Miro Radović: ustrzeliłem dwa dublety!
Legia zdobyła mistrzostwo Polski w dość nietypowych okolicznościach - "wojskowi" mogli się cieszyć z tytułu przed telewizorami, tuż po końcowym gwizdku w meczu Lecha z Podbeskidziem. Radość legionistów była ogromna i w sobotni wieczór piłkarze po raz pierwszy mogli w swoim gronie świętować tytuł. Na większe balowanie będzie jeszcze czas, bowiem mistrzowska feta została zaplanowana na niedzielę. Szczęścia nie ukrywa Miroslav Radović, który na mistrzostwo z Legią czekał - tak jak i my wszyscy - siedem długich lat.
Serb trafił na Łazienkowską tuż po tytule wywalczonym w 2006 roku i od tego czasu za każdym razem musiał godzić się z porażką. - Jak nie teraz, to już chyba nigdy - kilkakrotnie powtarzał w ciągu sezonu 2012/13 "Rado".
- W końcu się udało, po siedmiu długich latach! - takimi słowami powitał nas "Radko". - Tytuł ten na pewno nam się należał, byliśmy po prostu najlepszą drużyną. Wygraliśmy dwa razy z Lechem, pokonaliśmy Wisłę, zwyciężyliśmy na Konwiktorskiej i pokazaliśmy, że jesteśmy w Polsce numerem jeden - mówi Serb.
- Teraz jest czas radości i trzeba się cieszyć, że mistrz w końcu jest w Warszawie. Jedno moje wielkie marzenie nareszcie się spełniło. Ten rok jest dla mnie podwójnie niesamowity. Nie dość, że zdobyliśmy dublet z Legią, to jeszcze powiększa mi się rodzina i lada dzień na świecie pojawią się moi chłopcy - bliźnięta. Można powiedzieć, że ustrzeliłem dwa dublety - śmieje się Radović.
Przed Legią jeszcze dwa mecze, potem krótkie urlopy i walka o Ligę Mistrzów. - Trzeba trochę odpocząć, zanalizować rundę, a potem zabrać się do roboty - mówi "Rado".
Serb przyznaje, że nie miał siły oglądać sobotniego meczu Lecha. - Gdyby mi ktoś powiedział, że oni przegrają z Podbeskidziem, to nigdy bym w to nie uwierzył - mówi. - Nie dałem rady wysiedzieć przed telewizorem, śledziłem tylko wynik na żywo w internecie. W takich okolicznościach jeszcze żadnego trofeum nie zdobyłem - kończy.