Aleksandar Vuković - fot. Mishka / Legionisci.com
REKLAMA

Słowo na niedzielę: Wózek

Qbas, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

W ostatnich tygodniach w drużynie Legii możemy zaobserwować zjawisko, do którego trudno się przyzwyczaić. Przywykliśmy bowiem, że legioniści, choć stanowili najlepszą sportowo ekipę w Polsce, są tylko kolegami z pracy, którzy wspólnie mogą celebrować najwyżej zdobywanie kolejnych tytułów. Słyszało się też o tzw. grupie tortowej i podziałach panujących w szatni.

Od niedawna wydaje się, że to przeszłość. Wraz z przyjściem i kolejnymi tygodniami pracy trenera Magiery, przy bardzo aktywnym udziale trenera asystenta Vukovicia, sytuacja zaczęła się zmieniać. Piłkarze odzyskali radość z gry, ale i, jak się wydaje, obcowania ze sobą. Rodzi się drużyna, a może nawet już się urodziła?

Potwierdzenia dla tej tezy nie trzeba głęboko szukać. Pierwsze symptomy, że coś dobrego dzieje się w środku Legii widać było już po meczu przeciwko Lechowi. Nasi zawodnicy nie tylko skakali rywalom do gardeł, ale aktywnie się wspierali, zarówno w sytuacjach meczowych, jak i podczas awantury po starciu Malarza z Kownackim. Już o tym pisałem, ale wciąż zestawiam stan bieżący z tym sprzed 3 lat, gdy w spotkaniu bodajże w Trabzonie osamotniony Jodłowiec szarpał się z kilkoma przeciwnikami.

Co więcej, w szatni po meczu panowała radość, jak byśmy właśnie obronili tytuł. Wiadomo, że za to zwycięstwo zawodnicy dostali określoną premię, ale wierzcie mi, że nikt z nich o tym wówczas nie myślał. Cieszyli się z wygranej z największym rywalem ostatnich lat, w dodatku odniesionej w wyjątkowych okolicznościach. Cieszyli się, bo zauważyli, że wracają na właściwe tory. Cieszyli, bo poczuli, że znowu są razem, są mocni, a przecież tylko współpracując mogą przegonić wszystkich.



Z przyjemnością patrzy się na klimat, jaki bardzo szybko, w prosty przecież sposób zbudował Magiera. W szatni Legii brakowało lidera, szukało się zawodnika, który spoi kolegów, a okazało się, że ten ktoś już jest i siedzi sobie na ławce. Vuković wziął na siebie ogarnięcie szatni. Magiera dał mu wolną rękę, nakazał jedynie bycie sobą, a „Aco” swoją bezpośredniością, humorem i ekspresywnością zjednał grupę kolegów z pracy. Zaczęło żreć. Być może nawet w odwrotnej kolejności niż mogłoby się wydawać: to dobra gra zjednoczyła zawodników i miała niebagatelne znaczenie dla poprawy atmosfery. A ona zawsze pomaga w osiąganiu oczekiwanych rezultatów. I zostawmy rozważania o eksponowaniu roli asystenta, co złośliwie podniósł prezes PZPN. Legia osiągnęła cel – wyszła z kryzysu, zbudowała drużynę, a fakt, że w największych klubach Europy asystenci pozostają w cieniu nie ma żadnego znaczenia. Każdy orze jak może.

Może i piłkarze się nie kochają, ale przecież nie muszą. Mają jedynie mieć świadomość, że są sobie potrzebni, bo tylko wspólnie mogą pociągnąć ten wózek do szczęśliwego zakończenia na czele Ekstraklasy. Legioniści zrozumieli w końcu, że do jazdy mają jeden wózek i jakoś muszą się na nim pomieścić. Zresztą wózek to symbol przemiany w szatni Legii. Obawiam się tylko, że przy tej intensywności w okazywaniu radości obecny nie doczeka do końca sezonu.

Autor: Jakub Majewski "Qbas"
Twitter: QbasLL
Kątem Oka na FB

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.