Miroslav Radović strzela karnego w meczu z Koroną - fot. Kamil Marciniak / Legionisci.com
REKLAMA

Punkty po meczu z Koroną

Qbas, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Legia wreszcie gra tak, jak tego byśmy chcieli. Przede wszystkim wygrywa, ale też robi to zupełnie niezłym stylu. Może nie oszałamiającym, ale z pewnością predestynującym do odzyskania wiary, że jeszcze nie wszystko w tym sezonie stracone. I choć Korona przed meczem nie uchodziła za zespół, którego należy się obawiać, to jednak postawiła się mistrzom Polski. Tym przyjemniej więc, że nieźle się z nimi rozprawiliśmy.

1. Lubię to. Po pierwsze lubię, gdy Legia przekonywająco wygrywa. 3-1 z Koroną, a przecież było już 3-0, to wynik który cieszy. Cieszy też rozmach w ofensywie naszej drużyny, choć trzeba oddać gościom, że przez jakieś 2/3 pierwszej połowy skutecznie klinczowali legionistów. „Wojskowi” mieli duże problemy ze stwarzaniem sytuacji strzeleckich. Nasi gracze pierwsze realne zagrożenie stworzyli właściwie dopiero w sytuacji, po której sędzia nie uznał gola Niezgody. Ale to już była ładna akcja, niejako zapowiedź tego co nastąpiło. Po trzecie, fajnie, gdy Legia gra w piątek i po zrobieniu swojego nie jest na musiku. Wówczas możemy ze spokojem oczekiwać rozstrzygnięć z innych stadionów, a w naszej sytuacji musimy przecież to robić. Trzeba więc podziękować legionistom – w niezłym stylu zapewnili nam bardzo udaną majówkę.

2. Otwarty mecz. To był futbol, jaki lubimy oglądać. Dużo sytuacji z obu stron, parę akcji na europejskim poziomie. Korona nie przyjechała do Warszawy w wakacyjnej formie. Owszem, skupiła się na defensywie, ale potrafiła skonstruować niesamowicie groźne kontry. Właściwie mogą mieć pretensje tylko do siebie (i do Malarza), że zdobyli tylko jedną bramkę, bo powinni jeszcze dwie. Legia też nie zamknęła tego meczu, dała się gościom parokrotnie zaskoczyć, ale w zamian za to zaoferowała nam więcej jakości w ataku niż w Krakowie. Tam mistrzowie Polski całkowicie opanowali sytuację, nie dali rywalom dojść do głosu. Odbyło się to nieco kosztem gry ofensywnej. Tu tej kontroli zabrakło, nie było też tej jakości w grze defensywnej całego zespołu. Ale coś za coś.

3. Razem. Legioniści pokazali, że potrafią się zjednoczyć. Podobnie jak przeciwko Wiśle, tak i przeciw Koronie oglądaliśmy drużynę ciągnącą wózek w jednym kierunku, świadomą celów, które przed nimi. Walczyli jeden za drugiego, współpracowali ze sobą. I bardzo zależało im na zwycięstwie. Patrząc na to, co się wydarzyło w klubie, zaryzykuję tezę, że jeśli Legia obroni mistrzostwo, to uczyni to nie dzięki nowym trenerom, a dzięki sobie i temu, że wreszcie piłkarze wzięli odpowiedzialność na siebie. Po wyrzuceniu Jozaka zawodnicy porozmawiali długo i doszło do zjednoczenia w szatni, którego spoiwem jest mistrzostwo i puchar. Gracze wiedzą, że tylko razem mogą osiągnąć sukcesy. Pytanie tylko dlaczego tak późno doszli do jakże oczywistych wniosków?

4. Duet eksportowy. Wprawdzie nikt rozsądny nie wierzy, że Niezgoda odejdzie za 12 milionów euro, a ktoś wyłoży podobną kwotę na Szymańskiego, ale obaj piłkarze w meczu z Koroną pokazali, że mają smykałkę. Niezgoda nie tylko do strzelania goli, ale i do pojedynków (coraz lepiej radzi sobie z obrońcami w takich sytuacjach), a także do rozprowadzania piłki. Szymański nie tylko pięknie walnął zza pola karnego, ale i parę razy z niesamowitym wyczuciem rozprowadził akcje. „Szymi” jeszcze zbyt rzadko dowodzi swych umiejętności, ale to wciąż młody piłkarz. W każdym razie ten duet zapewnił nam wygraną z kielczanami i za to wielkie brawa.

5. Siła doświadczenia. Wprawdzie to młodzi błyszczeli, ale ta wygrana nie byłaby możliwa bez świetnej gry niezwykle doświadczonej trójki: Malarza, Pazdana i Astiza. „Malowany” znów udowodnił, że na przestrzeni całego sezonu jest najlepszym zawodnikiem Legii. Parokrotnie interweniował na najwyższym poziomie. Owszem, czasem wydaje się, że rywale w niego po prostu trafiają, ale robią to właśnie dlatego, że on jest właśnie tam, gdzie oni kierują piłkę, potrafi się doskonale ustawić. Co szczególnie imponujące, mimo wieku, nadal jest niezwykle skoczny i ma sprężyny w nogach. Pazdan zaś chyba w końcu doszedł do wniosku, że powołania na mundial nie dostanie za zasługi, a i trzecie mistrzostwo Polski z rzędu byłoby pięknym wpisem w CV. Od miesiąca gra na reprezentacyjnym poziomie i jakoś jestem dziwnie pewien, że do końca sezonu go nie obniży. Poza znakomitą grą w obronie, zaczął też włączać się do akcji zaczepnych. Bierze na siebie odpowiedzialność i dobrze, bo jego umiejętności predestynują go do roli lidera. Astiz zaś wrócił na Wisłę nieco z konieczności, ale w Krakowie potwierdził swą klasę. W jego grze najbardziej mi się podoba, że on ma pewne automatyzmy. Gdy trzeba faulować, to robi to bez momentu zawahania, niepotrzebnie nie ryzykuje i walczy do samego końca. Doświadczenie wymieszane z młodością to przepis na sukces w każdej drużynie.

6. Zły Hlousek. Od początku meczu Czech był wyraźnie podirytowany. Krzyczał do kolegów, miał pretensje do sędziego i rywali, krzywił się i bluzgał. Jednocześnie tradycyjnie nabiegał się za trzech, bo regularnie oskrzydlał akcje po lewej stronie. W końcu jednak ta złość i wysiłek włożony w mecz sprawiły, że odpuścił w sytuacji, po której padła bramka dla Korony i ta obciąża jego konto.

7. Co było fajne? Wygrana, 3 gole, kilka wspaniałych akcji, trzeci z rzędu gol zza pola karnego (kolejno: Kucharczyk, Pasquato, Szymański), gaz Niezgody, forma bramkarza i stoperów, efektywne pułapki ofsajdowe, cierpliwość w grze (znów graliśmy swoje z zaufaniem, że da to efekt, nawet gdy niewiele wychodziło), powrót z golem Radovicia.

8. Co było słabe? Niefrasobliwość w grze defensywnej, łatwość z jaką rywale dochodzili do dogodnych sytuacji strzeleckich, statyczność w dwóch pierwszych tercjach I połowy.

Autor: Jakub Majewski “Qbas”
Twitter: QbasLL
Kątem Oka na FB

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.