Jerzy Pawłowski
REKLAMA

Michał Pawłowski: Historia upomni się o Jerzego Pawłowskiego

Bodziach - Wiadomość archiwalna

Jerzy Pawłowski był jednym z największych polskich sportowców w historii. Jego osiągnięcia dyskredytuje się po dziś dzień z powodu współpracy z CIA. Pawłowski tymczasem taką formę współpracy uznał za formę walki z komunizmem. W rządzonym przez Sowietów państwie został skazany na 25 lat więzienia. M.in. o tym jak ówczesna władza traktowała Jerzego Pawłowskiego, próbowała go "zlikwidować" oraz dziś dyskredytuje jego sukcesy rozmawiamy z synem wielkiego szablisty, Michałem Pawłowskim.

Dlaczego Pana ojciec, który sam uważał się za patriotę, dziś jest spychany na margines, jego osiągnięcia są jakby wielu osobom nie na rękę?
Michał Pawłowski: Sami zadajemy sobie to pytanie. Zawiść, strach, machina komuszej propagandy i dezinformacji?

Skąd choćby brak informacji w mediach o wyróżnieniu Pana ojca jako polskiego szermierza 90-lecia, podczas gdy podaje się wyróżniania innych osób, które nigdy nie osiągnęły tyle co J. Pawłowski?
- Co roku pod Jasną Górę zjeżdżało do niedawna co najmniej 30 000 motocyklistów. Taki zlot, pomijając setne urodziny Harleya w USA to rekord świata. W mediach cisza. Nic. No właśnie - dlaczego? Natomiast jeśli chodzi o mojego ojca. Na 75-lecie Polskiego Związku Szermierczego nie był nawet zaproszony. I nawet nas to rozbawiło. Szablista wszech czasów pominięty... Ciekawe jak swoją decyzję musiał sam sobie tłumaczyć ówczesny prezes Adam Lisewski. Ja na jego miejscu czułbym się pewnie dość podle. I współczuję mu.

Z takim dorobkiem wydaje się, że tego typu wyróżnienia rodzina powinna odbierać jeszcze przez setki lat, przy okazji kolejnych okrągłych rocznic związku szermierczego?
- Nie jesteśmy pewni czy jakikolwiek ciąg dalszy w ogóle nastąpi... Pisał o tym choćby Ryszard Parulski.

Czy ojciec mówił Panu, rodzinie, dlaczego został agentem CIA? Z jego relacji (na podstawie książek) wynika, że chciał walczyć z komunizmem, za co tak naprawdę należą mu się honory, a nie szykany.
- Mój dziadek, AKowiec ukrywał się po wojnie przed władzą ludową do początku lat pięćdziesiątych. Niestety został pojmany. Smutni panowie odwiedzili mojego ojca "proponując" werbunek do kontrwywiadu wojskowego PRL, albo kulę w łeb dla mojego dziadka. Nie było wyjścia. Ale zemsta została poprzysiężona, a walka właśnie się rozpoczęła. Przy pierwszej możliwej okazji, jeszcze w latach 50., a nie 70. jak sądzili sowieci, mój ojciec sam, z własnej woli i przekonania nawiązał kontakt z CIA. Przez te dwadzieścia lat, do czasu aresztowania rozpracował 4-5 agentów sowieckich w strukturach NATO. Jednym z nich był pracownik księgowości w centrali CIA. Ten typek przekazywał do Moskwy informacje o wydatkach agencji. Chyba nie muszę mówić jak wiele to znaczyło?

Przez lata w Polsce o Pana ojcu krążyły historie niemające wiele wspólnego z prawdą. Jedną z nich był fakt dorobienia się na pracy w roli agenta CIA. Sam zaś mówił (pisał w książce), że nie brał za to żadnego wynagrodzenia, a bardzo niechętnie przyjął zwrot kosztów (podróże, noclegi). Czy to jedyne nadużycia dotyczące Pańskiego ojca?
- Najłatwiej kogoś upodlić przypisując finansowe korzyści. Warto w tym miejscu powiedzieć, że Jerzy Pawłowski jako szablista wszech czasów mógłby zostać trenerem dowolnego klubu szermieczego na świecie, tak jak wielu jego kolegów. Takie propozycje naturalnie pojawiały się w Europie Zachodniej i USA także z ofertami domów i mieszkań oraz pracy w zawodzie dla żony - lekarki. Byłoby to nie tylko intratne zajęcie, ale przede wszystkim nie wymagało by ryzykowania życia.

