141. derby Belgradu - fot. delije-caffe.net
REKLAMA

Na stadionach świata: Crvena - Partizan Belgrad

Jacek - Wiadomość archiwalna

W listopadzie na Marakanie rozegrano 141. derby Belgradu pomiędzy Crveną Zvezdą a Partizanem. Na trybunach działo się naprawdę sporo. Partizan zasiadł w osobnych grupach, bo te są skłócone ze sobą. Obie ekipy z bardzo dobrym dopingiem i liczną pirotechniką. "Delije" nie pozwolili piłkarzom Partizana w przerwie udać się do szatni, rzucając setki środków pirotechnicznych w stronę tunelu. Ostatecznie... trenerzy odprawę musieli zrobić na murawie!

26.11.2011: Crvena Zvezda Belgrad 0-2 Partizan Belgrad
W listopadzie 2011 r. odbyliśmy dwutygodniową, można powiedzieć, "wycieczkę objazdową" po Europie i cztery dni spędziliśmy w stolicy Serbii. Były to bardzo intensywne cztery dni, ale skoncentrujmy się na tym co dla czytelników najciekawsze, czyli "Wiecznych Derbach pomiędzy Crveną Zvezdą a Partizanem. Wiedzieliśmy, że właśnie podczas naszej planowanej podróży odbędzie się ten mecz, co było dla nas dodatkowym, choć nie jedynym, argumentem, by odwiedzić Białe Miasto.

Bilety na ten mecz próbowaliśmy załatwić z wyprzedzeniem – były telefony z Warszawy do klubu z Belgradu z pytaniem o możliwość rezerwacji wejściówek, było wielokrotne sprawdzanie różnych stron internetowych (strony głównie w języku serbskim - choć moja znajomość tego języka jest... cóż, daleka od posiadania certyfikatu ;-)). W końcu bilety bez żadnych problemów ani kolejek kupiliśmy dzień przed meczem w kasach stadionu. Kosztowały one po 500 dinarów (ok. 5 euro) na trybunę północną - "Sewer" - zajmowaną przez Delije.

Od Żylety dużo taniej, tym bardziej, że u nas taki mecz pewnie zakwalifikowano by do zerowej kategorii cenowej i kazano by płacić w złocie. O tym, że Serbowie są wyjątkowo miłymi ludźmi, mieliśmy okazję przekonać się wiele razy – przed kasami również. Kupując bilety, nie zrozumieliśmy rozpiski cenowej przy okienku, a jakiś koleś w kolejce obok nas myśląc, że najwyraźniej nie mamy hajsu, po prostu... zapłacił 1000 dinarów za nasze bilety i poszedł. Oczywiście, złapałem go i oddałem mu pieniądze, a raczej wcisnąłem za pazuchę, bo nie chciał ich wziąć. Ot, nasi bracia, południowi Słowianie. Po zakupieniu wejściówek udaliśmy się do knajpy Zvezdy, tuż przy stadionie, gdzie również zostaliśmy bardzo miło przywitani. Była to godzina mniej więcej 13 i co ciekawe, z osób obecnych w knajpie tylko my piliśmy piwo, reszta kibiców – kawę lub herbatę. Tak więc przełamywaliśmy stereotypy o Polakach ;-).

Mecz był zaplanowany na następny dzień (sobotę, 26.11) na godz. 18. Ruszyliśmy na Marakanę (tak się nazywa największy stadion w Serbii, na którym swoje mecze na co dzień rozgrywa Zvezda) o 16, ja oczywiście przyodziany w szalik najlepszego k(L)ubu na świecie. Wsiadam w owym szaliku w zdezelowany tramwaj, a tam... nasi niedawni znajomi ze Spartaka, w liczbie kilkakrotnie przewyższającej naszą. Zvezda ma zgodę ze Spartakiem (i Olympiakosem) i na ten mecz wybrało się sporo Ruskich, ale na szczęście darowałem im życie ;-). Zamieniliśmy kilka słów, okazało się, że akurat ci goście byli w Warszawie na meczu z nami, jednak nie poruszyłem niewygodnego dla nich tematu Źródełka ;-). Tramwaj z niewiadomych przyczyn stanął na mniej więcej 5 przystanków przed stadionem, a ponieważ wszystkie inne środki komunikacji były maksymalnie wypchane kibicami, ruszyliśmy z buta, tak jak wielu innych kibiców. Wejście na stadion było wyjątkowo sprawne – bo choć do wszystkich bramek wejściowych kolejki były duże, a nasza bramka była zamknięta, to gdy ochroniarz ją na chwilę otworzył (nie wiem po co, bo na pewno nie chodziło mu o to, żeby nas tamtędy wpuścić), poczuliśmy za sobą napór wielu osób i w mgnieniu oka znaleźliśmy się już na stadionie, ku zdumieniu wspomnianego ochroniarza.

Do meczu było jeszcze ok. 30 minut, ale stadion już żył. Sewer wypełnił się po brzegi, nawet w nadkomplecie (duży ścisk, pełno ludzi w przejściach, na schodach), a pozostałe części stadionu były z prześwitami. Inna sprawa, że pojemność Marakany to ponad 50 tys. Na moje oko widzów było ok. 40-45 tys., w tym kilka tysięcy "Grobarich" – fanów Partizana, przybyłych w dwóch oddzielnych grupach (konflikt między nimi). "Zabranjeni" zajęli miejsca na Istoku (trybunie wschodniej), a reszta kibiców gości – na Jugu (tr. południowa). Do meczu jeszcze był czas, ale na Sewerze już działo się sporo – śpiewy, pirotechnika, skakanie – wszystko to przed meczem, a to był dopiero przedsmak tego, co miało nastąpić później. Gdy na rozgrzewkę wyszedł bramkarz Partizana, Stojković, z trybun, oprócz wyzwisk ("Mustafa, Mustafa") poleciało w niego dosłownie wszystko, łącznie z gradem rac. Zawodnik ten gra obecnie w Partizanie, natomiast wcześniej był piłkarzem Zvezdy i Delije za nim zbytnio nie przepadają. Pamiętacie mecz Włochy – Serbia, zakończony walkowerem dla Włoch? Właśnie on grał w tym meczu, co było jedną z przyczyn tego, że spotkanie trwało całe 6 minut.

