fot. Bodziach / Legionisci.com
REKLAMA

Udana pogoń Legii - relacja z Prudnika

Bodziach, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Już przed końcową syreną kibice Pogoni Prudnik w ciszy i ze spuszczonymi głowami opuszczali halę przy Łuczniczej. Przez ponad 30 minut miejscowym, którzy wypełnili halę Obuwnika do ostatniego miejsca, humory dopisywały. Radość po celnych trójkach, owacja po nieudanym wsadzie Trybańskiego... Atmosfera zmieniła się w ostatnich minutach meczu, gdy Legia bezsprzecznie dominowała i pewnie zwyciężyła na trudnym terenie.

Fotoreportaż z meczu - 57 zdjęć Bodziacha

Duże zainteresowanie meczem
Hala Obuwnika na pewno nie należy do terenów łatwych, o czym przekonało się już wiele ekip i zapewne jeszcze wiele drużyn tam polegnie. Obiekt, który ma pozwolenie na wpuszczenie 1000 widzów, wypełnił się na tyle, że fani stali tuż przy liniach końcowych. Mecz z Legią dla lokalnej publiczności był nie lada wydarzeniem. Dodajmy, że Prudnik ma niewiele ponad 22 tysiące mieszkańców, więc przyjazd utytułowanej Legii musiał wzbudzać emocje.

Wypoczęci legioniści
Legia, która przyjechała na Opolszczyznę dzień przed spotkaniem, była wypoczęta i dobrze przygotowana do meczu. W niedzielny poranek legioniści w hotelu Oaza odbyli ostatnią analizę video, w której nasi skauci przedstawili rozgrywanie akcji przez Pogoń, a następnie udali się do hali sportowej na godzinny trening. To z pewnością miało wpływ na dyspozycję naszej drużyny. Nasz zespół musiał sobie radzić bez kontuzjowanych Damiana Cechniaka, Grzegorza Malewskiego i Michała Świderskiego. Na szczęście gotowy do gry był Czarek Trybański, który z powodu choroby musiał opuścić trzy ostatnie mecze. Przyjazd byłego gracza NBA był wielkim wydarzeniem dla miejscowych, o czym można się było przekonać po artykułach na stronie Pogoni, czy w lokalnej prasie. Ta liczyła, że Pogoń "dołoży" Legii.

Wsad Trybańskiego
Od samego początku spotkanie było niezwykle zacięte. Legia punktowała przede wszystkim spod kosza - lay-upami popisali się Wilczek i Aleksandrowicz, a efektownym wsadem Trybański (niedługo po pierwszej, nieudanej próbie). Gospodarze odpowiedzieli punktami Cichonia i Stalickiego. Po trójce Madziara, Pogoń wyszła na prowadzenie 12-6. Szybko odpowiedzieliśmy punktami Wilczka i trójką "Pandy". Już do końca pierwszej kwarty trwała wymiana punkt za punkt. Wymianę zakończyli gracze Pogoni, którzy za sprawą Madziara prowadzili po 10. minutach gry 21-19. Byłby remis, gdyby w ostatniej akcji trafił Kobus.

Trójka Leszczyńskiego równo z syreną
W drugiej kwarcie na trójkę Grygiela, tym samym odpowiedział "Kobi". Arek był tego dnia jednym z bardziej aktywnych zawodników na boisku, oddawał sporo rzutów, jednak zdecydowanie słabiej radził sobie w obronie. Przy stanie 31-24 dla Pogoni (najwyższe prowadzenie w meczu), trener Bakun wziął czas. Wprowadzony w miejsce Aleksandrowicza, Bierwagen już w pierwszej akcji po wejściu na plac zaliczył stratę, ale w dwóch kolejnych akcjach zrehabilitował się, punktując z półdystansu. Legia cały czas goniła wynik, a na kolejne prowadzenie udało się nam wyjść dopiero w 17. minucie, za sprawą Trybańskiego. Gdy chwilę później Aleksandrowicz trafił za 3 i prowadziliśmy 37-33, wydawało się, że będzie z górki, w ostatnich dwóch minutach legioniści nie zdobyli punktu. Pogoń tymczasem najpierw zdobyła dwa "oczka" z linii rzutów wolnych, a równo z syreną na przerwę, za trzy trafił Leszczyński. Radość miejscowych po tym rzucie, przy którym końcowa syrena już brzmiała, gdy piłka frunęła w stronę kosza, była ogromna. Na przerwę gospodarze schodzili w bardzo dobrych humorach, prowadząc 38-37.

