REKLAMA

Adam Linowski: Krótka ławka i spadek sił w końcówce

Radosław Kaczmarski, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Adam Linowski - kapitan Znicza Pruszków, zdobywca 12 punktów w meczu z Legią, koszykarz występujący niegdyś w naszych barwach opowiada o przyczynach porażki swojego zespołu i wspomina pobyt w Warszawie:

33:9 to wynik ostatniej kwarty, brzmi jak egzekucja, prawda?
Adam Linowski (kapitan Znicza Basket Pruszków): Myślę, że to spadek sił, koncentracji. Parę trójek przeciwników sprawiło, że ta koncentracja spadła. Za wszelką cenę chcieliśmy odrobić straty, chyba za szybko chcieliśmy to zrobić. Legia była na fali i tak się to skończyło. Trochę szkoda, bo to jakby zniszczyło, zatarło całą pracę jaką włożyliśmy w trzy pierwsze kwarty.

Początek mieliście wyśmienity, aż 12 punktów przewagi i chyba sami byliście trochę zaskoczeni że tak dobrze Wam idzie?
- Na początku mieliśmy dużo sił i tak byliśmy ustawieni przez trenerów, że mieliśmy agresywnie wyjść na mecz i to był klucz do zdobycia przewagi. Założeniem była agresja na całym boisku i to się opłaciło.


Adam Linowski - fot. Paweł Kołakowski

Do przerwy przygrywaliście tylko dwoma punktami. W przerwie trener chciał abyście utrzymali podobny poziom gry i trzymali się blisko rywala czy mieliście ruszyć do przodu?
- Zgadza się, różnica była mała, mieliśmy grać to samo tylko że byliśmy już podmęczeni tymi 20 minutami gry. Mamy na pewno krótszą ławkę niż Legia i mniej zawodników do rotacji i to moim zdaniem zadecydowało – krótka ławka i spadek sił w końcówce i stąd taki wynik.

Pańskie zejście z boiska w połowie czwartej kwarty za popełnienie piątego faulu także zespołowi nie pomogło.
- Tak, tu mogę być zdenerwowany sam na siebie, że doprowadziłem do takiej sytuacji chociaż myślę, że dwa z tych gwizdków mogły być inne, w tych przypadkach żadnego kontaktu nie było. Zostało to jednak odgwizdane jako faul i to skutkowało moim brakiem w ostatnich momentach meczu.


Adam Linowski i Marcel Wilczek - fot. Paweł Kołakowski

Grał Pan w Legii siedem lat temu...
- Taaaak, nie pamiętam kiedy, ale chyba tak, to była jeszcze druga liga...

Dokładnie to sezon 2007/2008, to była druga liga i zajął Pan z zespołem 12 miejsce w rozgrywkach. Jak Pan wspomina te czasy?
- Bardzo dobrze wspominam ten czas. Współpracowałem właśnie z trenerem Spychałą. Legia organizacyjnie stała dużo niżej i trochę to spowodowało, że będąc studentem musiałem przenieść się gdzieś indziej, poszukać klubu, dzięki któremu będę mógł się utrzymać w Warszawie. Pobyt tu był w porządku, szczególnie współpraca z Michałem Spychałą, ona nadal się poprawnie układa w Pruszkowie i to jeden z powodów dla którego gram w Zniczu.

Wasz zespół jest po wielu zmianach w stosunku do poprzedniego sezonu, chyba tylko trzech zawodników pozostało, ale dobrze weszliście w sezon, m.in. zwycięstwo z Legią, ale później już trochę gorzej Wam się wiodło. Dlaczego tak się dzieje?
- Na razie gramy falami, ta krótka ławka także swoje robi. Zdecydowanie musimy sytuację trochę opanować, tę rundę zaczynamy od bilansu 0-2. Ten mecz był dosyć specyficzny, bo wysoki wynik nie odzwierciedla tego co się działo na parkiecie. Jeśli ktoś zobaczy tylko wynik to może pomyśleć, że Legia się po nas przejechała, a tak nie było. Teraz musimy się skupić, mamy trzy mecze u siebie, we własnej hali gramy bardzo dobrze. W tym upatrujemy swoich szans.

Jacy są wg Pana faworyci ligi? Pokusi się Pan o wskazanie trójki?
- Legia bardzo się wzmocniła, obaj Wilczkowie to wielkie plusy, dobrze prowadzą grę więc myślę, że Legia wskakuje do tej trójki. Krosno musi być, jest naprawdę dobrze poukładanym zespołem, a w okolicach trzeciego, czwartego miejsca myślę, że my się będziemy kręcić.

Rozmawiał Radosław Kaczmarski


Kapitan Znicza Basket próbuje zatrzymać Michała Świderskiego - fot. Kamil Marciniak

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.