Danijel Ljuboja - fot. Legionisci.com
REKLAMA

Felieton: Ljuboja jak Ibrahimović

Lucasinho - Wiadomość archiwalna

Istnieje pewien specyficzny rodzaj piłkarzy. Swoimi umiejętnościami nakrywają czapką kolegów z drużyny, uzależniając niczym najgorszy narkotyk od swoich poczynań los całego zespołu. Takie przypadki występują na każdym poziomie rozgrywek, wszędzie znajdzie się wirtuoz wybijający się z plejady piłkarzy miałkich, osadzonych w odcieniach czerni oraz szarości. Tę rolę w Legii Warszawa spełnia Danijel Ljuboja. Serb stał się nałogiem.
Maciej Skorża nie chce, a być może nie ma odwagi, by zdecydować się na chociażby krótki odwyk.
Legia i Ljuboja przypominają mi... Milan i Zlatana Ibrahimovicia (pamiętam oczywiście o znacznej różnicy klas zespołów i zawodników). Obydwie drużyny są liderami swoich lig, mimo iż nierzadko punkty muszą dosłownie wyszarpywać z gardeł rywali, a styl gry nie zawsze rzuca na kolana. Zarówno Legia, jak i Milan pozbawione są klasycznych rozgrywających, przez co kluczowymi postaciami w schemacie taktycznym stają się wysunięci napastnicy. Nieprzypadkowo to one są największymi gwiazdami. Serb i Szwed są najlepszymi strzelcami zespołów oraz często asystują. Gdy ich piłkarze nie mają pomysłu na rozegranie akcji (co zdarza się nader często), po prostu zagrywają długie piłki do napastników z nadzieją, że błysk ich geniuszu, boski dotyk przyniesie wymierne korzyści, zwolnią ich z obowiązku konstruowania akcji.

W ten sposób zespoły uzależniają się od swoich gwiazd. W przypadku jakichkolwiek kontuzji, wykluczeń czy po prostu obniżek formy skutki są katastrofalne. "Nie mieliśmy pomysłu, by stworzyć akcję w ofensywie" - stwierdził szczerze Maciej Skorża po meczu z Polonią Warszawa. Takie są efekty. Warto wziąć pod uwagę również przewidywalność – gra na jednego zawodnika sprawia, że dobrze poukładany taktycznie rywal może go wyłączyć z gry i zniwelować siłę rażenia do zera. To dlatego drużyna Jacka Zielińskiego wybroniła bezbramkowy remis w ostatnim meczu.
Podstawę do rozważań stanowi oczywiście słabsza ostatnio dyspozycja Ljuboji, choć trzeba przyznać, że w meczu derbowym pozytywnie wyróżniał się na tle całego zespołu. Serb powinien, moim zdaniem, zostać odesłany na ławkę. Chwila odpoczynku powinna mu dobrze zrobić, gdyż należy do najczęściej występujących w tym sezonie piłkarzy. Po to Legia ma szeroką, najszerszą, kadrę w lidze, by zrobić z niej użytek. Ledwo co skończyła się przygoda z Ligą Europy, liga rozkręciła się na dobre, a w Pucharze Polski czekają kolejni rywale. W PP Ljuboja usiadł na ławce, i była to rozsądna decyzja. Warto było by sprawdzić postawę zespołu bez Serba w meczu z poważniejszym rywalem aniżeli Gryfem Wejherowo, z całym szacunkiem dla tej drużyny. Ławkę rezerwowych wygrzewa doborowe towarzystwo w osobach Ismaela Blanco, Michala Hubnika czy Nacho Novo. Hiszpan co prawda został sprowadzony bardziej z myślą o grze na skrzydle, lecz o występach na szpicy również ma pojęcie.
Dlaczego Blanco, który za pół roku gry dostanie bagatela 250 tysięcy euro, nie dostaje szans gry, a jeśli już tak się stanie, to jest rzucany na pozycję, na którą pasuje jak za przeproszeniem świni siodło? Jaki był sens sprowadzania klasycznego wysuniętego napastnika w sytuacji, gdy Skorża i tak woli rzucać go na przypadkowe miejsca na boisku? Ljuboja teoretycznie występuje na szpicy, choć w praktyce gra gdzie chce. Cofa się po piłkę w głąb boiska, w boczne sektory, zupełnie jak Zlatan Ibrahimović. Często przynosi tym spore szkody. Nagle okazuje się, że w polu karnym nie ma nikogo, kto mógłby wykończyć akcję. Nie możemy sobie pozwolić, by tacy piłkarze jak Ljuboja i Blanco siedzieli na dłuższą metę na ławce... Dlatego godnym rozważenia pomysłem byłoby wystawianie Argentyńczyka na szpicy, a Serba tuż za nim, jako podwieszonego napastnika. Jako piłkarze o odmiennej charakterystyce powinni się uzupełniać. Blanco ma sporo do udowodnienia, więc o jego motywację nie trzeba byłoby się martwić.

Takie rozwiązanie ma wiele plusów, lecz jedną zasadniczą wadę. Ljuboja musi czuć się ważny, niczym władca i pan w tłumie podwładnych. Nie znosi konkurencji, musi czuć, że posiada pełne zaufanie trenera. Jego oznaki niezadowolenia mogłyby wewnętrznie rozbić drużynę, mieć destrukcyjny wpływ na nią, a atmosfera w tym momencie może być kluczowa w zdobyciu mistrzostwa. Gdy Miroslav Radović, mający problemy z dojściem do formy po przebytej kontuzji, został zmieniony przez Skorżę, nie podał mu ręki oraz kopnął stojący nieopodal mikrofon. Reakcja Ljuboji mogłaby być jeszcze gorsza.
Serbski duet w formie jest nie do powstrzymania nie tylko na polskich, ale również europejskich boiskach. Ostatnia słaba dyspozycja Radovicia może mieć wpływ na formę Ljuboji. "Ljubo" z innymi partnerami jeszcze nie rozumie się tak dobrze jak z "Rado", być może nawet nie chce, o czym świadczy sytuacja z meczu z Podbeskidziem Bielsko-Biała.

Gdy drużynie idzie trochę gorzej, zmiany są potrzebne. Być może Maciej Skorża uważa, że wszystko funkcjonuje na odpowiednim poziomie i dlatego nie podejmuje żadnych ruchów. Owszem, wyniki są, jednak styl gry jest dużo gorszy i nie wolno o tym zapominać. Na szczęście trener wydaje się zdawać sprawę ze swoich błędów: "[Blanco] Przydałby się nam na boisku. Powinienem go wprowadzić, to nie była dobra decyzja, zostawić go na ławce". Miejmy nadzieję, że będzie ich popełniał coraz mniej. Nie wolno opierać losów całej drużyny na barkach jednego piłkarza. Dlatego dajmy Ljuboji odpocząć, by wrócił na najważniejsze mecze jeszcze silniejszy.


przeczytaj więcej o:
REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.