Zagrali na piątkę!
Drugi raz z rzędu Legia zachwyciła grą na własnym stadionie. Po okazałym zwycięstwie nad Wisłą Kraków, tym razem srogie lanie na Łazienkowskiej przyjął Górnik, który wyjechał do Zabrza z bagażem pięciu goli. Bramki dla legionistów zdobyli Paweł Wszołek (dwie), Arvydas Novikovas, Paweł Bochniewicz (samobój) oraz Jarosław Niezgoda. Dzięki zwycięstwu 5-1 "Wojskowi" obronili pozycję lidera tabeli.
Początek meczu należał do gospodarzy, którzy zepchnęli przeciwników do głębokiej defensywy. W 6. minucie spotkania było blisko, aby bramkarza Górnika skapitulował po raz pierwszy. Po dośrodkowaniu ze skrzydła głową z bliskiej odległości strzelał Paweł Wszołek, ale bardzo dobrą interwencją popisał się Martin Chudy. Przewaga Legii była nie do podważenia, jednak brakowało potem groźnych strzałów. Kwadrans po pierwszym gwizdku kilkukrotnie przebudzili się górnicy, którzy przeprowadzili szybkie kontry skrzydłami. Wkrótce okazję miał Luquinhas. Brazylijczyk doszedł do spadającej piłki i miał okazję oddać mocne uderzenie, jednak niestety dosyć mocno skiksował.
Wreszcie w 28. minucie Legia objęła zasłużone prowadzenie. Wszystko rozpoczęło się od bardzo dobrej interwencji w obronie Mateusza Wieteski, który zablokował piłkę zmierzającą do bramki gospodarzy. Za moment ruszyła kontra, którą rozprowadził w środku pola Luquinhas. Pomocnik rozegrał akcję do Wszołka, a ten bez zastanowienia wpadł w pole karne przeciwnika. Jego strzał został w niefortunny sposób zablokowany przez Pawła Bochniewicza, że ostatecznie zaskoczył bezradnego Chudego. Do końca pierwszej połowy obraz gry nie zmieniał się. Gracze Aleksandara Vukovicia atakowali wieloma piłkarzami i w efekcie często gościli pod polem karnym zabrzan. Większość ich akcji kończyła się jednak na zablokowaniu strzału przez jednego z obrońców gości.
Po zmianie stron Górnik starał się szybko odpowiedzieć, ale jego ataki były rozbijane przez gospodarzy. Z kolei podopieczni Vukovicia tylko czekali na to, aż zabrzanie nieco bardziej się otworzą, żeby przeprowadzić kolejną szybką kontrę. W 54. minucie Legia za sprawą Bochniewicza zdobyła drugiego gola. Obrońca Górnika w niefortunny sposób zablokował piłkę po dośrodkowaniu od Artura Jędrzejczyka i pokonał zdezorientowanego Chudego. Kolejne trzy minuty były zabójcze dla przyjezdnych, którzy dostali kolejne dwa gole. Najpierw po raz drugi na listę strzelców wpisał się Wszołek. Pomocnik wykończył akcję Luquinhasa, który w sytuacji sam na sam okiwał Chudego, lecz zbyt daleko wypuścił sobie piłkę, co w porę zdołał uratować letni nabytek Legii.
Chwilę potem futbolówkę do siatki wpakował Novikovas. Z szybką akcją skrzydłem ruszył Wszołek, w porę odegrał do Niezgody, który wypatrzył Novikovasa. Litwin nie zastanawiał się długo i huknął mocno lewą nogą i przy odrobinie szczęścia mógł za moment cieszyć się ze swojego trafienia. Niespełna po godzinie gry... mamy piątą bramkę! Cała akcja została rozprowadzona jak po sznurku, a sfinalizował ją precyzyjnym strzałem niezawodny Jarosław Niezgoda. Górnik jednak nie załamał się i starał zdobyć chociaż honorową bramkę. Kwadrans przed końcem regulaminowego czasu gry ta sztuka wreszcie im się udała. Po zamieszaniu w polu karnym i niefortunnym piąstkowaniu przez Radosława Majeckiego dobrze odnalazł się Przemysław Wiśniewski i półwolejem zaskoczył golkipera z Warszawy.
W 83. minucie z dobrej strony pokazał się debiutujący Kacper Kostorz. Pomocnik Legii zbiegł z piłką z prawego skrzydła i z jego próbą poradził sobie bramkarz Górnika. Za moment goście zdołał ponownie pokonać Majeckiego, lecz po wideowertyfikacji VAR sędzia słusznie odgwizdał pozycję spaloną Igora Angulo. Ostatni kwadrans w wykonaniu Legii nie był już tak atrakcyjny jak pierwsze kilkadziesiąt minut, jednak najważniejsze są trzy punkty i kolejne okazałe zwycięstwo przed własną publicznością.