Kątem oka
REKLAMA

Kątem oka - 18. tydzień z głowy

Qbas - Wiadomość archiwalna

Dożyliśmy czasów, gdy słowa z piosenki ciałem się stały. Po ostatnich wyczynach wojewodów, na wyraźne zamówienie premiera, kibiców ogarnęło poczucie, że w bambuko robią nas wszyscy – i politycy, i dziennikarze, i PZPN. Nawet sami siebie robimy, bo przecież zajścia stanowiące przyczynek do absurdalnych decyzji o zamknięciu stadionów nie były dziełem UFO. Rozróbę rozkręcili ludzie, którzy razem z nami pojechali na mecz. W całej tej sytuacji najbardziej żal patrzeć na puste trybuny w Warszawie i Poznaniu, które pozostają oczywiście piękne, ale bez kibiców tracą duszę. To państwo jest chore.

Poniedziałek. Miroslav Radović, znany krajan Radoslava Mirovicia, przyznał, że kibice mają być prawo wkur... na piłkarzy za fatalny sezon. Drogi "Bratko", mamy prawo, ale niestety ślepo w Was wierzymy. Wystarczy, że w szczęśliwych bólach wygracie pucharzynę Polski i już ci, którzy wczoraj na Was pluli, zdzierają z Was przepocone getry. Taka ciężka dola piłkarza. Raz chcą rozerwać na strzępy ze szczęścia, a raz z wściekłości. I to wszystko za marne kilkadziesiąt tysięcy złotych miesięcznie.

Wtorek. Wiadomo – puchar chorego kraju jest nasz, zadyma i te sprawy. W cieniu tych wydarzeń znalazł się głos rozsądku Sylwestra Czereszewskiego. Legijny król strzelców ekstraklasy z sezonu 1997/98 odniósł się do pomysłu ściągnięcia na Łazienkowską Arkadiusza Piecha. "Dajcie chłopakowi żyć. Niech zdobędzie jeszcze z 30 bramek, udowodni, że jest dobry" – co by o "Czeresiu" nie myśleć, to trafił w sedno. Tak jak kiedyś na boisku. Snajperów o skuteczności podobnej do Piecha już mamy. Jeden właśnie zbiera manatki i szykuje się do powrotu do Brazylii.

Środa. Cały chory kraj trząsł się od komentarzy mądrych głów. Prawda jest jednak dość prozaiczna. Polacy nie szanują prawa. Począwszy od prowadzących szemrane interesy polityków, przez rozmawiających przez komórki w czasie prowadzenia auta, palących na przystankach, niezbierających odchodów po swych domowych zwierzątkach, na niekasujących biletów skończywszy. Brak poszanowania dla przepisów ustawy o bezpieczeństwie imprez masowych stanowi tylko bardziej spektakularne odzwierciedlenie takiego podejścia. Legioniści odpalali zabronioną pirotechnikę (bo to przecież takie fajne) i mimo zakazu wtargnęli na murawę (bo przecież chcieli się trochę pocieszyć). A że potem ktoś bardziej krewki rzucił gaśnicą czy wiaderkiem w ochroniarza, to już nieszczęśliwy przypadek. Wszystko to się łączy, a jeśli dodamy do tego nieudolność organizatorów, służb porządkowych i policji, to mamy efekt taki, jak w Bydgoszczy. I nie ma co więcej psuć śliny.

Czwartek. To chory kraj. Zamknięcie przez wojewodów stadionów jest jedną z najbardziej populistycznych decyzji wydanych przez... premiera. Kary powinny mieć sens, zawierać zrównoważony element represyjny względem sprawcy oraz wychowywać. Jak to się ma do zamknięcia nowiuteńkich stadionów? Sensu żadnego, represyjność do sześcianu i źle zaadresowana, a wartości wychowawcze podobne do programu "Zero tolerancji" autorstwa Romana Giertycha. Nic, tylko czekać obowiązkowych mundurków dla kibiców.

Piątek. W czasach gdy normą jest nienormalność doszło do tego, że piłkarze rozgrywali mecz przy 31 tys. pustych fotelików, kibice dopingowali spod stadionu, a ochrona o mało nie pobiła zawodników. W tym wszystkim dobrze, że przynajmniej piłkarze stanęli na wysokości zadania i pewnie wygrali z Koroną Kielce, choć przecież przegrywali. W meczu błysnęło trio wyszydzanych: Manu, Cabral i Gol. A dzięki dwóm bramkom, najlepszym strzelcem w zespole został Miro Radović, który wyprzedził swego druha Ivicę Vrdoljaka. Skoro już o bramkach mowa, to Legia straciła w tym sezonie już 35. Ostatni raz tyle lub więcej rywale wbili "wojskowym" w sezonie 1982/83, a nasi zajęli 8. miejsce z 12 porażkami na koncie. Głowom rozpalonym przez ostatnie wyniki delikatnie przypominam, że podobny scenariusz na koniec bieżących rozgrywek jest wciąż prawdopodobny.

Sobota. Swe 22. urodziny, a pierwsze w chorym kraju, obchodził czołowy bramkarz Legii Warszawa Marijan Antolović. Znanemu i lubianemu "Makiemu" składam najserdeczniejsze życzenia. Rośnij zdrowy! Hmm... a może już jednak nie rośnij? Do tego pojawiła się plotka, jakoby nasz klub pragnął złapać wróbla za ogon, czyli sprowadzić z Bełchatowa skrzydłowego Tomasza Wróbla. Prawdę mówiąc nie wiem, jakimi osiągnięciami w tym sezonie może pochwalić się pan Wróbel i nie chce mi się tego sprawdzać. Wiem natomiast, że istnieje coś takiego jak syndrom Bełchatowa. Pokrótce polega on na tym, że piłkarze, którzy spędzili tam więcej niż rok zwyczajnie grzybieją. Siedzą sobie spokojnie na prowincji (również piłkarskiej), niczego nie muszą, nie mają żadnych celów i w końcu popadają w marazm. Najlepiej widać to na przykładzie tria, które pozyskała latem Polonia. Pietrasiak jest notorycznie bliski Klubu Kokosa, a Rachwał i Tosik jeśli już w ogóle grają, to bardzo słabo. A na pytanie jak to się stało, że ci ludzie potrafili dwukrotnie ograć do zera Legię, powinni odpowiedzieć sobie sami legioniści.

Niedziela. Po zakończeniu chorego sezonu w nienormalnym kraju wraca do domu piłkarz Jagiellonii i skruszony tłumaczy się żonie – Kochanie, naprawdę nie wiem, jak to się stało. Wykolegowała nas ta Lechia, podłożyli się skur... rywalom. Na nic zdały się nasze wysiłki i pięć porażek z rzędu... Niestety, zagramy w pucharach. Bardzo mi przykro, w tym roku chyba nici z wakacji.

Zdjęcie tygodnia



Hmm, co by tu jeszcze zamknąć? - fot. Woytek

Qbas


przeczytaj więcej o:
REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.