Pana ojciec napisał dwie książki. Powstał o nim także film "Kryptonim gracz" oraz książka "Szpieg w masce", już nie jego autorstwa. Jak je oceniasz i czy ich autorzy kontaktowali się w celu zebrania materiałów z rodziną Pawłowskiego?
- Autor "szpiega w masce", według Informacji do których dotarł mój ojciec - syn pułkownika służby bezpieczeństwa - kontaktował się, ale napisał coś zupełnie innego niż usłyszał. Ponowna próba nawiązania kontaktu przez Ireneusza Pawlika została przez rodzinę wyśmiana i odrzucona. Autorka filmu "Kryptonim Gracz", pani Agnieszka Lipiec-Wróblewska konsultowała się z rodziną i uzyskała zgodę na realizację spektaklu. Przekonującym głosem "za" był głos Daniela Olbrychskiego, kolegi ojca, który w spektaklu odegrał rolę oficera operacyjnego SB. Z właściwą sobie inteligencją i zapałem.

Mało kto wie, że Jerzy Pawłowski wyróżniony został nagrodą Fair play. Proszę powiedzieć więcej na ten temat.
- Było to wyróżnienie Feyerick Challenge przyznane w 1967 roku. O Jerzym Pawłowskim mówiono "gentelman planszy". Przekonaliśmy się o tym na turnieju szermierczym Trofeo Luxardo w Padwie, w roku 2005 spotykając jego licznych przyjaciół z całego świata. Był to międzynarodowy turniej im. Jerzego Pawłowskiego. W Polsce jak dotąd takiego memoriału nie było. W oryginale pisano o nim: "1967: Mr Jersy PAWLOWSKI (Poland). Not only for having brilliantly won the World Championship titles at sabre over the past two years, but above all for the friendly, extremely loyal and exemplary style in which he did so, thereby showing himself to be an example of the magnificent sporting culture which is that of the Polish Fencing Federation."

Dzisiaj o Pańskim ojcu albo nie mówi się wcale, albo mówi źle - w sensie "współpracował z wrogim wywiadem". Myśli Pan, że jest szansa, że ludzie przejrzą na oczy? W końcu teraz antykomunistyczne postawy są coraz częściej propagowane przez młodzież.
- Mamy taką nadzieję. Nie tylko na właściwe miejsce Jerzego Pawłowskiego w historii, ale przede wszystkim na postawy antykomunistyczne młodzieży.

Jak wyglądała sytuacja rodziny, gdy Pana ojciec został skazany na 25 lat więzienia?
- Mama dostała natychmiastowe wymówienie z pracy i wilczy bilet. Każde kolejne spotkanie w sprawie pracy zaczynało się od pytania, "czy jest pani już rozwiedziona". Drugi stopień specjalizacji ginekologii i położnictwa oraz egzaminy zdane z najwyższymi notami nie miały znaczenia. Jednocześnie zasądzono całkowity przepadek mienia: samochód Fiat 125p 1300 i działka z 30-metrowym domkiem letniskowym zbudowanym własnoręcznie przez ojca. Przedmioty osobiste i pamiątkowe zostały zarekwirowane i zlicytowane wśród funkcjonariuszy państwowych. Nie mieliśmy pięciopokojowego mieszkania w centrum jak to było wielokrotnie nagłaśniane, lecz mieszkanie trzypokojowe i to kwaterunkowe. Wystawny mercedes, taki sam jakim jeździł Cyrankiewicz był samochodem przywiezionym przez ojca na handel. Kupił go zdaje się w Belgii za... 100 dolarów i sprzedał. Dzieła sztuki wiszące na ścianach malował sam.

Czy w tym czasie Legia próbowała Mu lub Wam w jakikolwiek sposób pomóc?
- Zostaliśmy objęci całkowitym ostracyzmem. Aczkolwiek prawdziwi przyjaciele, mimo zastraszania - zostali przyjaciółmi.

