Miroslav Radović przechytrzył Kamińskiego - fot. Mishka / Legionisci.com
REKLAMA

Przesmycki: Gol dla Legii? Sędzia Gil miał rację!

źródło: PZPN.pl - Wiadomość archiwalna

Na stronie PZPN.pl Zbigniew Przesmycki Szef Kolegium Sędziów w Polskim Związku Piłki Nożnej skomentował sytuację z sobotniego meczu Legii z Lechem, w której Miroslav Radović zdobył bramkę po podaniu Tomasza Jodłowca. - Zapewne dlatego napastnik Legii z wyczuciem przewidując rozwój sytuacji, zatrzymuje się, popychając jednocześnie obrońcę Lecha. Takiego wyczucia sytuacji zabrakło najwyraźniej obrońcy Lecha - uważa Przesmycki.

Pełna analiza sytuacji Zbigniewa Przesmyckiego:

Zawodnik Legii dośrodkowuje piłkę z lewej strony pola karnego w kierunku środka pola bramkowego. W kierunku bramki biegną obrońca Lecha i znajdujący się za nim napastnik Legii. Piłka przechodzi pomiędzy obrońcą i bramkarzem, a będący w polu bramkowym, na wprost bramki, napastnik Legii zdobywa bramkę. Widoczne jest, że tuż przed strzeleniem gola zawodnik warszawskiej drużyny popycha obrońcę Lecha ale widoczne jest również, że popchnięcie to nie spotyka się z reakcją obrońcy. Z dalszej perspektywy widoczne jest również, że kontynuowanie biegu w kierunku z jego pierwszej fazy, przez obu przeciwników będących jeszcze w bezpośrednim sąsiedztwie, spowodowałoby ich minięcie się z piłką. Zapewne dlatego napastnik Legii z wyczuciem przewidując rozwój sytuacji, zatrzymuje się, popychając jednocześnie obrońcę Lecha. Takiego wyczucia sytuacji zabrakło najwyraźniej obrońcy Lecha. Jego reakcja na mające miejsce popchnięcie, a w zasadzie jej brak, dowodzi, że już przed popchnięciem pogodził on się z faktem, że nie będzie w stanie podjąć próby przecięcia toru lotu piłki. Oznacza to, że z jego punktu widzenia, popchnięcie go przez napastnika Legii nie miało wpływu na jakość jego walki o piłkę, ponieważ, powtórzę, podjął on już decyzję, że nie ma szansy na jej zagranie. Oznacza to jednocześnie, że sędzia obserwujący sytuację z dostatecznie bliskiej odległości, właściwie odczytując opisane powyżej niuanse mającego miejsce zdarzenia, miał prawo nie uznać popchnięcia „made in Radović” za przewinienie.

Wszystkim, których może zdziwić moje ostatnie stwierdzenie, muszę uzmysłowić, że nie ma przewinienia „popchnięcie przeciwnika”. Żeby popchnięcie przeciwnika było przewinieniem, to musi być ono dokonane w sposób uznany przez sędziego za nieostrożny, nierozważny lub z użyciem nieproporcjonalnej siły. Tak zresztą jak i „kopnięcie przeciwnika”, „uderzenie przeciwnika” itd. Warto też dodać, że przewinienia takie mogą mieć miejsce jedynie w walce o piłkę. Dlatego też, biorąc pod uwagę, że obrońca Lecha przestał walczyć o piłkę przed popchnięciem, sędzia miał prawo uznać, że mimo iż miało miejsce popchnięcie to przewinienie: „nieostrożne popchnięcie przeciwnika” nie miało miejsca. Ośmielę się podnieść do rangi dowodu na prawidłowość mojej analizy, a tym samym decyzji sędziego, reakcję wszystkich, w tym zawodników, oglądających sytuację na żywo, bezpośrednio po zdobyciu bramki. Nikt, a przynajmniej nie jest mi o tym wiadome, nie negował decyzji sędziego w czasie meczu. Dyskusje rozpoczęły się po meczu, kiedy wszędobylskie kamery pokazały mające miejsce popchnięcie. Jednak tych wszystkich, którzy nie zgadzają się z moją analizą sytuacji, odsyłam również do wywiadu, jakiego udzielił Marcin Kamiński w przerwie meczu, na oczach rzeszy kibiców, reporterce Canal+.

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.