Roman Podobas - fot. Woytek / Legionisci.com
REKLAMA

Roman Podobas: Wynik ponad plan, ale teraz musi być awans

Bodziach, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Koszykarska Legia przed dwoma tygodniami zakończyła sezon ligowy porażką w trzecim, decydującym meczu finałowym play-off o I ligę w Jaworznie. Na początku rozgrywek nikt nie marzył o awansie na zaplecze ekstraklasy, a jednak wojskowi byli o krok od sprawienia sporej niespodzianki. O tym jaki to był sezon dla legijnego kosza oraz jakie są perspektywy na przyszłość rozmawiamy z prezesem sekcji Romanem Podobasem.

Jak można ocenić miniony sezon? Z jednej strony na początku mało kto spodziewał się, że zespół dotrze do finału, ale po nim na pewno pozostał spory niedosyt.
Roman Podobas, prezes koszykarskiej Legii: Po ostatnim meczu jeszcze nie przeszedł mi i wielu zawodnikom żal, że byliśmy tak blisko pierwszej ligi i się nie udało. Ale też przypominam sobie, jak zaczynaliśmy trzy lata temu zarządzanie sekcją. Planowaliśmy wtedy, że w pierwszym sezonie, gdy zaczynaliśmy działalność mieliśmy okrzepnąć i w drugim awansować do drugiej ligi, co też udało się zrealizować. W trzecim roku mieliśmy ogrywać się jako beniaminek w II lidze, bo beniaminek zawsze ma ciężko i musi zapłacić frycowe. I my je w tym roku zapłaciliśmy - bilans 0-5 po pierwszych pięciu meczach to właśnie tego efekt. Przed sezonem plan był taki, żeby zająć 4-5 miejsce. Ostatecznie zajęliśmy drugie, do końca walczyliśmy o awans. Zabrakło nam ośmiu "oczek", żeby wejść do I ligi... To strasznie boli, naprawdę. Jeśli jednak chodzi o nasze przedsezonowe cele, to zostały zrealizowane ponad stan.

Oglądał prezes prawie wszystkie mecze minionego już sezonu. Czego, w sensie sportowym zabrakło do awansu, szczególnie w ostatnim meczu w Jaworznie?
- W ostatnim meczu zabrakło przede wszystkim szczęścia. Ja sobie pomyślałem, już w trakcie meczu... i może niepotrzebnie i przez to przegraliśmy... że jeśli zawodnik z Jaworzna rzuca, piłka odbija się od obręczy, od górnej części deski i wpada do kosza, to trudno będzie wygrać, bo szczęście było tego dnia po stronie gospodarzy.

Dlaczego w pierwszym finałowym meczu w Jaworznie było aż tak źle? Pierwszy i trzeci mecz bardzo różniły się od siebie, właśnie postawą legionistów.
- Można tak samo spojrzeć na drugi mecz, kiedy MCKiS przyjeżdżało do Warszawy...

...podobno już z szampanami.
- Na pewno myśleli, że nas spokojnie ograją. A wyszło tak, że gdybyśmy przytrzymali ich także w końcówce, tak jak oni nas w pierwszym meczu, to by dostali u nas 50-cioma punktami, a nie 30-ma. To są dwie równorzędne drużyny. My byliśmy beniaminkiem, oni byli spadkowiczami z II ligi. Porównajmy jednak fundusze. Chłopcy u nas grali za darmo, tamci zaś dostawali diety. Przed sezonem pościągali zawodników z całej Polski, głównie ze Śląska z drużyn, które poodpadały. Doświadczenie było po stronie MCKiS, tam było dużo zawodników ogranych w wyższych klasach rozgrywkowych.

