Helio Pinto - fot. Woytek / Legionisci.com
REKLAMA

Jestem Pinto, a nie Messi

Woytek, źródło: weszlo.com - Wiadomość archiwalna

- Wyniki w Polsce pokazują, że mamy dobry zespół na pierwsze miejsce, a w Europie - bądźmy realistami - też pokazaliśmy się z dobrej strony. Wyniki, przy większej ilości szczęścia, jeszcze przyjdą. Z Molde los był dla nas łaskawy, bo nie strzelili nam gola mimo 50 okazji. Mogli wygrać 6:1, a zremisowaliśmy. W Europie było tak samo - my byliśmy lepsi z Trabzonsporem, a przegraliśmy. Jeśli potrafiliśmy tak zdominować pierwszą drużynę w grupie, to nie znaczy, że pokazujemy europejski poziom? - mówi Helio Pinto w rozmowie z Weszlo.com.

- Poprzeczka dla Legii wisi wysoko, ale to nie oznacza samych zwycięstw. Wiesz, co po rewanżu z Trabzonsporem powiedział mi Bosingwa? Że to niewiarygodne, jak - stwarzając tyle okazji - nie strzeliliśmy w Lidze Europy ani jednego gola! Dlatego mówię: za rok będziemy bogatsi o te doświadczenia i liczę, że wypadniemy jeszcze lepiej - dodaje legionista.

- Urban to pięciogwiazdkowy trener. Wobec mnie zawsze był w porządku i zwracał uwagę, jak grać. To znaczy - szybciej oddawać piłkę, bo wiedział, że jestem typem zawodnika, który szybko myśli, ale potrzebuje czasu na reakcję. A w Polsce musisz myśleć tak samo szybko, ale jeszcze szybciej reagować. Dlatego czasem trudniej jest zaryzykować i nie chodzi tu o większe wykorzystywanie mojej kreatywności. Po prostu mam grać tak, by drużyna czerpała z tego korzyść. Nie mogę myśleć tylko o sobie. Kiedy będziemy wygrywać po 4-0, to będę mógł sobie pozwalać na większe ryzyko i stosować bardziej wymyślne zagrania. Ale na razie potrzebujemy zwycięstw i punktów - uważa Pinto.



Portugalczyk jest także świadomy swojej słabej formy na początku sezonu i nie ma pretensji do trenera, że nie postawił na niego w meczu ze Steauą Bukareszt.

- Jestem realistą. A jak ktoś, kto spędził siedem lat na Cyprze, w lidze, którą wielu uważa za gorzą od polskiej, ma być uznawany za jeden z najważniejszych transferów w Ekstraklasie? Mecze w Lidze Mistrzów nie dodają mi do CV gry w Anglii, Hiszpanii czy we Włoszech. Dziękuję za uznanie i wysokie wymagania, ale właśnie dlatego spotkała mnie taka krytyka. Bo przyszedł ktoś, kto nie spełniał oczekiwań i grał naprawdę słabo. Tylko prawie żadna z osób, które oceniały mój transfer, nie widział mnie w akcji na Cyprze. Tylko dwa razy - z Wisłą. Spójrzmy prawdzie w oczy - jestem Pinto, a nie Messi - mówi pomocnik Legii.

W wywiadzie poruszony został wątek komplikacji przy narodzinach córki: "Przed porodem nie wiedziałem, że córka będzie miała problemy. Dopiero potem się dowiedzieliśmy, że jej przełyk nie zrósł się tak, jak powinien. Dziwna sprawa. Żebyś zrozumiał, musiałbyś pogrzebać w Google. W skrócie polega to na tym, że przełyk dzieli się na dwie części, ale i to ma kilka różnych form... Naprawdę, musiałbyś odpalić Google, bo to skomplikowane. Fachowo nazywa się to atrezją przełyku. Na szczęście polscy lekarze uratowali mi dziecko i wierzę, że Bóg ściągnął mnie do Warszawy właśnie po to, by pozwolić przeżyć mojej córce. Na Cyprze nie mają takich specjalistów i gdybyśmy zostali, to po porodzie musielibyśmy łapać pierwszy samolot i lecieć do jakiejś kliniki w Grecji czy Anglii. Dlatego zawsze będę wdzięczny wspaniałym lekarzom ze szpitala Matki Polki. Nie wiem, jak im dziękować. Ale - powtarzam - to nie był powód mojej złej formy. Grałem źle, bo... grałem źle. Tyle. Nie zawsze będę dobrze grał" - powiedział Pinto.

Cały wywiad możecie przeczytać na weszlo.com.


przeczytaj więcej o:
REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.