dr Marcin Warchoł z Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego
REKLAMA

Konstytucja zapewnia kibicom prawo do chodzenia na mecze

Qbas - Wiadomość archiwalna

Czy ustawa o bezpieczeństwie imprez masowych odstrasza ludzi od futbolu? Jakie wartości konstytucyjne naruszają jej przepisy? Jak ocenić uprawnienia wojewody i działalność policji? Czy kibice mają realną szansę bronić swych praw? Te i wiele innych zadaliśmy dr. Marcinowi Warchołowi z Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego, który jest pełnomocnikiem prawnym Ogólnopolskiego Związku Stowarzyszeń Kibiców, a prywatnie również zagorzałym kibicem Legii.

Jak oceniłby Pan jakość ustawy o bezpieczeństwie imprez masowych?
Marcin Warchoł: Jeszcze jako projekt, ustawa ta budziła kontrowersje. Swe zastrzeżenia składał Generalny Inspektor Ochrony Danych Osobowych, niezwykle krytycznie oceniał ją Sąd Najwyższy, który w ogóle rzadko zajmuje stanowisko przy projektach ustaw, a Biuro Analiz Sejmowych sporządziło wręcz druzgocącą opinię. Przedstawiciel tego biura pytał nawet posłów czy chcą zawiesić wszystkie prawa obywatelskie na imprezach masowych. Odpowiedzi się nie doczekał. Projekt ustawy był pisany na kolanie i cały akt ma mnóstwo luk.

Które z nich są najbardziej widoczne?
- Na przykład kluby nie mają prawa gromadzenia danych adresowych kibiców, a w związku z tym można w praktyce ubezskutecznić zakaz klubowy składając wniosek o usunięcie danych adresowych z klubowej bazy, które klub zbiera przy wyrabianiu karty kibica. Zakaz klubowy musi być doręczony w terminie 7 dni od wystawienia zakazu. Jak więc go doręczyć, gdy nie ma adresu kibica? Jeżeli zaś klub gromadzi dane adresowe i z nich korzysta to popełnia przestępstwo, bo łamie ustawę o ochronie danych osobowych. Choćby ten przykład pokazuje, że ta ustawa jest wewnętrznie sprzeczna. Ktoś w ogóle nie myślał tworząc to prawo. Był klimat do zaostrzania przepisów, więc się to robiło. Bez ładu, bez składu, bez analizy sytuacji, a przecież dane statystyczne pokazują, że z roku na rok spada liczba naruszeń prawa w związku z meczami piłki nożnej. W prawie karnym nazywa się to populizmem penalnym. W efekcie powstała regulacja bardzo surowa.

Komentujący tę ustawę twierdzą, że 20 procent przepisów w niej zawartych ma charakter karny...
- To prawda. Ale nie dość, że te przepisy są restrykcyjne, to jeszcze absurdalne. Spójrzmy na artykuł zakazujący zasłaniania twarzy. Wynika z niego, że za zabronione można uznać wchodzenie na stadion w kapeluszu z dużym rondem czy w okularach przeciwsłonecznych. Greccy kibice w trakcie Euro zakładali antyczne hełmy, które zasłaniały ich twarze i w ten sposób naruszali polskie prawo. Co więcej, stosowanie tych przepisów i ich interpretacja jest całkowicie nie do przyjęcia. Np. Komenda Główna Policji w swej opinii skierowanej do klubów Ekstraklasy z zakazu zasłaniania twarzy wyinterpretowała zakaz wnoszenia sektorówek, bo spod nich mogą być odpalane race. To tak, jakby zabronić jedzenia słodyczy, bo potem może być cukrzyca.

Podobnie interpretuje mazowiecki wojewoda, który chce, by osoby wnoszące elementy oprawy były karane zakazami klubowymi, jeżeli ktoś wykorzysta tę oprawę do ukrycia swej tożsamości podczas odpalania środków pirotechnicznych.
- Takie podejście cofa nas o 200 lat w kulturze prawnej. Od Oświecenia wiadomo, że nie ma odpowiedzialności zbiorowej, a uczę tego studentów już na II roku prawa. Odpowiedzialność zindywidualizowana, oparta na zasadzie winy jest kanonem prawa karnego. Dramat.

