fot. Fumen / Legionisci.com
REKLAMA

Felieton

Słowo na niedzielę: Rok

Qbas, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Dokładnie zaś rok i 31 mija dzisiaj od zwolnienia trenera Magiery z Legii. W znaczącym stopniu jest to okres zmarnowany, w którym Legia, mimo licznych prób i zmian, a raczej przez nie, nie tylko nie rozwinęła się sportowo, ale cofnęła się doznając największego w historii upokorzenia w europejskich pucharach. Wydaje się jednak, że zespół zaczyna odbijać się od dna, na które ściągnęła go nieroztropna polityka prezesa Mioduskiego.

Nie wdając się w szczegóły, nie opisując znów przyczyn zwolnienia Magiery, nie przytaczając niespełnionych obietnic Mioduskiego, trzeba powtórzyć: prezes zrobił to, co uważał za słuszne. Miał do tego pełne prawo. Mógł też wybrać dowolnego następcę, ale to co wówczas zrobił przeczyło elementarnym podstawom zdrowego rozsądku. Trenerem zrobił dyrektora, którego potem zastąpił szkoleniowcem drużyn kobiecych, a dyrektorem (technicznym!) pracownika akademii i oddał klub w ręce Chorwatów, którzy mieli tu jakimś cudem zrobić drugie Dinamo Zagrzeb.

Nie znoszę gdybania, ale mam przekonanie, a nawet pewność, że gdyby Magierę zastąpił Sa Pinto albo ktoś jego pokroju, to dziś Legia nie tylko miałaby też dublet, ale grałaby w Lidze Europy, a kto wie, czy nie w Lidze Mistrzów. Nie byłoby bowiem Florydy, zmarnowanego kluczowego okresu przygotowawczego, gry niesprawdzonym ustawieniem w najważniejszych meczach dla budżetu klubu, dostosowywania na siłę piłkarzy do systemu, sztucznego pompowania atmosfery, bajdurzenia i zmyślania. Nie byłoby też braku szacunku do trenera, choćby dlatego że nie padłyby słowa o dziewczynkach po klęsce z Lechem, a podczas pamiętnego spotkania na klubowym parkingu taki Sa Pinto raczej nie chowałby się za plecami innych.

Nie przeceniam Portugalczyka. Przyglądam mu się na razie. Zresztą jego trenerskie umiejętności zweryfikują wyniki, przede wszystkim w europejskich pucharach. Piszę o tym, co widzę. A widzę, że jest właśnie TRENEREM, a nie wynalazkiem. Sądzę tak, bo nie tylko potrafi zdiagnozować problemy drużyny, ale i próbuje z coraz lepszym skutkiem im zaradzić. Nie boi się, w tym niepopularnych decyzji, bije z niego pewność siebie, na razie wygląda na to, że dobrze radzi sobie z zarządzaniem szeroką kadrą. Bez sentymentów odstawia graczy, którzy mu nie pasują (z czym nie zawsze się zgadzam, ale to nie ma znaczenia, liczy się efekt końcowy). Kombinuje, przestawia, ustawia. Widać, że żyje drużyną, jest z nią. Ma sporo czasu, bo nie dość, że grają raz na tydzień, to ma do dyspozycji już drugą przerwę reprezentacyjną. Jest przy tym pragmatykiem, widzi jaki ma materiał ludzki i stara się go w pełni wykorzystać.

Co jednak najlepsze, podpisał umowę na trzy lata. Można więc zakładać, że niełatwo go będzie zwolnić, gdyby się prezesowi odwidziało, a na pewno będzie to bardzo kosztowne, co w obecnej sytuacji finansowej klubu ma niebagatelne znaczenie. Wierzę więc, że wreszcie szkoleniowiec popracuje u w klubie dłużej niż przez parę miesięcy. Sa Pinto powinien dostać czas na ułożenie zespołu po swojemu. Trzeba wreszcie zaufać jakiemuś trenerowi, nawet, gdyby jakimś cudem przegrał mistrzostwo. W mojej ocenie powinien dostać przynajmniej rok spokoju.

Z tego co słychać, rządzący Legią skaczą przy trenerze, spełniają jego zachcianki. Sportowe auto, mieszkanie w drapaczu chmur – to może wydawać się ekstrawaganckie. Ale taki jest styl Sa Pinto. To oryginał. Charyzmatyczny, temperamentny gość z nieco gwiazdorskimi przyzwyczajeniami. Przy takim sposobie bycia łatwo przekroczyć cienką linię graniczną ze śmiesznością, ale póki co Portugalczyk dość umiejętnie na niej balansuje. I co najważniejsze, bronią go wyniki. Oby zawsze broniły.

Autor: Jakub Majewski “Qbas”
Twitter: QbasLL
Kątem Oka na FB


REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.