Na wyjście piłkarzy pirotechnika została odpalona na całym stadionie. Tak, właśnie, nie tylko na Sewerze, choć tam były największe jej ilości, ale na wszystkich trybunach zajmowanych przez fanów Zvezdy. Race, sztuczne ognie, inne fajerwerki – było tego tyle, że momentalnie cały stadion pokryła mgła tak gęsta, że nie można było dojrzeć dosłownie nic – nawet sąsiada na trybunie. Rafał Stec miałby o czym pisać ;-). Wszystko to w akompaniamencie śpiewu, którego moc i melodyjność wgniatały w ziemię. Po ok. 10 minutach było już widać boisko, więc sędzia rozpoczął mecz. Jak wspomniałem, doping był bardzo głośny i melodyjny, do tego co chwilę coś wybuchało (petardy), to było po prostu TO! Kwintesencja Bałkanów. My na Legii (i w ogóle kibice w naszym kraju) śpiewamy głośno, ale ta melodyjność, rytmiczność i równość to jest coś, czego u nas nie ma, a dodaje to MEGA mocy! Gdyby tak spróbować potrenować to u nas...

Fani Partizana stali po przeciwnej stronie stadionu, więc siłą rzeczy trudno było ich usłyszeć z perspektywy Seweru, ale bawili się dobrze. A nawet zbyt dobrze, bo w pewnym momencie coś przy ich sektorze zaczęło się palić, nie wiem co to było, ale ogień stawał się coraz większy i wyglądało to dość niebezpiecznie. Musiała interweniować straż pożarna. Co ciekawe, działacze Zvezdy przed meczem nakazali zdemontować krzesełka na trybunie gości, po to, żeby "Grobari" nimi nie rzucali, i tak też się stało – krzesełek nie było, a wg działaczy, koszt ich demontażu i powtórnego przymocowania jest niższy niż wymiana po ewentualnych zniszczeniach.

W przerwie meczu zawodnicy chcieli zejść do szatni. I piłkarze Zvezdy nie mieli z tym problemów, ale niestety dla graczy Partizana na Marakanie tunel prowadzący do szatni znajduje się przy Sewerze. Cóż, próbowali kilka razy do niego podejść, a właściwie podbiec, jednak te próby za każdym razem kończyły się ostrzałem ciężką artylerią – racami, petardami i wszystkim co było pod ręką. Widząc, że szanse na zejście są bliskie zeru, w końcu piłkarze i sztab szkoleniowy Partizana postanowili pozostać na boisku i tam zrobili odprawę przed drugą połową.

Druga część meczu to kontynuacja show na trybunach, pod koniec tylko doping nie był już tak dobry, z racji sytuacji boiskowej - Partizan prowadził 2-0 i takim wynikiem mecz się zakończył. Jeśli chodzi o samą treść piosenek, moja znajomość serbskiego przeważnie nie pozwalała na powtórzenie tekstu po jednokrotnym usłyszeniu, ale parę prostych przyśpiewek zapamiętałem, jak np. "ubij ubij ubij Grobara". Na trybunach spotkaliśmy dwójkę polskich fanów Zvezdy, z którymi upolowaliśmy po kilka Jeleni po meczu – pozdro Agnieszka i Rafał! Stwierdzili oni, że jak na derby, a jeżdżą na nie od lat, doping był... kiepski. Jeśli to, co zobaczyłem i usłyszałem było kiepskie, ciekaw jestem, jaka jest atmosfera na meczach "kozackich".

Fani Zvezdy nie byli, rzecz jasna, zadowoleni z wyniku i głośno dali temu wyraz skandując: "uprava napolje!", co oznacza ni mniej ni więcej niż "precz z zarządem". Po meczu piłkarze gości znów mieli duże problemy z zejściem do szatni przez tunel, tym razem jednak ich cierpliwość się opłaciła – w końcu wzięli duży rozbieg i jakoś przemknęli pomiędzy fruwającymi racami.

Po wyjściu ze stadionu wszyscy chowają barwy – dowiedziałem się później, że w Belgradzie raczej unika się chodzenia w barwach po mieście, ze względu na własne bezpieczeństwo. Podsumowując – SUPER! Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś uda mi się pojechać na mecz Zvezdy. Przed tymi derbami moje klubowe sympatie na Bałkanach nie były spolaryzowane, choć zawsze wolałem Zvezdę niż Partizan (tak, pomimo dwóch geniuszów futbolu znanych nam w Warszawie, a mianowicie Rado i Vuko), ale teraz już wiem, że U BEOGRADU SAMO ZVEZDA!

Jeśli i Ty masz ochotę podzielić się swoimi spostrzeżeniami na temat innych aren piłkarskich (i nie tylko) - pisz koniecznie na ultras@legionisci.com.

Poprzednie relacje w dziale Na stadionach.

















fot. delije-caffe.net
REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.