Czemu ma służyć ta ustawa, której podstawowym celem jest przecież zapewnienie bezpieczeństwa imprez masowych, skoro w projekcie jej ostatniej nowelizacji czytamy, że proponowane zmiany wychodzą naprzeciw oczekiwaniom społecznym?
- W czasach stalinowskich mieliśmy rozporządzenie, w którym była mowa o zwalczaniu wybryków chuligańskich, bo to jest pozostałość porządku burżuazyjnego, a w latach 90. ubiegłego wieku w niektórych gminach dla zapewnienia bezpieczeństwa wprowadzano godzinę policyjną. To też miało na celu uspokojenie społeczeństwa. W takich sytuacjach prawo staje się instrumentem sprzecznym ze swoim celem. Ma za zadanie wywołanie strachu u jednych, a zapewnienie spokoju u drugich. Jeżeli z muru, jakim jest system prawny, gwarantujący jednostce szereg praw i wolności, wyjmiemy jedną cegiełkę, to za nią pójdą następne i w końcu ten mur się zawali. Żyjemy w państwie prawnym i nie można iść na pewne kompromisy, przymykać oczu na naruszanie praw jednostki tylko po to, by uspokoić grupy społeczne. Dzisiaj kibice, a jutro mogą być to hodowcy kanarków albo te grupy, które są dziś uspakajane.

A nie sądzi pan, że te przepisy odstraszają zwykłych ludzi od futbolu?
- Osoby nie mające na co dzień nic wspólnego z kibicowaniem nie zdają sobie sprawy z opresyjności tych przepisów, dopóki sami się z nimi nie spotkają. Ostatnio moja znajoma dziennikarka chciała wybrać się na mecz Polska – Anglia. Była zaskoczona, że musi wyrobić kartę kibica. Jeszcze bardziej zdumiało ją, że ma wypełnić formularz, w którym polem obowiązkowym był adres. Gdy potem dowiedziała się, że te dane pobierane są bezprawnie, to poczuła się, jak ten przysłowiowy kibol, względem którego już góry domniemywa się winę. Tymczasem ona chciała tylko pójść obejrzeć mecz. Niestety, sam zamiar pójścia na mecz spotyka się z wieloma piętrzącymi się wymogami, często bezprawnymi i niekonstytucyjnymi. To powoduje tzw. czynnik mrożący – ludzie nie chcą być traktowani jako potencjalni przestępcy i zamiast iść na stadion wolą zostać w domu. Ustawodawca chcący w ten sposób zapewnić bezpieczeństwo na imprezach masowych wylewa dziecko z kąpielą.

Skoro już mówimy o zakładaniu z góry domniemania winy, to w tym kontekście skandaliczna wydaje się być treść art. 15 ust. 3 ustawy, który stanowi, że osobie, co do której zachodzi uzasadnione podejrzenie, że w miejscu i w czasie trwania imprezy masowej może stwarzać zagrożenie dla bezpieczeństwa imprezy masowej obowiązkowo należy odmówić sprzedaży biletu.
- Ten przepis został przejęty z dawnego regulaminu Legii, który kwestionował już poprzedni Rzecznik Praw Obywatelskich Janusz Kochanowski. Rzecznik wystąpił wówczas do premiera, do ministra sportu i do prezesa PZPN z opinią, że te przepisy są całkowicie bezprawne. Nie można bowiem odmawiać komuś dostępu do dóbr kultury, a widowisko sportowe mieści się w definicji tego dobra, co wynika z art. 73 Konstytucji. Tymczasem teraz mamy to w ustawie! Ustawa umożliwia więc naruszenie tego prawa z kompletnie nieokreślonych powodów. Odmawia się bowiem osobom korzystania z tych dóbr konstytucyjnych tylko dlatego, że potencjalnie mogą one spowodować jakieś nieszczęścia. Np. na Jagiellonii Białystok za takie osoby uznaje się posiadających tatuaże. Ten przepis ustawy to krok w bardzo złym kierunku. Trzeba być tu bardzo pryncypialnym, bo nie chodzi już o stawanie w obronie kibiców, ale o obronę państwa prawnego i jego zasad.

Jakie inne wolności konstytucyjne narusza ustawa?
- Przede wszystkim prawo do sądu w sytuacji, gdy mamy do czynienia z zastosowaniem zakazu klubowego. Osoba nim ukarana może odwołać się jedynie do Komisji Ligi. A co to za organ odwoławczy? Absolutnie powinno być to poddane kontroli sądu. Krytycznie spojrzał na to też Naczelny Sąd Administracyjny, który ostatnio uznał, że osoba ukarana zakazem klubowym ma prawo odwołać się do sądu administracyjnego, mimo, że ustawa tego nie przewiduje. To bardzo ważne orzeczenie NSA.

