fot. Woytek / Legionisci.com
REKLAMA
REKLAMA

Relacja z trybun: Powrót do ligowej rzeczywistości

Hugollek, źródło: Legionisci.com

Trzy dni po sukcesie legionistów w europejskich pucharach, jaki niewątpliwie stanowi awans do ćwierćfinału Ligi Konferencji, w którym „Wojskowym” przyjdzie się zmierzyć z nie byle jaką marką, bo z londyńską Chelsea, wróciliśmy do szarej, ligowej rzeczywistości. Pomyśleć, że jeszcze na początku tygodnia wizytowaliśmy Lubelszczyznę, a w jego ostatnim dniu należało już się udać na południe Polski do Częstochowy, która naszym piłkarzom w ostatnich latach wybitnie nie leży.



Chętnych na wyjazd na na południe Polski nie brakowało, jednak z powodu niewielkiej pojemności trybuny dla fanów drużyn przyjezdnych (302) popyt jak zwykle przewyższył podaż, przez co wielu z nas musiało niestety obejść się smakiem i podziwiać sportowe zmagania sprzed szklanego ekranu.

Z Warszawy wyjechaliśmy kawalkadą aut po godzinie 13:00. Podróż przebiegała sprawnie i bez zakłóceń. Fury zostawiliśmy na „fantastycznie” zorganizowanym parkingu w pobliżu torów kolejowych nieopodal stadionu Rakowa. Stamtąd całą grupą ruszyliśmy pieszo w kierunku placu przed sektorem gości. Jako że czasu do pierwszego gwizdka spotkania pozostawało jeszcze sporo, wszyscy punktualnie zameldowaliśmy się na niewielkiej trybunie, z której – umówmy się – widok na murawę do najlepszych nie należy. Nie zmienia to faktu, że tym razem wejście na stadion odbywało się jakoś mozolniej niż zazwyczaj, a i kontrola na wejściu była jakoś nieco bardziej drobiazgowa.

Zaznaczenie naszej obecności rozpoczęliśmy od standardowego wyjazdowego okrzyku, czyli „Jesteśmy zawsze tam!”, po czym naszą uwagę zwróciła dość charakterystyczna pieśń miejscowych, tj. „O mój Rakowie”. Jako że w jej wersie istnieje fragment „od najmłodszych lat” (w dodatku na tę samą melodię, co nasze nieco uszczypliwe „Od najmłodszych lat”), przez kolejnych kilka minut „uzupełnialiśmy” ją donośnym „dotykał cię brat”, co wywoływało falę napinki i niezadowolenia wśród zgromadzonych na przyległej do naszego sektora trybunie gospodarzy. Nas z kolei wprowadziło w znakomity nastrój. Szyderę przerwaliśmy na chwilę, gdy na murawę zaczęli wchodzić nasi zawodnicy. Wówczas odśpiewaliśmy hymn naszego klubu. Po krótkim „oddechu” gorąco zachęcaliśmy fanów „Medalików” do kontynuowania śpiewów, jednak ci nie dali się już namówić. Replaya zatem nie było.



Choć rozum zdawał się nie dawać nadziei na dobre widowisko w wydaniu „Wojskowych”, nie da się ukryć, że gdzieś w głębi serca wszyscy liczyliśmy na to, że pokuszą się o niespodziankę i wywiozą trzy punkty spod Jasnej Góry, co pozwoliłoby jeszcze na jakiekolwiek przedłużenie szansy w walce o najwyższe ligowe lokaty. Z tego względu uskutecznialiśmy m.in. „Do boju, Legio, marsz!”, czy „Legia, Legia, Legia, Legia, goooool!”.

Niestety, to, co w pierwszej połowie zaprezentowali nasi piłkarze, wołało o pomstę do nieba. Słaba jakość gry i liczne błędy, jakie popełniali, prędzej czy później musiały doprowadzić do tego, co nieuchronne, czyli do objęcia prowadzenia przez Raków. Mijały kolejne minuty, a sytuacja na murawie – jak można się domyślać – nie ulegała zmianie. Trzeba jednak spojrzeć prawdzie w oczy i otwarcie przyznać, że i nasz doping tego wieczora do najbardziej powalających śpiewów nie należał; i nie ma co zwalać winy na frekwencję, bo w przeszłości już niejednokrotnie pokazywaliśmy, że nawet będąc na wyjeździe mniej liczną grupą byliśmy w stanie wykrzesać z siebie dużo większe pokłady energii wokalnej niż w Częstochowie. Względnie dobrze wykonywaliśmy dwa hity: z Lokeren i z Wiednia. Pozdrowiliśmy także nasze zgody oraz głośno sławiliśmy „Żyletę”.

W tzw. międzyczasie miejscowi podwyższyli prowadzenie, choć mieliśmy nadzieję, że dzięki systemowi wideoweryfikacji bramka nie zostanie uznana. Niestety, po kilku chwilach sędzia Myć wskazał na środek boiska. Nie chcieliśmy, aby nasi grajkowie załamywali ręce, toteż zachęcaliśmy ich do wytężonej walki głośnym „Warszawska Legio, zawsze o zwycięstwo walcz!”. Niestety, na niewiele się to zdało, bowiem gra legionistów nadal przypominała nieśmieszny żart. Z tego względu właśnie nasi zawodnicy usłyszeli w swoim kierunku gromkie „Legia grać, k**** mać!”. Następnie długo i dobrze wykonywaliśmy przyśpiewkę „Gdybym jeszcze raz miał urodzić się”. Bez wątpienia w tej części meczu stanowiła ona najjaśniejszy punkt naszego dopingu. Do szatni „Wojskowi” usłyszeli jeszcze od nas, aby jechali z wiadomo kim, po czym mogliśmy już w spokoju snuć przypuszczenia co do dalszego przebiegu rywalizacji.

