Dean Klafurić - fot. Woytek / Legionisci.com
REKLAMA

Słowo na niedzielę: Wdzięczność

Qbas, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Legia zdobyła podwójną koronę. Dokonała tego po raz trzeci w ostatnich 6 sezonach. I choć uważam, że ten sukces idzie przede wszystkim na konto piłkarzy, którzy po zwolnieniu Romeo Jozaka spotkali się, wyjaśnili nieporozumienia i ustalili kurs na triumfy, to jednak nie wolno zapomnieć o trenerze Deanie Klafuriciu i roli, jaką w tym wszystkim odegrał.

Owszem, Klafurić pojawił się dopiero na ostatnich 8 meczów, ale fakty miażdżąco świadczą za nim: 7 wygranych, 1 remis i 0 porażek. A przecież był to rozstrzygający moment sezonu i w założeniu najtrudniejsze mecze. Chorwat więc spisał się na medal, a właściwie na dwa i w dodatku złote. Dorobek ten jawi się jeszcze bardziej okazale, jeśli przypomnieć moment, w którym obejmował zespół i głosy, jak się wówczas pojawiały. Ot wydawało się, że w wariancie oszczędnościowym pierwszym zostaje asystent i ma po prostu dograć sezon, a realnym celem jest Puchar Polski. Co więcej, ten pierwszy miał znikome doświadczenie trenerskie, a znany był głównie z porażek w reprezentacji Chorwacji, tyle że kobiecej. Nawet klub, wbrew temu co teraz opowiada prezes Mioduski, liczył się wówczas z najgorszym, czyli brakiem awansu do pucharów. Ba, ze sztabu dało się słyszeć głosy, że taka roszada będzie na nic, bo i tak Klafurić prowadził treningi za Jozaka.

Czemu więc Klafurić wygrał? Wydaje się, że odpowiedź jest bardzo prosta. Często by być dobrym trenerem, nie trzeba być wybitnym fachowcem. Potrzeba szczęścia, zbiegu okoliczności. Nade wszystko jednak bywa, że wystarczy być mądrym człowiekiem. Takim, który jest otwarty na rady innych, nie stawia siebie na pierwszym miejscu, nie robi z siebie wszechwiedzącego (o, wypisz wymaluj Jozak). Nie wiem jaki naprawdę jest DK, ale wydaje się, że na tyle jest inteligentny, by korzystać z pomocy swoich współpracowników i podopiecznych. Postawił na interakcje, na dialog. Tym kupił piłkarzy i sztabowców.

Co zmienił? Przede wszystkim ustawienie. Konsekwentnie postawił na 1-4-2-3-1, choć już w schyłkowej fazie pracy Jozaka drużyna była ustawiana w te sposób (zupełnie niezły mecz przeciw Zagłębiu, przegrany przez nieskuteczność), co bardzo odpowiadało zawodnikom. Wyraźnie też przesunął akcenty i zamiast na tanią, a co najgorsze niedającą punktów, efektowność, postawił na starą, dobrą efektywność. Wiedział, że tylko tak może wykonać powierzone mu zadanie. Przy tym, co bardzo ważne, kalkulował – rotował składem, bo zawodnicy nie mieli sił z powodu zmarnowanego okresu przygotowawczego (głównie przez wylot do USA, którego nadal wbrew faktom i logice broni Dariusz Mioduski, ale trudno by nie bronił, skoro był entuzjastą samego pomysłu, choć myślę, że Legia już na taki turniej nie poleci), wyraźnie oparł zespół na bardzo doświadczonych graczach – Malarzu, Pazdanie, Astizie i Radoviciu. Klafurić wiedział, że oni w kluczowych momentach nie zawiodą, nie poddadzą się presji. Jednocześnie znakomicie wyczuł Szymańskiego, gdy po słabym meczu w półfinale Pucharu Polski, posadził go w Krakowie na ławce, pokazując, że nikt nie będzie u niego grał na kredyt. Młody wziął się w garść, wrócił do składu i powiódł Legię do tytułu. Trener nie bał się też odsunąć od składu fatalnego Eduardo i to mimo że kontuzji doznał Niezgoda. Chorwat wolał w ataku stawiać na Kucharczyka i Radovicia, choć i Brazylijczyk sprawiedliwie dostał swą szansę, którą oczywiście zmarnował. Co równie ważne, DK nie bał się kaleczyć futbolu, by osiągnąć efekt. Coś takiego oglądaliśmy w Białymstoku, ale tam cel uświęcił środki. Legia nie musiała wygrać, ale i nie mogła przegrać. No to dość spokojnie zremisowała. I o to w piłce przecież chodzi.

Legia Klafuricia nie grała w piłkę ładnie, zresztą żadna polska drużyna tego unie umie. Nie można było jednak zakładać, że tak będzie, bo Chorwat nie jest cudotwórcą. Za takiego uchodził jego poprzednik, ale tak cudował, że został zwolniony po 8 miesiącach słabej pracy. DK swoje zadanie wykonał, a mam wrażenie, że zrobił nawet więcej niż spodziewał się sam prezes i jego ludzie. Owszem, trenerowi zdarzało się mówić głupoty, ale liczy się tylko wynik i z tego zostanie zapamiętany. Zapamiętany, bo nie sądzę, by został w Legii i uważam, że nie byłby to dobry pomysł, choć i tak w mojej ocenie lepszy niż kolejny eksperyment z Brzęczkiem. Co by się przy tym nie wydarzyło, to Dean Klafurić zasłużył na powszechny szacunek i ogromną wdzięczność. Dziękuję trenerze.

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.