Czy w trakcie odsiadki rodzina pozostająca na wolności była w jakiś sposób szykanowana przez "system"? Nie baliście się o swoje zdrowie, życie - przecież często w tego typu sytuacjach dochodziło i dochodzi do "samobójstw w dziwnych okolicznościach"?
- Prawdziwe zagrożenia ujawniły się po wymianie agentów w Poczdamie. Kiedyś, w Bukowinie Tatrzańskiej tuż przed naszym wyjazdem do Warszawy ktoś zakradł się, otruł psa i pozostawił w kołach samochodu tylko po jednej śrubie. Na jednym z górskich zakrętów ojciec niespodziewanie zjechał z drogi, wyskoczył zdenerwowany, a koło po prostu odpadło. Uratował nas jego niesamowity instynkt. Innym razem, także w górach ktoś spuścił płyn hamulcowy, bardzo dziwny i groźny wypadek spowodowany z premedytacją przez ubeka miała też moja mama. Właśnie z tych powodów ojciec nigdy nie zdradził mi żadnych szczegółów działalności wywiadowczej. Wiem tylko tyle, ile wystarczy aby zrozumieć i ocenić, ale nic ponadto. Nie jestem seryjnym samobójcą, jeżdżę rozważnie i zdrowo się odżywiam.

Odnośnie samochodów - czytałem, że pańskiego ojca próbowano przynajmniej kilka razy "zlikwidować", wykręcając śruby w samochodzie, dziurawiąc mu opony, czy w końcu zajeżdżając drogę, po wodując wypadek. Za każdym razem udawało mu się "oszukać przeznaczenie". Były jakieś inne próby zamachów na ojca, zanim został aresztowany?
- Kiedyś jakiś stary emigrant węgierski próbował mojego ojca zasztyletować w "rewanżu" za przegraną reprezentanta Węgier w Buenos Aires. Ale to nie miało nic wspólnego z KGB. Napastnik został w ostatniej sekundzie dostrzeżony i obezwładniony. Sporawy nóż sprężynowy jest rodzinną pamiątką. Tak jak już wspominałem, zamachy towarzyszy pojawiły się raczej po wyjściu z więzienia. Sowieci przez ponad dwadzieścia lat nie mieli zielonego pojęcia o działaniach mojego ojca. Więc nic się nie działo. Z wyjątkiem może zaaranżowanego wypadku samochodowego, ale to już bliżej aresztowania.

Dla Pana ojca podobno również przygotowano już samobójstwo. Kiedy i w jakich okolicznościach miało to miejsce?
- Po aresztowaniu, w trakcie śledztwa pielęgniarka poinformowała moją mamę, że zwłoki Jerzego Pawłowskiego zostały właśnie przywiezione na anatomię patologiczną. Docierały informacje o samobójstwie, ponoć pisał o tym Żołnierz Wolności. Mama skontaktowała się z oficerem SB na Oczki, mówiąc że ma gryps więzienny od mojego ojca, w którym pisał że nigdy nie popełni samobójstwa. Razem z oficerem pojechali na Rakowiecką i okazało się, że rzeczywiście - żadnego samobójstwa nie było.

Jak doszło do tego, że Pana ojciec wyszedł z więzienia po przeszło 10 latach?
- To była wymiana agentów z obszaru KGB i CIA. Dlaczego dopiero po 10 latach? Myślę, że chodziło o pokazanie władzy komunistów. Mogli zrobić z człowiekiem co chcieli, nawet jeśli był nim powszechnie znany i uwielbiany sportowiec. To był dobry przykład. Odstraszający. Jednocześnie były fałszowane dokumenty, podsyłane fałszywki, także stronie amerykańskiej. Tak działa wywiad. Ostatnich kilka miesięcy przed wymianą mogliśmy spędzać razem z ojcem w willi, w której wcześniej internowany był Lech Wałęsa. Kilku pracowników Biura Ochrony Rządu, kierowca z samochodem do dyspozycji, służba, kucharka, świetne zaopatrzenie, telewizja, piękny las, dębowe łoża... Coś zupełnie innego od zjadania upolowanych przez więzienne okienko gołębi, widzenia z rodziną raz na miesiąc, przerzucania w nocy do więzienia w innej części kraju bez uprzedzenia albo zamykania w celi sam na sam z osobami psychicznie chorymi. Kiedy w końcu doszło do wymiany w Poczdamie, strona amerykańska miała dla nas nowe nazwiska, nowy dom i emeryturę. Nie zdecydowaliśmy się na ucieczkę z kraju. Na moście mój ojciec uzasadnił tę decyzję w jednym zdaniu: "Polska to mój kraj, a jak się tu komunistom coś nie podoba to niech sami stąd spieprzają". Amerykanie zaakceptowali stan rzeczy, choć podejrzewali szantaż lub zastraszenie. Dali nam dodatkowy miesiąc na decyzję i byli w ciągłym kontakcie. Tu jednak był sypiący się PRL, a my mogliśmy wyjechać z całą rodziną. Ale zostaliśmy. "Będę wam cierniem w d..." powiedział mój ojciec. I jest, jak widać.