Ta – w drugiej połowie rozpoczęta od legijnego hymnu – zdawała się tylko potwierdzać słabą dyspozycję legionistów, bowiem kilka minut po zmianie stron Raków prowadził już 3-0, a ciężar utraty trzeciego gola należy niestety przypisać niefortunnej interwencji naszego golkipera. Jako że nas – warszawskich kibiców – mało co jest w stanie załamać, próbowaliśmy robić wszystko, co w mocy naszych gardeł możliwe, aby pomóc naszym – nie do końca poradnym i zaradnym tego dnia – zawodnikom. Gdy całkiem nieźle uskutecznialiśmy „Za kibicowski trud” (chwilę po trzecim trafieniu dla „Medalików”), stan rywalizacji zmniejszył się dzięki bramce zawsze specyficznego Guala.

Nieco przygaszona iskierka nadziei ponownie odżyła w naszych sercach, co skutkowało całkiem niezłym wykonaniem „Legio, klubie Ty nasz...!”, „Nasza Legio, będziemy zawsze z Tobą...!, czy „Nie poddawaj się!”. Nie mogło oczywiście zabraknąć donośnego „Ceeeeee...” w wykonaniu naszego gniazdowego „Starucha”. A jako że fani Rakowa zdecydowali się w brzydki sposób „podsumować” nasz okrzyk, usłyszeli w odpowiedzi „twoja stara”. Przy okazji dorzuciliśmy im jeszcze parę drobnych w postaci „Od najmłodszych lat” oraz przerobionego hitu „Freed from desire”, który wybrzmiał następująco: „K**** z Rakowa przyjmą ch*** dziś do rowa, aaauuu”. „Czerwono-Niebiescy” próbowali się nam jeszcze odgryźć, lecz wychodziło im to co najmniej kiepsko.

fot. Woytek / Legionisci.comfot. Woytek / Legionisci.com

W drugiej połowie meczu nasi futboliści sprawiali wrażenie dużo bardziej zmotywowanych i chętnych do gry, co przełożyło się także na nasze zaangażowanie. Wierzyliśmy, że odwrócenie losów konfrontacji było jeszcze w zasięgu „Wojskowych”, przez co wykonywaliśmy wszelkie możliwe „bramkostrzelne” przyśpiewki. Po jednej z nich – w 85. minucie spotkania – Luquinhas pokonał Kacpra Trelowskiego. Dodało nam to istnego „powera”, jako że żywiliśmy nadzieję na przynajmniej jeszcze jedną, składną akcję legionistów i wyrównanie stanu rywalizacji. Głośno krzyczeliśmy zatem „Legia walcząca do końca!” oraz „Gdybym jeszcze raz...!” w kierunku murawy. Niestety, na trzeciego gola zabrakło już czasu i Legia musiała tego niedzielnego wieczora uznać wyższość częstochowian.

Wiadomo, że przegrana to zawsze przegrana, lecz na pewno nie boli aż tak bardzo, gdy się wie, że ukochana drużyna nie poddała się, tylko podjęła rękawicę i próbowała przeciwstawić się rywalom. Szkoda tylko, że tę prawdziwą pogoń legioniści rozpoczęli zbyt późno, bo wydaje się, że ze Śląska można było przywieźć do Warszawy choćby punkt. Cóż, jest jak jest i trzeba pogodzić się z tym, że ten sezon – przynajmniej jeśli chodzi o te najwyższe cele – raczej należy spisać już na straty.

Warto dodać, że po ostatnim gwizdku sędziego Mycia miejscowi prymitywnie napinali się w naszym kierunku, jednak w dużej mierze olaliśmy ich okrzyki. Z kolei piłkarze, którzy podeszli przed naszą trybunę, nie usłyszeli od nas kompletnie niczego – żadnych braw, żadnych przyśpiewek, tylko ignorującą ciszę.

Z sektora gości wypuszczono nas po niespełna półgodzinnym oczekiwaniu. Po krótkim spacerze na parking wsiedliśmy w nasze fury i udaliśmy się w podróż powrotną do stolicy.

Przed nami przerwa na mecze reprezentacji naszego kraju, po której Legia zmierzy się przy Łazienkowskiej z „Portowcami”. Ten mecz odbędzie się w piątek 28 marca o godzinie 20:30. Gorąco zachęcamy do nabywania biletów na to spotkanie. Wcześniej jednak proponujemy spędzić najbliższy weekend z sekcjami naszego klubu. W sobotę na Wilanowie swój pojedynek rozegrają futsaliści, a dzień później – koszykarze w hali na Bemowie.

P.S. W sektorze gości wywiesiliśmy dwie flagi: „Duma i sława” oraz „Legia Warszawa”.

Frekwencja: 5500
Goście: 302
Flagi gości: 2

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2025 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.