Legia jak na beniaminka II ligi miała bardzo solidny skład. Początkowo nie szło, najsłabsze ogniwa odpadły, były dwa wzmocnienia i można powiedzieć, że kadrowo zespół był jednym z najmocniejszych w lidze.
- Na początku wydawało się, że skoro w cuglach wygraliśmy III ligę, to będziemy mogli tym samym składem zawojować i II ligę. Niestety tak się nie da. To jest przeskok jak z przedszkola do szkoły. Zawsze na początku jest ciężko. Musieliśmy zatrudnić dobrego trenera. Żebym nie był źle zrozumiany: trener Chabelski jest duchem tego zespołu. Też mógłby prowadzić tę drużynę, ale jeśli miałby prowadzić dwa roczniki młodzieżowe i jeszcze pierwszy zespół, to nie dałby rady. Musieliśmy zatrudnić drugiego trenera. Na szczęście Piotr Bakun był wolny, a ponieważ znamy człowieka od wielu, wielu lat, wiemy czym jest dla niego koszykówka, dlatego go zatrudniliśmy. Bakun zmienił system grania, postawił na tych, a nie innych zawodników i to zaowocowało wynikami od początku 2013 roku. Trzeba jeszcze pamiętać, że nasz cykl przygotowawczy rozpoczął się dość późno, bo trzydniowym obozem we wrześniu. Rozegraliśmy kilka sparingów, graliśmy w turnieju Mazovia Cup, wydawało się, że jest coraz lepiej, ale w pierwszych meczach sezonu przyszedł kryzys. Zawodnicy nie do końca czytali grę i wykonywali polecenia trenerów i przez to były porażki. Z czasem wszystko zaczynało zaskakiwać i zaczęliśmy grać coraz lepiej.

Wykrystalizowała się drużyna, która na pewno w dużej mierze dzięki ciężkim treningom, w końcówce sezonu była świetnie przygotowana wytrzymałościowo. Rywale w końcówkach dostawali zadyszki, a Legia rozwijała skrzydła.
- Mamy trzy "piątki" pod koszem. "Topór" zrobił kolosalne postępy i jego liczba zbiórek, czap i wsadów w porównaniu z początkiem rozgrywek to jest niebo a ziemia. Damian Cechniak grał w zasadzie u nas pół sezonu, bo były problemy formalne oraz Marcin Nędzi, który też z biegiem czasu grał coraz lepiej. Oni dali nam bardzo dużo. W ostatnich meczach górowaliśmy przede wszystkim pod koszami, mieliśmy wiele zbiórek i to zasługa m.in. tych zawodników, choć oczywiście nie można zapominać o innych, choćby o "Jaworze". Dobrym przykładem jest mecz z Jaworznem u nas, kiedy MCKiS w pierwszej połowie zdobył dwa punkty z gry, resztę z osobistych.

Po poprzednim sezonie, gdy Legia wywalczyła awans do II ligi, mówiło się, że w zespole potrzeba przede wszystkim zmiennika dla Bartka Błaszczyka. "Sagan" w końcu nie grał w tym sezonie, ale nowi centrzy byli chyba poza jego zasięgiem?
- Musieliśmy mieć przynajmniej dwóch podkoszowych zawodników. Mamy trzech i bardzo dobrze. Bartek zrezygnował, bo trenerzy postawili mu bardzo ostre warunki, po spełnieniu których będzie mógł grać. To było tylko i wyłącznie dla jego dobra i zdrowia. Jeśli gość, po trzykrotnym przebiegnięciu boiska, dostaje zadyszki i ma sporą nadwagę, to musi zrzucić parę kilogramów. Ja, trenerzy na pewno też, chętnie widzielibyśmy go w grze, ale nie mogliśmy dopuścić do tego, żeby nam chłopak zszedł na boisku. Inni natomiast zrezygnowali, bo wiedzieli, że nie podołają, albo nie mieli czasu, żeby tak intensywnie trenować, stąd tyle zmian w porównaniu z poprzednim sezonem. Teraz też dojdzie zapewne do paru zmian. Mam nadzieję, że przyjdą do nas zawodnicy, którzy zwiększą konkurencję w walce o meczową dwunastkę. Tylko dzięki walce możemy zrobić postępy.

Chyba jednak nie będzie aż tylu zmian jak po poprzednim sezonie?
- Jeśli będą pieniądze, to zbyt wielu zmian pewnie nie będzie. Chcemy, żeby wielu zawodników z poprzedniego sezonu zostało, ale potrzebujemy pieniędzy żeby w końcu zacząć im płacić. Na pewno przydaliby się nam zawodnicy na pozycje numer 1 i 4, warto by je wzmocnić. Zobaczymy co będzie we wrześniu - październiku. Może będzie tak, że ci ludzie, którzy teraz są dobrzy, stracą formę, doznają - odpukać - kontuzji, czy dostaną pracę w innym mieście. Będziemy musieli na to szybko reagować.

