fot. Hagi / Legionisci.com
REKLAMA

Słowo na niedzielę: Peron

Qbas, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Sparta Praga jest gotowa wydać na piłkarza 5 mln euro. Slavia też może sobie pozwolić na wiele, bo ma bogatego (jak na środkowoeuropejskie standardy) chińskiego właściciela. Łudogorec Razgrad bez trudu wykłada ok. 750 tys. euro za czołowego strzelca Ekstraklasy i będzie miał u siebie już drugiego kadrowicza. O możliwościach czołowych klubów belgijskich, szwajcarskich i austriackich nie wspominając.

Słyszeliśmy o zainteresowaniu Legii Syllą, który ostatecznie trafił do Belgii. Być może nasz klub nie był dostatecznie zdeterminowany, by pozyskać Malijczyka, może wchodziły w grę inne kwestie, ale faktem jest, że zawodnik trafił do Mechelen, przedostatniej drużyny ligi. Jestem przekonany, że gdyby nie chciał, to by tam nie poszedł. I to nie zarzut w stronę Legii. To po prostu obrazuje naszą pozycję negocjacyjną – klubu mającego europejskie aspiracje, ale jednak najlepszego jedynie w niepoważanej lidze.

Jesteśmy bardzo ubogim krewnym. Nasz klub jest najbogatszy w Polsce i wydaje sporo pieniędzy na zawodników, ale w skali nawet europejskich średniaków to śmieszne sumy. Tylko jak tu mówić o poważnych pieniądzach, skoro nikt tej ligi nie ogląda? Średnia na jeden mecz to przecież raptem lekko ponad 9 tys. na stadionach i 127 tys. przed telewizorami. To co to za zasięg na czterdziestomilionowy kraj? Promowane przez prezesa Mioduskiego pomysły na zmianę zasad podziału pieniędzy z praw TV tylko nieznacznie mogą poprawić sytuację w tzw. eksportowych klubach.

Wydaje się też, że polskie kluby źle wydają pieniądze. Wszystko determinuje wynik sportowy i wbrew zapowiedziom, często nie wybiega się w przyszłość. Przykłady Ruchu, czy Śląska to te najbardziej jaskrawe i jednocześnie chyba najbardziej patologiczne. Wszyscy chcą grać w europejskich pucharach, a już minimum w pierwszej ósemce (czyt. szybko zapewnić sobie utrzymanie). Budujemy od góry, bez podstaw. Tymczasem czołowe kluby z lig ościennych, a nawet, jak mieliśmy okazję się przekonać, z Mołdawii i Kazachstanu, łączą dół z górą. Mają pieniądze więc ściągają niezłych piłkarzy, a przy tym trenują w nowoczesnych ośrodkach treningowych. Mogą więc ćwiczyć na kilku naturalnych boiskach, co u nas w kraju wciąż jest ewenementem (przypominam – Legia ma jedno, a prace nad ośrodkiem w Książenicach jeszcze nie ruszyły, chyba wystartują wiosną), maja gdzie szkolić młodzież. Mając przy tym na uwadze jakim budżetem dysponuje taki Sheriff Tyraspol, można dojść do wniosku, że u nas źle się te pieniądze wydaje. Mistrz Mołdawii nie jest bogatszy od żadnego z polskich klubów, a jednak postawił na racjonalną politykę, która przynosi im sukcesy na miarę możliwości.

Właśnie. Możliwości. Może tu jest problem naszych ligowców? Może pora je zweryfikować? Albo po prostu jasno określić? Tak, chcemy co roku grać w Lidze Mistrzów. Tak, chcemy zadomowić się w Lidze Europy. Tak, chcemy nie tylko pokazać się w Lidze Europy, ale i namieszać w fazie pucharowej. Tak, naszym celem jest utrzymanie. Tak, chcemy gonić Legię, będziemy starać się odebrać jej tytuł. Mierzmy siły na zamiary. Wiadomo, że nie zawojujemy Ligi Mistrzów. Przy panujących w futbolu dysproporcjach finansowych nawet obrzydliwie bogate, patrząc z polskiej perspektywy, kluby jak Olympiakos, Besiktas, czy Zenit nie podskoczą wyżej niż 1/8 finału, od wielkiego święta trafi się ćwierćfinał. Jako Legia możemy szukać swoich szans na Ligę Mistrzów, ale przede wszystkim myśleć, by osiągnąć coś w Lidze Europy. Jak to kiedyś powiedział Pablopavo: „(…) nasze miejsce jest tak 15 minut za Szachtarem. Może wygrana Ligi Europy, ale czemu nie półfinał(…)?”. Sam uważam, że i 1/4 byłaby czymś świetnym.

To jednak tylko rozważania. Zachód odjechał nam bardzo daleko, a my jako liga, nawet nie tylko nie gonimy, co tracimy dystans. Legia też go traci, choć znacznie wolniej od innych polskich klubów. Natomiast być może mozolnie odrabia względem tych ze Szwajcarii, Belgii, czy Austrii. To jest jednak proces, który wymaga stabilizacji, a nie ciągłych zmian trenerów i koncepcji. Wydaje się, że teraz Romeo Jozak i jego ludzie mają pełne zaufanie prezesa Mioduskiego i dostaną potrzebny czas na reorganizację klubu na swoją modłę. W mojej ocenie bez tego nie zrobimy koniecznego kroku naprzód.

Takie poparcie dla trenera jest też ważne ze względu na mentalność samych zawodników. W polskiej piłce pozwolono im uwierzyć, że mogą dość swobodnie podważać zdanie kolejnych szkoleniowców, czy ich autorytet. A to więc trenuje się za ciężko, a to potem za lekko. Teraz też w drużynie Legii gorzko żartuje się, że na Florydzie mają przedłużenie wakacji. Jeśli więc wiosna pójdzie im słabo, to znajdzie się wygodne wytłumaczenie. Inna kwestia, że gracze przez ostatnie lata przywykli do ciężkiej pracy na obozach.

I tak stoi sobie ta nasza liga na peronie i patrzy, jak kolejne pociągi odjeżdżają. Legia natomiast próbuje różnych sposobów, by się załapać. Do niedawna szło dobrze. Lokomotywy stają się jednak coraz szybsze i trudniej nadążyć. W klubie szukano więc nowych dróg, ale chyba uznano, że nie ma co wymyślać – drużynę trzeba po prostu wzmocnić i to zrobiono. Zaryzykuję i powiem: to już jest skład na mistrzostwo Polski i na Ligę Europy. Wierzę, że wkrótce będziemy gotowi na długą, interesującą podróż. Już bowiem stoimy na peronie gotowi do skoku. Pozostaje tylko kwestia jego wykonani i tego dokąd ten pociąg nas dowiezie. Byle się tylko nie poślizgnąć.

Autor: Jakub Majewski "Qbas"
Twitter: QbasLL
Kątem Oka na FB

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.