Kątem oka
REKLAMA

Kątem oka - 11. tydzień z głowy

Qbas, źródło: Legioniści.com - Wiadomość archiwalna

Wydawało się, że tydzień będzie stał pod znakiem beki z Lecha. Najpierw niebiesko–białe rumaki frajersko straciły punkty w Łodzi, a potem na ogromnym farcie i w ostatniej chwili pokonali potęgę z Bielska–Białej. Niestety, beka to była, ale z Legii. Nasze niuniusie skompromitowały się bowiem w meczu przeciwko pokrakom z Wisły w dodatku grającym przez godzinę w osłabieniu.

Poniedziałek. W Łodzi odbył się wspomniany mecz naszych „przyjaciół” z Widzewa i Lecha. W barwach gospodarzy wystąpił Patryk Mikita i … przykro było patrzeć na jego nieporadność. Grał bardzo prymitywnie, próbował rozpaczliwych dryblingów, ale najgorsze, że jak szczeniak odbijał się od Wołąkiewicza, który ledwie dwa tygodnie temu wypromował Robaka na króla strzelców Dupoklasy. Strach pomyśleć, co byłoby, gdyby odważył się podejść do Arboledy, zwłaszcza, że on ma słabość do tak delikatnych chłopców.



Wtorek. Przemysław Zych, kiedyś PS, obecnie GieWu, miłośnik talentu Wladimera Dwaliszwiliego (i wynoszonych przez niego historii z szatni) napisał tekst o Miro Radoviciu, że za dobry na Ekstraklapę, ale za słaby na poważną ligę zagraniczną. Pomijając już fatalną gramatykę („I żyjący zbyt komfortowo w Warszawie na wyjazd do słabego klubu w niezłych zagranicznych rozgrywkach” – WTF?!) i ponadprzeciętną grafomanię („Pomruk niezadowolenia szatni”, „Gdy przechadzasz się po ulicy Nowy Świat w Warszawie, pozdrawiają cię kibice. Po meczu słyszysz zachwyty, po wygraniu tytułu paradujesz po placu Trzech Krzyży z cylindrem na głowie”), to zastanawia mnie po co powstał ten tekst? Ma udowodnić, że czołowy zawodnik naszej ligi jest za słaby na tzw. poważne rozgrywki? A któremu graczowi z pola, poza Lewandowskim, w ostatnich latach się powiodło? Glikowi, który wyjeżdżał stąd jako nikt i od biedy może Rudnevsowi. Zych chciał pewnie poskrobać Radovicia za jego rzekomy minimalizm, a tak naprawdę to dokopał całej naszej skopanej piłce. Wszystkie Borysiuki, Rybusy, Jędrzejczyki, Komorowskie, że poprzestanę tylko na legionistach, wyjechały i nawet jeśli nie odbiły się brutalnie od ściany to w najlepszym razie popadły w przeciętność. Zresztą, jakby „Rado” odszedł, to taki Zych byłby pierwszym narzekającym. Ten typ tak ma.

Środa. W „Legioniści od A do Z” turi rozmawiała z Michałem Efirem. I taka myśl się nasuwa… „Efirek” udzielił więcej wywiadów niż rozegrał meczów na poziomie Dupoklasy, o bramkach nie wspomnę. Kontuzje kontuzjami, ale tu zaraz 22 lata stukną, a bilans fatalny.

Czwartek. W mediach zagrzmiało! Marek Jóźwiak dostał zakaz od Legii! Oczywiście żadnego zakazu nie dostał, a po prostu nie jest mile widziany na Łazienkowskiej, bo władze Legii twierdzą, że jako menedżer działa na niekorzyść klubu. „Beret” broni się, że przecież działa na swoją korzyść, a dobro Legii to już nie jego działka, bo prezes Leśnodorski wywalił go na zbity łeb. A podobno miał ku temu solidne powody. Wiele mówiło się o niejasnościach związanych z transferem Antolovicia, ale ostatnio słyszałem również, że i z przyjściem Kneżevicia do Warszawy wiązały się jakieś dziwne historie z kasą. W sumie więc nie wiadomo o co dym. Leśnodorski ma powody, by nie lubić Jóźwiaka, a nawet uważać go za szkodnika. Może więc nie życzyć sobie go oglądać na trybunach. A „Beret”? On nie ma nic na swoją obronę poza tym, że 20 lat temu należał do wielkiej Legii.