Pod względem kontuzji Legia miała sporo szczęścia w tym sezonie. Szczególnie w decydujących momentach nie było problemów kadrowych, jakie miała choćby Politechnika Rzeszowska w decydującym meczu z Legią, kiedy brakowało im Misia.
- Kilka kontuzji było. "Pepe" stracił sezon, "Jawor" miał parę skręceń. Było paru zawodników, którzy na parę tygodni, a "Pepe" parę miesięcy, wypadali z gry. Działo się to w różnych momentach sezonu, ale pod koniec było dobrze. Na pewno też dlatego, że była opieka medyczna, rehabilitacja, zabiegi. Kiedyś w Legii zawodnicy musieli leczyć się na własny koszt, dziś pod tym względem jest o wiele lepiej.

Mówił prezes, że w poprzednim sezonie przygotowania zaczęły się za późno. W tym roku będzie inaczej?
- Wszystko zależy od pieniędzy, jakimi będziemy dysponowali. Na razie mamy zagwarantowane tyle co w poprzednim sezonie, a to na pewno za mało. Musimy znaleźć pieniądze dla zawodników. Nie może być tak, że ludzie będą grali za darmo... Oczywiście, może się tak zdarzyć, ale nie chcemy tego. Zdaję sobie sprawę z tego, że wtedy nie ma przede wszystkim na zawodników żadnego środka nacisku. Płacąc, tak jak większość klubów II-ligowych, zwiększa się też dyscyplinę. Wtedy naprawdę można zacząć czegoś wymagać.

Była rozmowa z trenerami na temat poprzedniego sezonu i jego ocena?
- Wszyscy doskonale zdajemy sobie sprawę, że osiągnęliśmy bardzo dużo. Trzeba sobie przypomnieć, że w listopadzie zamykaliśmy tabelę. Wtedy kibice, nasz szósty zawodnik, którzy nawet pomimo słabych wyników nie odsunęli się od nas, sami pytali się nas: 'Co możemy dla was zrobić, jak wam pomóc?'. Mówiliśmy, że damy radę i będzie dobrze. Całe szczęście, że wyniki w końcu przyszły, bo ci kibice jak mało kto zasługują na to. Tylu, ilu przychodzi ich na nasze mecze, to jak wspierają koszykarską Legię - za to należy im się ukłon z naszej strony i serdeczne podziękowania. Takiego dopingu, a jeździłem z zawodnikami wszędzie, poza jednym meczem, nie ma w całej Polsce. Gdzie indziej na mecze przychodzi maksymalnie po 200 osób i słychać co najwyżej oklaski po ciekawych zagraniach. No może nie licząc Wisły, ale oni przyszli licznie na mecz, dlatego że grali z Legią. U nas fantastyczne śpiewy są od początku do końca, już jest tradycją, że kibice zaczynają "Snem o Warszawie", a kończą "Warszawą" śpiewaną po meczu z koszykarzami. To coś wspaniałego, za co kibicom jesteśmy bardzo wdzięczni.

Ten wspaniały doping chyba ma spory wpływ na decyzje zawodników o grze w Legii?
- Na pewno dla zawodników jest to coś wspaniałego, a dla przeciwników to spore wyzwanie. Pamiętam jak byłem młody i grałem w kosza i wiem, że gdy kibice gwiżdżą podczas wykonywania osobistych, to całe ciało drżało i ręka nie prostowała się do końca... Naprawdę nie jest łatwo wtedy trafić do kosza. A jak się słyszy pieśni o Legii, to dostaje się skrzydeł. Wstydem jest grać źle przed tak wspaniałą publicznością jak nasza.

