fot. Mishka / Legionisci.com
REKLAMA

Relacja z trybun: Atmosfera godna Europy

Bodziach - Wiadomość archiwalna

Zdecydowanie lepsza niż zwykle frekwencja, głośny doping przez ponad 90 minut i efektowna oprawa z pirotechniką - to wszystko sprawiło, że mecz z Rosenborgiem zapadnie w naszej pamięci na długo. Szkoda tylko wyniku, ale miejmy nadzieję, że nasz doping w Norwegii pomoże Legii w awansie do fazy grupowej. Relacja z trybun

Utrudniony dojazd i doping na długo przed meczem
Przed meczem z Rosenborgiem Nieznani Sprawcy zachęcali wszystkich fanów Legii do pomocy przy ogarnięciu oprawy. Chętnych nie brakowało. Dzięki temu wszystko udało się sprawnie przygotować. Bilety schodziły całkiem przyzwoicie i już sporo przed meczem było wiadomo, że frekwencja będzie znacznie lepsza niż na spotkaniach ligowych. Gorzej było z dojazdem na stadion. W związku z utrudnieniami drogowymi w Warszawie, m.in. zamkniętym tunelem Wisłostrady, dojazd wielu osobom zajmował dużo więcej czasu niż zazwyczaj. Zaparkowanie pojazdu w pobliżu stadionu również nie było prostym zadaniem. Kolejne korki czekały kibiców przy bramkach wejściowych. Na szczęście wiele osób na stadion ruszyło odpowiednio wcześniej i już ponad 45 minut przed pierwszym gwizdkiem sędziego Żyleta zdzierała gardła tak, jakby mecz już się rozpoczął.

Efektowna oprawa
Na wyjście piłkarzy na boisko przygotowana została oprawa. To już zresztą standard przy okazji meczów Legii w europejskich pucharach. Z chorągiewek utworzono datę założenia naszego klubu "1916". Tło tworzyły folie aluminiowe w barwach. Całość wyszła bardzo efektownie, szczególnie w asyście odpalanych petard hukowych. To nie jedyna choreografia w trakcie meczu. W drugiej połowie Żyleta zaprezentowała tak zwany "chaos". Po odliczaniu od 10 do 1 cała trybuna najbardziej zagorzałych kiboli Legii została przykryta flagami na kiju, chorągiewkami w barwach, pojawiła się także sektorówka z eLką w kółeczku oraz race i petardy. Z górnej trybuny dodatkowo poleciały na murawę serpentyny i konfetti. Całość wyszła naprawdę efektownie.

Na dwa głosy
Co szczególnie ważne, tego dnia dopingowaliśmy lepiej niż na ostatnim meczu z Koroną. W pierwszych minutach spotkania stadion aż kipiał. Było naprawdę fanatycznie, a do dopingu Żylety przyłączały się pozostałe trybuny, szczególnie trybuna im. Deyny. Zresztą gniazdowy zadbał, by pobudzić pozostałe trybuny do wspólnych śpiewów. "Cały stadion odpowiada" - słychać było wielokrotnie. Na dwa głosy przerobiliśmy właściwie wszystkie nasze przyśpiewki. Po raz kolejny nie zabrakło pieśni nawiązującej do atmosfery pomiędzy kibicami a właścicielami klubu ("Ja kocham Legię, p... ajtiaj").

Krótkie pauzy
Niektórzy wyrywali sobie resztki włosów z głów po nieudanych akcjach naszej drużyny. Aż do 42. minuty, kiedy Kosecki w końcu posłał piłkę do siatki. Wtedy stadion eksplodował. Tego było nam trzeba przed końcem pierwszej połowy. "Puchar jest nasz" - od razu ryknęła Żyleta. Naprawdę konkretnie wychodziło nam ściszanie pieśni, tym bardziej że zamiast dłuższych przestojów, postawiliśmy tym razem na krótkie pauzy. I to dało bardzo dobry efekt.

Rosenborg słabiutko
Jeśli zaś chodzi o postawę kibiców przyjezdnych, to krótko mówiąc dali ciała. Nie dość, że przyjechało ich tylko ok. 30 i nie mieli ze sobą żadnych flag, to jeszcze niezbyt garnęli się do wokalnych popisów. Na Żylecie nie było słychać ich ani razu. Przez cały mecz coś tam śpiewali tylko kilka razy. Cieniutko. A może po prostu uznali, że nie są godni podejmowania rywalizacji z dobrze dysponowanymi legionistami?

Niezły doping
Jedno jest pewne - nie możemy mieć do siebie większych zastrzeżeń. Oczywiście nie dotyczy to tych, którzy śpiewali na pół gwizdka. Ale przynajmniej na Żylecie było naprawdę głośno non stop. Bez zamulania, cały czas legijne pieśni wykonywane było na wysokim poziomie. "Hit z Wiednia", "Hej Legia gol..."/"Puchar jest nasz...", "Ole ole, ole ola" czy "Dziś zgodnym rytmem biją nam..." brzmiały naprawdę konkretnie. Nie mogło zabraknąć także naszego znaku rozpoznawczego (inna sprawa, że kserowanego już przez większość polskich ekip), czyli "Walczyka labada". No i wreszcie doping, gdy na stadionie pojawiły się flagi na kiju i pirotechnika, po wcześniejszym odliczaniu - oj, wtedy się działo.

Było nieźle, ale może być lepiej
Szkoda tylko, że gdy wszyscy oczekiwali kolejnej bramki dla Legii, do wyrównania doprowadzili goście. Nie wprowadziło to ani trochę zamętu w naszych szeregach. Kilka minut przed końcem meczu dwukrotnie odśpiewaliśmy hymn narodowy. Do wiadomości nielicznych - w czasie hymnu nie tylko podnosi się do góry szalik, ale także zdejmuje czapkę z głowy. Do samego końca dopingowaliśmy na maksa. Na niewiele to się zdało, ale... to już nie nasza wina. Sami bramek strzelać nie będziemy ;). Za całokształt kibicom należy się jednak dobra nota i dobre słowo. Oby tak na każdym meczu, no może ciut lepiej. Stać nas na to bez wątpienia.

Ch... z zakazami
Na niedzielny mecz do Bełchatowa nie jedziemy, bo wciąż ciąży na nas zakaz za wyjazd na Wisłę do Krakowa. Coś dużo tych zakazów, chyba najwyższy czas, starym dobrym zwyczajem, walić zakazy i jeździć wszędzie. Wszak oglądanie meczów Legii w telewizji jest dobre, ale dla telewidzów, nie kiboli. Miejmy nadzieję, że jak najwięcej pojedzie/poleci nas za tydzień do norweskiego Trondheim. Musimy pomóc Legii w awansie do fazy grupowej. Kolejne mecze w Europie to jednak świetna odskocznia od tradycyjnych wyjazdów do Lubina czy innego Wodzisławia :).

Frekwencja: 21637
Kibiców gości: 30
Flagi gości: 0

Doping Legii: 8
Doping Rosenborga: 1







fot. Mishka / Legionisci.com
fot. Mishka / Legionisci.com
REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.