Zakaz klubowy to w ogóle niekonstytucyjny przepis. Wydaje się go bowiem na podstawie regulaminu klubowego, który nie jest powszechnie obowiązującym aktem prawnym, a przecież wpływa na sytuację prawną jednostki.
- W regulaminach można wpisać obecnie wszystko. Możemy wpisać, że nie wpuszczamy na stadion osób w okularach czy leworęcznych. Nikt tego nie nadzoruje i nie sprawdza. Ustawa nie daje jakichkolwiek wytycznych co do ich treści. To też wiąże się z art. 54 ust. 1 ustawy, zgodnie z którym kto nie wykonuje polecenia porządkowego, wydanego na podstawie ustawy lub regulaminu klubowego wydanego przez służby porządkowe lub informacyjne, popełnia wykroczenie. Tymczasem regulamin może przewidywać obowiązek ucałowania na wejściu popiersia właściciela klubu. I jeśli porządkowy wyda mi polecenie, bym tego dokonał, a ja odmówię, to popełnię wykroczenie. Co ciekawe, to państwo wymierza sankcję za naruszenie prywatnych przepisów zawartych w regulaminie. Dochodzi więc do złamania systemu prawnego. Potem mogę oczywiście zgłaszać roszczenie, że ochroniarz przekroczył uprawnienia i zmuszał mnie do dokonania czegoś, co nie jest obowiązkiem prawnym. Ale to nie tak powinna wyglądać kolejność.

W społeczeństwie panuje przekonanie, że skoro kibic przychodzi na mecz, to zgadza się na panujące tam zasady i musi ich przestrzegać. To tak, jakbyśmy poszli do restauracji tylko dla kobiet - mogą nas tam nie wpuścić, bo zgodnie z wolą właściciela jedynymi klientami są kobiety.
- To zupełnie inna historia. Uczestnicząc w widowiskach sportowych realizujemy swoje prawo do korzystania z dóbr kultury, czyli nasze prawo konstytucyjne. Po prostu mamy prawo chodzić na mecze i podlega ono ochronie. A zatem możemy domagać się ochrony realizacji naszego prawa przez państwo. Właściciel klubu jest dysponentem dobra publicznego, a nie prywatnego, to nie jest jego mecz. Do tego najczęściej nie jest to też jego stadion, bo taki mecz odbywa się na obiekcie wybudowanym za publiczne pieniądze. Konstytucja nie zapewnia nam zaś ochrony prawnej do zjedzenia ciastka w kawiarni czy wypicia lampki wina. To od właściciela zależy czy życzy sobie nas gościć.

Ostatnio dużo mówiło się o uprawnieniach kontrolnych wojewody względem imprez masowych.
- Sposób określenia przez ustawę przesłanek do podjęcia przez wojewodę decyzji o zamknięciu stadionu dla kibiców jest całkowicie absurdalny. Wojewoda może wziąć pod uwagę wszystko. Przy okazji zamknięcia stadionu Legii na mecz z Koroną w 2011 r. podstawą do podjęcia takiej decyzji były m.in. zajścia w Bydgoszczy, a także legendarne już rozbujanie przez kibiców wagonika metra. A jaki to ma związek z imprezą masową odbywającą się na Legii? Czy jeżeli ktoś ubrany w koszulkę Legii podpali krzaki w Międzyzdrojach, co również jest przecież naruszeniem bezpieczeństwa i porządku publicznego, to będzie to także podstawą do zamknięcia stadionu? A może jeżeli ktoś na warszawskich numerach rejestracyjnych spowoduje wypadek pod Krakowem, to zamkniemy połączenie między tymi miastami? Ustawa jest tak źle sformułowana, że można wyciągać tego typu wnioski.

Jak nazwać te uprawnienia wojewody? Czy to jest sankcja czy środek mający zapewniać bezpieczeństwo i porządek publiczny?
- Uprawnienie wojewody nie ma nic wspólnego z sankcją. Sankcją jest indywidualna kara oparta na zasadzie winy. Jest to typowy straszak, taka pałka do uderzania osób, których się nie lubi i nie toleruje, a chce się je zastraszyć. Coś jak wspomniana godzina policyjna czy kontrolowanie rozmów telefonicznych w stanie wojennym.

Podobno trwają rozmowy przedstawicieli stowarzyszeń kibiców z posłami z Komisji Kultury Fizycznej, Sportu i Turystyki mające na celu wprowadzenie zmian w ustawie. Czego dokładnie dotyczą te rozmowy i jak ocenia pan szanse poprawienia ustawy?
- Ma powstać zespół roboczy złożony z posłów, przedstawicieli kibiców, a także Ekstraklasy. Obiecał to nam poseł Raś i spotkania mają odbywać się cyklicznie. Prace mają dotyczyć konkretnych propozycji zmian w ustawie. Pierwszym pomysłem jest stworzenie jednego regulaminu dla klubów Ekstraklasy i I ligi. Po drugie, Ekstraklasa popiera propozycję wprowadzenia kontroli sądowej dla zakazu klubowego. Poseł Raś zapowiedział też, że jeżeli otrzyma od klubów informację, że poprawiło się bezpieczeństwo na stadionach, to będzie skłonny wnioskować o całkowite zniesienie zakazu klubowego. Ponadto, poruszone zostały tematy pirotechniki i miejsc stojących na stadionie. Co z tego wyjdzie, to trudno powiedzieć, ale wydaje się, że jest dobry klimat do prac nad wprowadzeniem tych zmian.