Pogoń na prowadzeniu
W trzeciej kwarcie mecz był jeszcze bardziej zacięty, a na tablicy kilka razy widniał remis. Legioniści raz za razem grali na Kobusa, który w końcu po trzech niecelnych rzutach, trafił dwie trójki z rzędu. Pogoń jednak z dystansu trafiała jeszcze lepiej - pięciu zawodników trafiło w tym meczu zza linii 6,75. W miejsce Wilczka na parkiecie pojawił się Rafał Holnicki, który zaczął słabiej (dwie straty), ale później rozgrywał zdecydowanie lepiej - nie tylko zaliczał ostatnie podania, ale i zaliczył skuteczne wejście pod kosz, a później wymusił faul Chmielarza. Złe wybicie piłki z autu przez miejscowych, sprawiło, że to Legia na sekundę przed końcem trzeciej kwarty miała piłkę z boku. Gdyby "Czarny" trafił za 3, mielibyśmy remis, a tak przed decydującą partią gospodarze prowadzili 57-54.

Dobra końcówka
Początek czwartej kwarty wcale nie należał do udanych dla Legii. Leszczyński po raz kolejny trafił za 3, a na punkty Bierwagena, odpowiedział Pawłowski. Pogoń prowadziła różnicą sześciu punktów także po trójce Grygiela. W końcu nastąpiła jednak dobra passa naszych graczy, którzy wykorzystali błędy gospodarzy (kroki, straty). Punkty Kobusa, Aleksandrowicza i Wilczka, dały nam prowadzenie 68-65 na 4 minuty przed końcem. Pogoń miała wyraźne problemy w ataku - kolejne rzuty nie wpadały do kosza, a legioniści dobrze zbierali na swojej tablicy. Jako, że Pogoń już po pięciu minutach tej kwarty miała 5 przewinień, każde kolejne skutkowało rzutami wolnymi. Ważne punkty zdobył Kobus, który najpierw blokiem zatrzymał akcję Pogoni, a następnie faulowany - mimo trąbek, piszczałek i tym podobnych wynalazków - wykorzystał oba rzuty wolne, a w kolejnej trafił za 3. 7 punktów przewagi na półtorej minuty do końca, było dobrym prognostykiem. Ekipa z Prudnika miała tymczasem problem ze skutecznością i drugi raz z rzędu spudłowała trójkę. Po piątym przewinieniu Trybańskiego, na boisko wszedł Zapert. Groźnie zrobiło się, gdy Madziar trafił dwa rzuty wolne, a wznawiający grę legioniści stracili piłkę pod własnym koszem (Kobus), a także dwa kolejne punkty (Grygiel). Nasza przewaga stopniała do czterech punktów. Na szczęście w ataku zagraliśmy mądrze, długo, i po dograniu "Kobiego", Damian Zapert hakiem doprowadził do stanu 76-70.

Nieskuteczna Pogoń
Pogoń próbowała kolejnej akcji trzypunktowej, ale Chmielarz spudłował i wtedy należało jak najdłużej utrzymać się przy piłce. Zamiast tego, Aleksandrowicz, który zebrał piłkę na własnej połowie stracił piłkę i Pogoń miała kolejne szanse - na szczęście zarówno Madziar, jak i Grygiel spudłowali, a w odpowiedzi Bierwagen po szybkiej kontrze (z faulem) wyprowadził nas na prowadzenie 78-70. Dodatkowy rzut wolny również znalazł drogę do kosza. Gospodarzom pozostało zaledwie 19 sekund na akcję, więc próbowali szybkiego rzutu z dystansu - znów nieskutecznie. Faulowany "Panda" trafił oba rzuty wolne, a przy stanie 81-70, legioniści nadal byli w posiadaniu piłki, ale "koszykarskim zwyczajem", nie dobijali już rywali i jedynie poczekali na końcową syrenę, po czym rozpoczęło się świętowanie wygranej. Wygranej osiągniętej na naprawdę trudnym terenie.



Legia w końcu wygrała mecz na styku. Po porażkach w takich okolicznościach ze Zniczem Basket i GKS-em Tychy, tym razem nasi zawodnicy pokazali, jak należy grać do końca. Dobrze, że głupie błędy w końcówce - straty Kobusa i Aleksandrowicza, tym razem nie miały wpływu na końcowy wynik.

Fotoreportaż z meczu - 57 zdjęć Bodziacha


przeczytaj więcej o:
REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.