Organizacyjnie sekcja wygląda coraz lepiej. Już dawno nie było choćby tak, żeby drużyna pojechała na wyjazdowy mecz dzień wcześniej, nocowała, miała rano trening...
- Daleko nam jeszcze do profesjonalizmu, bo to wszystko wiąże się jeszcze z kosztami. Staramy się, żeby było normalnie, żeby zawodnicy mogli skupić się na treningach. Żeby nie musieli zastanawiać się, czy mają gdzie trenować, żeby mieli gotowy strój dzięki firmie Stelman, wodę dzięki firmie Belfast, a na wyjazdy jeździmy autokarem z Variusem, a nie własnymi samochodami, jak to jeszcze niedawno bywało. Staramy się, żeby to wszystko było na tyle profesjonalne, na ile możemy. Wspólne wyjazdy drużyny autokarem to naprawdę ważna sprawa. Tam zawiązują się jakieś więzi, duch drużyny. Niby elementy dla niektórych mało ważne, ale dla drużyny na pewno istotne. Przy okazji na pewno musimy podziękować Dzielnicy Bemowo z panem Burmistrzem Jarosławem Dąbrowskim na czele, panem Pawłem Bujskim i panią Katarzyną Niedźwiecką, firmie Waryński z panem prezesem Jarosławem Jankowskim, bo dzięki tym sponsorom mogliśmy grać na takim poziomie i tak wyglądać organizacyjnie, czego w Legii nie było od wielu lat. Przy okazji dziękujemy także wszystkim, którzy przyłączają się do akcji "Nie skąp grosza na kosza" - jest grono osób, które wspierają nas finansowo poprzez wpłaty na konto sekcji. Dziękuję im w imieniu sekcji i zachęcam kolejne osoby do wspierania koszykarskiej Legii.

W poprzednich latach przegrani finałów o I ligę grali jeszcze baraże o awans. Nie łudziliście się, że w i tym roku takie baraże zostaną zorganizowane, szczególnie wobec niemal pewnych wolnych miejsc w I lidze?
- Raczej nie... Jaki to jest interes dla PZKosz, jeśli dzika karta kosztuje podobno ok. 100 tysięcy złotych? Po co robić turniej barażowy, kiedy można sprzedać 3-4 miejsca? Nie ukrywajmy, PZKosz też ma swoje kłopoty finansowe i dla nich to jest ogromny zastrzyk pieniędzy.

Każdy zespół będzie miał możliwość wykupienia dzikiej karty do I ligi. Czy Legia w ogóle będzie brała pod uwagę możliwość takiego niesportowego "awansu"?
- Nie ma mowy. Oczywiście, jeśli PZKosz stwierdzi, że warto zrobić turniej, którego zwycięzcy mogą sportowo awansować do I ligi, to oczywiście chętnie w nim wystartujemy. Jeśli w nim przegramy, to nie ma dyskusji. Musimy wywalczyć awans na boisku, a nie go kupić.

W tym sezonie planem było 4-5 miejsce. Jakie na tę chwilę, na kilka miesięcy przed nowym sezonem, są cele na kolejny?
- Cel jest jeden, musimy wejść do I ligi. W kolejnym sezonie, czyli 2014/15 chcemy utrzymać się w I lidze, zająć w niej dobre miejsce i w 2016 roku, na 100-lecie Legii walka o awans do PLK. Tak to zaplanowaliśmy, gdy zawiązywaliśmy nasze Stowarzyszenie i plan jest nadal aktualny.

Jakiego rzędu pieniądze są potrzebne, żeby wywalczyć awans do I ligi w najbliższym sezonie?
- Ogromne. Żeby walczyć o awans do I ligi na zasadach w pełni profesjonalnych, potrzebujemy mniej więcej 450-500 tysięcy złotych. Raz jeszcze muszę podkreślić, że wszyscy zawodnicy do tej pory grali u nas za darmo. Oni studiują, pracują, mają swoje rodziny i poświęcają dziennie 2-3 godziny na koszykówkę. Pewnie, robią to, bo kochają koszykówkę, ale są pewne granice. Gra dla idei w pewnym momencie może pęknąć. My jako, że się tak wyrażę pracodawcy, musimy przewidzieć, że ludzie grający u nas za darmo, powiedzą nam w końcu: 'Stary, dłużej tak nie mogę. Żona ma wyrzuty, że zaniedbuję dom, dzieci i nic z tego nie mam'. Trzeba zrozumieć zawodników i postawić się w ich sytuacji.