Piątek. Inaki Astiz zerwał więzadło strzałkowo-skokowe i przez miesiąc nie pogra. Dzięki temu przynajmniej kilka tygodni grania ma „Rzeźnik”, który najwięcej stracił po przyjściu Berga. U Kuby w Legii to wieczna jazda w górę i w dół. Gra, potem nie gra, gra słabo, najczęściej przeciętnie, aż w końcu dobrze, bardzo dobrze, by potem znów usiąść na ławie. Gdy w końcu dość przypadkowo z niej wstaje, notuje rundę życia, zostaje czołowym obrońcą ligi i ulubieńcem kibiców. Po czym wraca na ławkę… A skoro już o Rzeźniczaku mowa to proponuję okolicznościowy quiz „Znajdź Kubę na zdjęciu”:



Tymczasem w Poznaniu Lech po golu w 96. minucie ograł Podbeskidzie. Ekstaza w jaką wpadli poznaniacy sugerować mogła zdobycie mistrzostwa kosmosu. Nie wiadomo jednak w sumie, czy Rumak się cieszył, czy chciał zamordować Możdżenia… FOTO (fot. Ekstraklasa.net)

Weekend. Legia znów nie wygrała meczu, którego po prostu nie wypadało nie wygrać. Patrząc na to, co dzieje się w drużynie można być zaniepokojonym. Kuciak skacze do oczu kolegom, a do tego popełnia kolejne błędy, Radović i Rzeźniczak sugerują, że nie wszyscy przyłożyli się do tego spotkania (i nieprawdą jest, że „Jodła” się nie przyłożył, on był skupiony na wypromowaniu Stilicia), Żyro bełkotał coś o braku kibiców, Kucharczyka przygniotła presja trybun, a Gruzin, jak to Gruzin, zrobił swoje, czyli nic nie zrobił. Na indywidualne potraktowanie zasługuje Raphael Augusto ps. „A perda” (Strata). Jan Urban nie widział w nim nawet trochę piłkarza, a Berg nie dość, że wystawia go regularnie do gry, to nawet czasem w pierwszym składzie. I nie wiedzieć czemu wierzy, że ten środkowy pomocnik poradzi sobie na skrzydle. Muszą ze sobą sypiać. Innego powodu nie może być. A już najzabawniejsi byli dziennikarze, którzy do przerwy rozpływali się nad pięknym stylem Legii. Ochy i achy unosiły się wręcz nad trybuną prasową. Po czym wszyscy rzucili się na klubowy obiad, na którym serwowano kaszankę. Okazało się, że nie tylko tam, bo na boisku też była niezła kaszanka.

W kąciku „Ulubieńcy lat minionych” sięgniemy wstecz bardzo daleko. Przy okazji transmisji meczu Pucharu Polski Jagiellonii z Lechią gościem w studio Orange Sport był Dariusz Czykier, zawodnik Legii na początku lat 90., a potem przez kilka sezonów od 1996. „Lejba” był niezwykle utalentowanym dzieckiem białostockiego pokolenia świetnych piłkarzy. Ponad piłkę ukochał jednak tańcowanie, a wraz z nim chlanie opór. Balety pochłonęły go tak bardzo, że ani się obejrzał, jak spłukany wylądował na budowie w Niemczech. Gdy w 1996 r. wielka Legia się rozpadała znów dostał szansę w Warszawie. Wrócił, odstawił kieliszek i został jednym z liderów. Potem jednak pomyślał, że jeden malutki nikomu nie zaszkodził, a dwa to nawet zdrowo i tak już poszło… A jak poszło do zdarzały się i takie mecze…



(jakoś domowy budżet trzeba było przecież łatać)

Warto jednak przypomnieć i chlubne momenty z kariery pana Darka

Gol w pierwszym meczu z Samdorią:



Otwierające trafienie w Atenach:



To było grane

Niemal dokładnie 12 lat temu Legia również grała z Wisłą. Wisłą mistrzowską, potężną i bogatą. W tamtym meczu „wojskowi” jednak pokazali jaja i dzięki wygranej 1-0 po bramce Bartka Karwana (a jeszcze Tomek Sokołowski I zmarnował karnego) otworzyli sobie drogę do mistrzostwa Polski. A Cupiał po raz drugi, choć nie ostatni, zwolnił Smudę i zatrudnił Kasperczaka…



Zdjęcie tygodnia



...

Zapraszamy do śledzenia profilu "KO" na FB

Qbas
fot. Legionisci.com


przeczytaj więcej o:
REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.