji kar finansowych nałożonych na klub? Mamy monitoring, ale spod tych zakapturzeń, przy solidarności wzajemnej, trudno ustalić winnego" - mówi. Właściciel klubu nadal jednak wierzy, że niedozwolone rzeczy znajdą swój koniec - szczególnie wulgarne okrzyki. "To musi zniknąć, z tym właściciele nie pogodzą się nigdy" - zapowiada.
Według niego, klub wcale nie wymaga wiele. "Wymagamy zaledwie kilku prostych zachowań rodem z naszego kręgu kulturowego. Dlaczego nie skutkuje porozumienie z SKLW? Dlaczego nie można przekręcić wajchy emocji w inną stronę?" - zastanawia się.
Przy pierwszym konflikcie kibiców z działaczami fani głośno wyrażali obawy, że fanatycznych kibiców klub chce zastąpić "białymi kołnierzykami". "A dla nas Żyleta był, jest i pozostanie czymś bardzo ważnym. Przesadzeni na inne miejsca, ale tak samo ukorzenieni na Powiślu fani, którzy z klubem autentycznie się utożsamiają i zrobiliby dla niego wszystko, są jego wielką siłą. Problem w pojemności określenia 'zrobiliby wszystko'. (...) Żyleta musi respektować prawo. Tylko tyle i aż tyle. Zarząd w tej sprawie wykazał więcej niż dobrą wolę" - przekonuje.
Często piłkarze trafiający do Legii nie wykazują maksymalnego zaangażowania. Nie czują oni bowiem takiego związku z klubem jak warszawiacy. Walter zgadza się z tym i przyznaje, że często piłkarze nie wiedzą jaką wartość dla setek tysięcy warszawiaków, ma ich praca. "Coś takiego trudno zrozumieć Brazylijczykowi, dla którego nieudany rok w Polsce, to po prostu przykry epizod do poprawienia, gdzie indziej" - zauważa.
Kolejnym problemem jest brak mentalności zwycięzcy. Walter przekonuje, że taką osobą był Kamil Grosicki, mimo jego wszystkich pozaboiskowych problemów. Za takich uważa także Muchę, Astiza, Kiełbowicza i Vrdoljaka. O tym ostatnim mówi, że na tle innych jest niczym rzymski wojownik. "W Legii mamy kilku wojowników, ale gra kilkunastu" - mówi.
Nowy stadion sprawił, że Legia musi ponosić o wiele większe koszty niż do tej pory. "Stadion dzierżawimy od miasta płacąc ogromne pieniądze: 4,5 miliona czynszu oraz 8 mln kosztów utrzymania i eksploatacji rocznie. Musimy na to przeznaczyć przychód (nie zysk ani dochód) ze wszystkich meczów ekstraklasy i jeszcze kilku pucharowych" - mówi Tygodnikowi Powszechnemu. Ponadto parę milionów klub wydaje na drużynę Młodej Ekstraklasy i Akademii piłkarskiej, która liczy 280 zawodników, plus sztab trenerski.
Koszty, jakie ponosi ITI nie są małe. Walter dodaje, że pieniądze muszą w końcu wrócić do Grupy ITI. "Kiedy obliczam, że włożyliśmy w Legię 150 milionów, to myślę, że zbudowanie takiej struktury jest drogie. (...) Nie mogą się nam już więcej zdarzać kosztowne błędy transferowe, ale oprócz cierpliwości i zgody na rozsądne ryzyko sportowe, jesteśmy odpowiedzialni wobec ITI, która od 6 lat dofinansowuje Legię. Te pieniądze muszą wrócić do pożyczkodawcy" - mówi.
W minionym sezonie Legia zwolniła przed końcem sezonu Jana Urbana. Obecnie pod wodzą Macieja Skorży Legia przegrała aż 11 meczów. "Kiedy patrzę z perspektywy na odejście pana Urbana, właśnie po długiej serii porażek, mam poczucie, że w analogicznej sytuacji z panem Skorżą jesteśmy ciut mądrzejsi. Ale proszę darować banał, zawsze jest gdzieś granica. Jeśli w telewizji próby wprowadzenia jakiegoś programu nie odpowiadają widzowi, trudno prace nad nim kontynuować w nieskończoność" - mówi.
Właściciel klubu nadal jest głęboko przekonany, że inwestycja w Legię będzie opłacalna i uda się osiągnąć sukces. "Sukces z Legią to ostatnia rzecz, którą chciałbym osiągnąć w życiu, bo kiedyś jednak trzeba odpocząć" - mówi na zakończenie wywiadu.
Całą rozmowę możecie przeczytać w aktualnym numerze Tygodnika Powszechnego.
Mariusz Walter chce osiągnąć z Legią sukces - fot. LegiaLIVE!