Thibault Moulin i Guilherme naradzają się przed stałym fragmentem gry - fot. Kamil Marciniak / Legionisci.com
REKLAMA

Punkty po meczu z Lechią

Qbas, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

W ostatnim meczu sezonu Legia tylko zremisowała bezbramkowo z Lechią, ale wynik ten dał jej mistrzostwo. Było przy tym blisko, by również gdańszczanom dał grę w pucharach, bowiem rywalizujący z nimi Lech długo wygrywał w Białymstoku. W końcu Jagiellonia jednak wyrównała, a w stolicy na obu ławkach zrobiło się nerwowo.

1. Cienka linia. Trener Magiera przyznał, że przez cały czas na ławce kontrolowali wynik meczu na Podlasiu. Wiedzieli, że Lech wygrywa, co dawało legionistom tytuł mistrzowski. Miało to oczywiście wpływ na sposób gry zespołu, który nie podejmował ryzyka. Lechiści również musieli wiedzieć o rezultacie drugiego spotkania, dającego im grę w Europie, bo też nie zamierzali się wychylać. Zwłaszcza po czerwonej kartce dla Peszki. Oglądaliśmy więc nudne spotkanie właściwie bez sytuacji bramkowych. Wydawało się więc, że obaj trenerzy postawili na koniec na chłodną kalkulację. Gdy jednak Jagiellonia wyrównała w końcówce, Lech grał w dziesięciu, a sędzia przedłużył mecz o 10 minut, stało się jasne, że jeden ze szkoleniowców przekombinuje. Obaj więc przez paręnaście ostatnich minut stąpali po cieniutkiej linii, bo na zmianę sposobu gry ich zespołów i odwrócenie losów spotkania nie było już czasu. Okazało się, że tym przegranym jest tym razem trener Nowak.

2. Jeżeli zaś kogoś interesuje mecz… No cóż, ten nie był najlepszy. Wszystko szybko zostało zdeterminowane przez wynik z Białegostoku. Lechia na początku grała ciekawą piłkę, parokrotnie przedostała się do strefy obronnej Legii i narobiła tam drobnego zamieszania, ale bez żadnych konkretów. Potem „Wojskowi” opanowali sytuację i właściwie goście skończyli granie w piłkę. Legia dominowała w środku pola, rozgrywała ciekawe ataki z wykorzystaniem bocznych obrońców, ale kompletnie nie istniała w linii ataku. Parokrotnie było tak, że w polu karnym rywali nie było żadnego z naszych atakujących, a mimo to piłka była dośrodkowywana ze skrzydeł. Nic nie wychodziło Radoviciowi, Odjidja-Ofoe zaś jakby tracił pewność siebie na przedpolu „szesnastki” Kuciaka, a co więcej mało konkretny w swych poczynaniach był Nagy. Jedynie Guilherme stanął na wysokości zadania i dochodził do sytuacji, tyle, że albo nie trafiał, albo liniowy wymyślał mu spalonego albo zaś puszczał spalonego, a „Gui” strzelał prosto w bramkarza.

3. Mistrzowska defensywa. Odcinek 6. Znowu okazało się, że mistrzostwo zdobywa się defensywą. Legia w fazie mistrzowskiej straciła tylko jednego gola (co ciekawe Lechia żadnego, a skończyła na 4. miejscu). Było to w 31. kolejce, a Malarz dał się pokonać z rzutu karnego. W 4 poprzednich spotkaniach pozwoliła przeciwnikom oddać łącznie 5 celnych strzałów. Lechia uderzała celnie raz, ale świetnie interweniował Malarz. I właściwie to było tyle. Obserwując mecz można było być niemal pewnym, że goście nie są w stanie go wygrać i nie chodzi tylko o pilnowanie bezbramkowego remisu.

4. Stałe fragmenty. Znowu źle. Wydawało się, że będzie można napisać o swoistym przełamaniu. W 53. minucie mieliśmy rzut wolny, który wykonywał Odjidja-Ofoe i po jego uderzeniu piłka minęła słupek bramki po zewnętrznej stronie może o 30 centymetrów. Potem jeszcze raz po rzucie rożnym Dąbrowski uderzał głową, ale co do zasady wiosennej tradycji stało się zadość – byliśmy niegroźni po rozegraniach ze stojącej piłki.

5. Dzięki za takie emocje. 7 minut oczekiwania na koniec meczu w Białymstoku był dla mnie jednym z najgorszych okresów w życiu. I jednego jestem pewien: gdybyśmy mieli choć jednego wartościowego napastnika, to o losy mistrzostwa nie musielibyśmy drżeć do ostatniej sekundy sezonu. Na szczęście to już historia.

Autor: Jakub Majewski "Qbas"
Twitter: QbasLL
Kątem Oka na FB

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.