Nie zakończyło to jednak szykan. Nie mówiąc o tym, że straty materialne pewnie trudno zliczyć?
- Straty materialne to całkowity przepadek mienia. Ale majątku nigdy nie mieliśmy i to wszystko można sprawdzić chociażby w księgach wieczystych. To co moglibyśmy mieć, gdyby... - nie ma znaczenia. Najważniejsze, że się kochaliśmy, wytrwaliśmy i chodzimy z podniesioną głową. Historia upomni się o Jerzego Pawłowskiego czy to się komuś podoba, czy nie. To jeden z nielicznych wywiadów, który ma szansę się ukazać w niezmienionej formie. Legioniści widać mają na to dość jaj. Przy okazji chciałbym poinformować, że utworzyłem na facebooku stronę "Jerzy Pawłowski strona autoryzowana przez rodzinę", na którą zapraszam zainteresowanych tematem.

Zgłaszając się na Oczki, ojciec dobrowolnie przyznał się do współpracy z CIA. Czy faktycznie liczył, że zgodnie ze słowem honoru pułkownika Zajkowskiego, Jego warunki zostaną spełnione?
- Ojciec uważał, że słowo honoru bezwzględnie zobowiązuje. Niestety odnośnie komunistów było to błędne założenie. Szkoda, bo oprócz utraconej wolności, przepadły szanse na powiększenie dorobku medalowego. Przyznanie się do CIA było błędem również z tego powodu, że KGB nie miało żadnych dowodów, jedynie cynk od agenta ulokowanego w strukturach amerykańskich. Agent ten został następnie skazany w USA na 10 lat, ale nie wiem po jakim czasie został wymieniony.

Czy przy wydawaniu "Najdłuższego pojedynku", książki w której Jerzy Pawłowski opisuje szczegółowo swoje losy oraz przedstawia w prawdziwym świetle działania wielu osób i instytucji, nie było prób jej ocenzurowania, dyskredytowania przez służby, które zostały przedstawione w złym świetle?
- Książka "Najdłuższy pojedynek" budziła grozę pewnych środowisk zanim została wydana. Zdarzyło się nawet zagadkowe włamanie do sejfu wydawnictwa, przy czym naturalnie nic wartościowego nie zginęło. To właśnie w tym czasie nasze życie wydawało się być najbardziej zagrożone. A jednak książka ukazała się. Pamiętam że na wystawie księgarni przy Nowym Świecie była tylko jeden dzień! I zniknęła. W międzyczasie pojawiła się na liście bestsellerów Wprost, po czym natychmistast wycofano ją "z braku zainteresowania". Nakład jednak rozszedł się prywatnymi kanałami i trafił także do Polonii na wszystkich kontynentach. Ojciec śmiał się z tego komuszego strachu, bo jak twierdził - książka jest fajna, ale nic istotnego dla reżimu w niej nie było...

Pana ojciec zdobył niezliczoną liczbę tytułów i nagród. Co się z nimi stało? Jest może szansa na jakąś wystawę prezentującą sportowe dokonania Pana ojca?
- Mój ojciec zawsze powtarzał, że "najważniejsza jest sama walka, nie nagrody". Dlatego puchary zamiast zdobić półki, służyły mu czasem do rozrabiania farby, trzymania śrubek, a medale trafiły do kartonowego pudła w piwnicy. No cóż, on był w sytuacji, w której nie musiał sobie niczego udowadniać. Był szczęśliwym, spełnionym człowiekiem. Przekazaliśmy część trofeów do Centrum Olimpijskiego w Warszawie i są tam fragmentem ekspozycji. Ale w domu są tego jeszcze kilogramy. Organizujemy natomiast co jakiś czas wernisaże jego obrazów. Być może w przyszłości udostępnimy resztę. Naturalnie jeśli ktoś się do nas o to zwróci.

Rozmawiał Marcin Bodziachowski

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.