Orlando Sa, jego żona i pies - fot. Woytek / Legionisci.com
REKLAMA

Orlando Sá w pigułce

Jeleń, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Od zainteresowania Legii Portugalczykiem do przyjazdu na Łazienkowską upłynęły prawie dwa miesiące. Legia po uważnej obserwacji napastnika zaczęła prowadzić negocjacje z AEL-em Limassol. Następnie Orlando Sá jedną nogą był już w Warszawie, żeby zaraz tę nogę cofnąć. Pojawił się nowy trener, drużyna zdążyła odbyć dwa obozy przygotowawcze, aż nagle okazało się, że Portugalczyk może jednak zagrać z „elką” na piersi.
W dniu, w którym miał przylecieć na testy został Cyprze, z powodu wahań zarządu i wściekłych kibiców, dla których oddawanie najlepszego zawodnika klubu na 5 kolejek przed końcem sezonu było strzałem w stopę. Transferowa telenowela trwała w najlepsze, aż do 13 lutego, kiedy Sá w końcu przybył do Warszawy. Pozyskanie 25-letniego napastnika nasuwa skojarzenia z jednym z haseł reklamowych PKP Intercity - „Ważne, że jadę.” W tym przypadku transfer śmiało można zatytułować „Ważne, że gram.”

"Legia jest świetnym klubem, w którym moja kariera może dostać nowego "kopa" i spełnić moje zawodowe marzenia. To dla mnie bardzo trudny moment ponieważ razem doświadczyliśmy mnóstwa fantastycznych momentów, ale życie toczy się dalej a piłka to tylko piłka. Mam nadzieję, że zrozumienie mój wybór i będziecie mnie w nim wspierać. Część mojego serca zawsze będzie z wami w Limassol. (...) Może któregoś dnia poznacie całą prawdę i powody, dla których opuściłem AEL. Dziękuję za wszystko. Nigdy was nie zapomnę" - napisał Orlando Sá w pożegnalnej wiadomości dla fanów cypryjskiej drużyny.

Orlando Carlos Braga de Sá urodził się w Barcelos oddalonym niespełna 20 kilometrów od Bragi, gdzie stawiał swoje pierwsze boiskowe kroki. W oficjalnych rozgrywkach zadebiutował w trzecioligowym klubie Maria Fonte. Na pierwszy mecz w barwach rodzimego klubu musiał czekać do 2009 roku. Sá prezentował się nadzwyczaj dobrze, co zaowocowało transferem do FC Porto, opiewającym na kwotę 3 milionów euro. W drużynie „Smoków” nabawił się poważnej kontuzji i od tego czasu jego kariera przypominała równię pochyłą. Portugalczyk nie był w stanie dojść do optymalnej formy. Nie spełniał pokładanych w nim oczekiwań i władze klubu zdecydowały się wypożyczyć go do CD Nacional, skąd niebawem wykupił go londyński Fulham. Niestety liga angielska była dla zawodnika zbyt wymagająca i Orlando Sá nie potrafił dojść do pełni dyspozycji. Po roku spędzonym na Craven Cottage podpisał trzyletni kontrakt z AEL-em Limassol. Portugalczyk na Cyprze przeżył odrodzenie. Szybko stał się ulubieńcem kibiców, imponując techniką, swoją niepokorną osobowością a przede wszystkim umiejętnościami strzeleckimi. Tylko w obecnym sezonie dla klubu z Cypru Orlando Sá w 18 meczach zdobył 13 bramek. Daje to niemal 40% wszystkich goli strzelonych przez drużynę. Dla porównania najlepszy strzelec Legii, Władimir Dwaliszwili, w 29 spotkaniach trafił do siatki rywali 11 razy.

O niewątpliwym talencie Portugalczyka świadczą chociażby statystyki z występów młodzieżowych reprezentacji Portugalii. W kadrze U21 rozegrał 6 spotkań i zdobył 7 bramek. Sá bez wątpienia najlepiej wspomina listopad 2008 roku, kiedy w meczu przeciw Hiszpanom zdobył hat-tricka. Gdyby nie przewlekła kontuzja kolana, kariera w dorosłej reprezentacji z pewnością nie zakończyłaby się na jednym spotkaniu. W młodzieżówce Orlando Sá strzelał tak:



Mimo gry w najlepszych ligach świata, Portugalczyk nie przychodzi do Legii na piłkarską emeryturę. Warszawa jest kolejnym szczeblem w drabince, po której napastnik chce się wspiąć możliwie jak najwyżej. Być może gdyby nie wspominana po raz kolejny kontuzja, Orlando nie przechodziłby teraz do Legii, a do europejskiego klubu z najwyższej półki. On sam wydaje się mieć tego świadomość, bowiem swoich klubowych kolegów niejednokrotnie przerasta o głowę. Boiskowe popisy przychodzą mu dziecinnie łatwo:



Portugalczyk przechodzi do Legii dla większych pieniędzy i lepszych możliwości rozwoju. Zmianą na lepsze będziemy także my, kibice. A ponieważ legioniści z natury lubią piłkarzy niepokornych, Orlando Sá nie powinien mieć problemów z akceptacją trybun. Nasuwają Wam się skojarzenia z wyczynami Grzegorza Szamotulskiego?



Orlando Sá już niebawem w każdym meczu będzie podlegał naszym ocenom. Zanim rozliczymy go z gry na boisku, popatrzmy na symboliczne 1-10, podsumowujące karierę napastnika:

Orlando Sá od 1 do 10

1 – występy w reprezentacji Portugalii
2 – największa liczba bramek w tym sezonie zdobyta w jednym meczu
3 – liczba pozycji, na których grywał
4 – zaledwie tyle goli Portugalczyk zdobył po odejściu z Bragi do czasu gry w AEL-u Limassol
5 – tyle razy w ciągu minionego sezonu Orlando Sá nie zagrał całego meczu
6 – liczba klubów, w których występował
7 – gole strzelone dla młodzieżowych reprezentacji Portugalii
8 – tego dnia marca zdobył swoją pierwszą bramkę w Primeira Liga
9 – przez tyle miesięcy łącznie Sá leczył swoje kontuzje
10 – ulubiony numer Portugalczyka

Jeśli w Warszawie Orlando Sá zaprezentuje się równie dobrze jak w AEL-u, Legia nareszcie zdobędzie napastnika, który będzie mógł odegrać znaczącą rolę w batalii o Ligę Mistrzów. Atutem Portugalczyka jest także jego wiek. Jeśli rakieta z Półwyspu Iberyjskiego odpali, Legia wcale nie musi być ostatnim przystankiem tego piłkarza. Pozostaje trzymać kciuki, aby nagromadzone przez lata umiejętności zaprocentowały. Sá jak każdy piłkarz ma swoje przyzwyczajenia, które pomagają mu dobrze czuć się na boisku, a co za tym idzie, strzelać bramki. Z nawyków ze wszystkich poprzednich lat Portugalczykowi nie wolno tylko jednego – przywdziania koszulki z ulubionym numerem 10 na plecach. Nikt jednak nie zabrania mu próbować równać do warszawskiej legendy.


przeczytaj więcej o:
REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.