Trochę dziwi, szczególnie wobec olbrzymiego zainteresowania kibiców, bardzo dobrych wyników, nikłe zainteresowanie ze strony mediów.
- Już jeden pan się nami "bardzo interesował" i wbił nam nóż w plecy. Może myśli inaczej ode mnie, ale nie może mnie oskarżać o to, kim nie jestem. Jeśli chodzi o zainteresowanie mediów, to dziękujemy Warszawskiemu Ośrodkowi Telewizyjnemu, TVP Warszawa, który często mówi o nas i pokazuje nas w telewizji. Niestety nie ma co ukrywać, że jest to II liga i nie wszystkie media są zainteresowane podawane informacji o niej. Nawet, jeśli gra tam Legia.

Dla odmiany cieszyć może, że losami drużyny interesuje się prezes piłkarskiej Legii Bogusław Leśnodorski, który dwukrotnie w minionym sezonie pojawiał się na Bemowie na naszych meczach.
- To jest pierwszy prezes Legii Warszawa od wielu, wielu lat, który pojawił się na meczu koszykówki. Nie pamiętam, żeby taki przypadek miał miejsce wcześniej. Chyba od kilkunastu lat tak nie było. Oczywiście prezesa Leśnodorskiego zapraszamy na każdy nasz mecz, zawsze będzie tu mile widziany.

Współpraca z piłkarską Legią chyba układa się bardzo dobrze. Nie tylko prezes Leśnodorski pojawia się na Bemowie, ale i na Łazienkowskiej Wojciech Hadaj wielokrotnie zapraszał na mecze legijnego kosza...
- Pan Leśnodorski jest człowiekiem, który kocha sport. Jest prezesem piłki nożnej, ale interesuje się także innymi drużynami, grającymi w tych samych barwach. Może dlatego, że kiedyś zaczynał w Mazowszance Pruszków ma jakiś sentyment do koszykówki. Wydaje mi się, że jemu, podobnie jak nam, marzy się, by Legia, która zawsze była klubem wielosekcyjnym, była najlepsza w każdej dyscyplinie sportu. Sami piszecie na Legionisci.com o tych wszystkich sekcjach, o których wiele osób może nie mieć pojęcia, że w ogóle istnieją. Legijni kick-bokserzy, pięcioboiści, jeźdźcy, tenisiści, lekkoatleci, szermierze, gimnastycy, piłkarze wodni, teraz powstaje drużyna rugby... Bardzo bym chciał, żeby Legia miała wszystkie swoje drużyny w najwyższych ligach w różnych sportach. Bo w ogóle w sportach drużynowych, mało które warszawskie zespoły grają w wyższych ligach... Wstyd, żeby w stolicy Polski, w koszykówce drużyną grającą w najwyższej lidze była Legia... w II lidze. Tak jest zresztą we wszystkich dyscyplinach sportowych - siatkówce kobiet, piłce ręcznej itd.

Wydaje się, że w nadchodzącym sezonie będzie nieco trudniej o awans, ze względu na planowaną przez PZKosz reorganizację ligi.
- Ja nie wiem, czy dojdzie do reorganizacji ligi. Wydaje mi się, że stworzenie dwóch grup, tak jak rok temu, spotka się z oporem zespołów chcących startować w rozgrywkach. To są kolosalne koszty. Wyobraźmy sobie, że Legia pierwszy mecz rozgrywa w Rzeszowie, na drugi jedzie do Szczecina, a następnie do Katowic i Białegostoku. To jest kilka tysięcy kilometrów więcej niż do tej pory, mnożone przez 4 złote za kilometr, to jest kilkadziesiąt tysięcy złotych więcej. To są potworne koszty. Przy tych problemach, jakie mają kluby z dopięciem budżetu, nakładami na organizację meczów u siebie, szczerze wątpię, żeby kluby chciały w ogóle w to wchodzić.

Zakładając, że Legia dalej byłaby w II lidze, w tej samej grupie co Wisła Kraków, jest szansa na zorganizowanie tego meczu na Torwarze?
- To będzie zależeć tylko od tego, ile to będzie kosztowało. Jestem przekonany, że nasi kibice bez problemu wypełnili by nawet i Torwar. Oni są najlepsi w Polsce!

Rozmawiał Bodziach


przeczytaj więcej o:
REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.