Jak ocenia pan działania Policji wobec kibiców?
- Policja stała się niezwykle represyjna, a przy tym często w czasie realizacji swej polityki narusza przepisy. Spójrzmy choćby na słynne zatrzymania po meczu z zespołem mającym obecnie siedzibę przy Konwiktorskiej, przy których policjanci pozbawiali wolności osoby niezgodnie z prawem, co od razu uwzględniły sądy stwierdzając nielegalność tych zatrzymań. Do tego policja wykorzystywana jest do celów prywatnych przez kluby. Zdarzają się bowiem podobno przypadki, że to policjanci doręczają zawiadomienia o zastosowaniu przez klub zakazu klubowego. Ponadto, policja zachowuje się często bardzo prowokacyjnie. Na wspomnianym meczu policjanci celowali z nabitej broni gładkolufowej w kibiców spokojnie wychodzących z toalet! Nie wspominając już o braku odpowiedzialności poszczególnych funkcjonariuszy, gdyż przecież nie sposób ich zidentyfikować – nie podają swych danych osobowych czy numeru służbowego. Policja zachowuje się tak, jakby to ona stanowiła prawo i sama pisała ustawy.

A co z filmowaniem kibiców przez policję?
- Przed meczem z SV Ried funkcjonariusze filmowali kibiców pod „Źródłem” i na pytanie o podstawę prawną tych działań mówili, że robią to w oparciu o ustawę o bezpieczeństwie imprez masowych, co jest nieprawdą. Dopiero po interwencji kilku osób i zainteresowaniu sprawą mediów okazało się, że filmują na mocy art. 15 ustawy o policji. Tymczasem przepis ten mówi o nagrywaniu w ramach czynności operacyjno–rozpoznawczych, jeśli istnieje podejrzenie popełnienia czynu zabronionego. A jakie było zagrożenie pod „Źródłem”? Ponadto, zgodnie z zarządzeniem Komendanta Głównego Policji, policjanci nagrywają wyjazdy na mecze kibiców. Nie ma tam jednak mowy o sposobie i czasie przechowywania tych materiałów. Kibice mogą być więc filmowani w autobusie, w pociągu czy w knajpie. Nie wiadomo jednak kto nad tym sprawuje nadzór i po co się to robi, skoro we wszystkich tych przypadkach nie sposób twierdzić, by istniało zagrożenie wystąpienia naruszeń prawa. W tym momencie kibice traktowani są gorzej niż przestępcy, względem których potrzeba zgody sądu na podjęcie czynności operacyjnych. Zarządzenie Komendanta to pełna samowolka, jest kompletnie niekonstytucyjne. Policja posługuje się takimi wytrychami, przepisami niedookreślonymi. Najpierw podejmują działania, a dopiero potem szukają podstawy prawnej. A powinno być zupełnie odwrotnie. Jest to bardzo niebezpieczne, bo zachowania organów państwa przeczą zasadom demokratycznego państwa prawnego.

Co zatem radzi Pan kibicom, którzy czują się pokrzywdzeni przez kluby lub przez policję?
- Nie bójcie się słać pozwów do sądów, zgłaszać zawiadomień o popełnieniu czynów zabronionych przez ochronę lub policję. W przypadku zakazów klubowych, po ostatecznym negatywnym orzeczeniu Komisji Ligi, sugerowałbym kierowanie skarg konstytucyjnych. Pamiętajmy, że od każdej decyzji ostatecznej w ciągu trzech miesięcy może zostać złożona skarga konstytucyjna do Trybunału Konstytucyjnego, gdy przepis, na podstawie którego zostało wydane takie orzeczenie, jest niekonstytucyjny. Te możliwości prawne są i trzeba z nich korzystać. Kibice do tej pory rzadko to robili, ale musimy zwiększać kulturę oraz świadomość prawną fanów. Mając do czynienia z kibicami znającymi swoje uprawnienia, osoby stosujące prawo dwa razy się zastanowią nim te prawa naruszą. A że przed sądami można wygrać pokazuje sprawa „Widelca”, gdzie sądy zmasakrowały akty oskarżenia. Każdy obywatel ma wielką moc!

Rozmawiał Jakub Majewski "Qbas"

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.