Pirotechnika w sektorze kibiców Legii na stadionie Amiki Wronki (12.04.2002) - fot. Woytek

Specjal do Wronek, czyli wyjazd w 2002

Bodziach, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Podczas ostatniego meczu w Poznaniu fani Legii odnieśli się do 93. rocznicy Lecha, wywieszając transparent "Tylko w Amice świętują 'okrągłe' rocznice. To już 9 lat z Wronkami za pan brat!". W 2006 roku poznaniacy przystąpili do rozgrywek w lidze na licencji Amiki. Wiele osób z pewnością pamięta jeszcze klimatyczne wyjazdy do Wronek, gdzie przez 11 lat "Kuchenni" grali w ekstraklasie.

Jednym z ciekawszych wyjazdów w tamtym czasie był ten z końcówki sezonu 2001/02, kiedy legioniści podróżowali do Wielkopolski pociągiem specjalnym. Trzeba przyznać, że wyjazdy do Wronek nigdy nie należały do najłatwiejszych logistycznie. Pociągiem dało się tam dojechać tylko z przesiadką w Poznaniu, ale wrócić tą samą trasą po meczu, jeśli ten rozgrywany był późno, nie było łatwo. Najczęściej w trasę ruszaliśmy więc samochodami lub autokarami. Dziś co prawda taki wyjazd to raptem 4 godziny jazdy, kiedyś jednak, gdy nie było jeszcze autostrady i jeździło się starą trasą poznańską, zajmowało to zdecydowanie więcej czasu.



W rundzie wiosennej sezonu 2001/02, w grupie mistrzowskiej, po raz pierwszy udało się zorganizować pociąg specjalny do tej wielkopolskiej miejscowości. Jak większość w tamtych latach wyjazd rozpoczął się z Warszawy Wschodniej 7 godzin przed rozpoczęciem meczu. Za przejazd w obie strony trzeba było zapłacić 59 złotych. To właśnie podczas tej słynnej podróży, gdy fani degustowali słynną "Miodóweczkę" z Targówka, "Pjus" rozpoczął naukę jednej z pieśni, która na lata przyjęła się w naszym repertuarze. "Młody Legionisto, smutek z twarzy zmaż, bo na Konwiktorskiej już za parę lat, nie będzie niczego, będą same zgliszcza, Polonia spalona, a Legia ma mistrza. I gdy Ligi Mistrzów przyjdzie czas, nikt nie pokona nas... lalalalalala" - na melodię "Młody junaku" z nieśmiertelnego "Misia".



W pierwszą stronę mieliśmy pierwszą awarię pociągu. Na 30 kilometrów przed celem naszej podróży, nastąpiła 30-minutowa przerwa gdzieś w polu. Gdy już wydawało się, że czeka nas solidny marszo-bieg, "specjal" ruszył w dalszą drogę i wysiedliśmy na stacji kolejowej we Wronkach. Nikt nie liczył na miejscu na specjalne udogodnienia w postaci podstawionych autobusów i trasę z dworca na stadion pokonaliśmy z buta. Podczas pochodu w eskorcie policji przechodziliśmy koło wronieckiego więzienia, gdzie nastąpił krótki postój, a fani pozdrawiali ludzi za kratami okrzykami "Trzymajcie się" oraz "Wolność ludziom i złodziejom, a śmierć k... i frajerom".

W drodze na stadion niosła się, w miarę nowa na tamte czasy pieśń, a na pewno nieśpiewana wtedy jeszcze przez żadną ekipę w kraju - "Jesteśmy zawsze tam, gdzie nasza Legia gra, aejao, hej Legia gol". Jak widać po latach mało kto przejmuje się "kopiowaniem" i większość kibicowskiej Polski przerobiła ją na własne potrzeby. O ile w przypadku pieśni z lat 70-tych i 80-tych, trwają spory, kto jako pierwszy wykonywał daną pieśń, to w przypadku "Jesteśmy zawsze tam", wątpliwości nie ma żadnych. To nasza pieśń, przez nas stworzona, i to nie jest nasze ostatnie słowo ;)



Już wtedy przyjazd Legii do większości miejscowości oznaczał święto w danym mieście. I tak we Wronkach trybuny wypełniły się po brzegi, a chętnych było jeszcze więcej. Spiker przed meczem apelował by dorośli wzięli dzieci na kolana, by na stadion można było wpuścić osoby czekające przed bramami. Fani z Łazienkowskiej dość sprawnie wchodzili na stadion. Ci, którzy biletów nie kupili w Warszawie, bez problemu mogli to uczynić na miejscu. Oczywiście bez podawania danych osobowych, specjalnych kart, list imiennych itd. Kupno biletów przy wejściu na sektor obowiązywało wtedy zresztą na każdym stadionie. W ramach ciekawostki można wspomnieć, że naczeLLny przed wejściem na stadion zapodział gdzieś swój bilet i musiał kombinować drugi. Wtedy jeszcze cała nasza redakcja meldowała się w sektorze gości. Stąd też zdjęcia z tej właśnie perspektywy, a nie z murawy.



Wniesienie pirotechniki na stadion Amiki nie stanowiło większego problemu. Nic więc dziwnego, że raz na jakiś czas legioniści odpalali piro - wulkany, stroboskopy, race. Spora część strobo, jak to wówczas mieliśmy w zwyczaju, poleciała na boisko. Sektor gości, który składał się z dwóch części oddzielonych od siebie płotem, wypełniony został po brzegi 700 kibicami naszego klubu. Amica wystawiła 150-osobowy młynek i też próbowali "ultrasować", odpalając skromne ilości pirotechniki i machając chorągiewkami. W naszym sektorze zaprezentowana została czerwono-biało-zielona baloniada. Zresztą wtedy takie skromne oprawy, w postaci flag na kiju, balonów i piro, pojawiały się na większości meczów wyjazdowych.

Mecz, jak mecz. Legioniści wkurzeni byli na postawę sędziów, co chyba w grodzie "Fryzjera" dziwić nie mogło. Grająca przez większość meczu w dziesiątkę (czerwona kartka Magiery) Legia bezbramkowo zremisowała. 45 minut po zakończeniu spotkania mogliśmy opuścić stadion i udać się w drogę na stację. Jak się miało okazać, spędziliśmy tam sporo czasu, bowiem nasz pociąg nie chciał "odpalić". Kolejne próby maszynistów na nic się zdały i do 1 w nocy musieliśmy czekać na podstawienie kolejnego pociągu. Jakoś trzeba było spędzić te 3 godziny, więc raz po raz do pobliskiego sklepu ruszały delegacje legionistów. Policja puszczała do sklepu po kilka osób, aby zmniejszyć ryzyko "promocji". Jak można się domyślić, we Wronkach odnotowano utarg roku, a legioniści w dobrych humorach balowali do rana. Dopiero około 6:20 wróciliśmy do Warszawy. Dobrze, że mecz był w piątek ;).

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.