Falstart
Falstartem zakończył się pierwszy ligowy mecz Legii w 2025 roku. "Wojskowi" zaledwie zremisowali na własnym stadionie z Koroną Kielce 1-1, która jak na razie musi drżeć o swoją ekstraklasową przyszłość. Najpierw na listę strzelców wpisał się Adrian Dalmau, a do remisu doprowadził Steve Kapuadi. Przez większość czasu gospodarze grali w osłabieniu, bo czerwoną kartkę zobaczył Ryoya Morishita.
W ciągu pierwszych dziesięciu minut Legia miała dwie dobre okazje do wyjścia na prowadzenie. Najpierw bliski otworzenia rezultatu był Kacper Chodyna, który oddał mocny strzał lewą nogą. Instynktownie przed siebie zdołał jednak interweniować Rafał Mamla. Niebawem 21-latek ponownie stanął na wysokości zadania, tym razem wygrywając pojedynek z Wojciechem Urbańskim. Pomocnik gospodarzy przebojowo wdarł się w szesnastkę przeciwników, zwodząc po drodze dwójkę obrońców Korony. Potem wydawało się, że gol dla "Wojskowych" jest tylko kwestią czasu. Niestety, z biegiem czasu napór legionistów mocno podupadł, co starali się wykorzystać goście. W 18. minucie po raz pierwszy natrudzić się musiał Kobylak. Bramkarz dobrze sparował do boku uderzenie Wiktora Długosza, który przebiegł z piłką kilkadziesiąt metrów. To była bardzo wyraźny sygnał ostrzegawczy wysłany w stronę podopiecznych Goncalo Feio.
Chwilę potem niemały szok na Łazienkowskiej, gdyż to kielczanie strzelili gola... W katastrofalny w skutkach sposób piłkę przed swoim polem karnym rozegrali Kobylak oraz Rafał Augustyniak. Ostatecznie znalazła się ona pod nogami Adriana Dalmau, a ten od razu pewnie pokonał golkipera rywali. Piłkarze Legii mogli mieć do siebie olbrzymie pretensje. Kilka minut potem kolejna szybka kontra w wykonaniu graczy Jacka Zielińskiego. Prostopadła piłka do wychodzącego na czystą pozycję do Wiktora Długosza, który zdawał się pozostawiał w tyle cały blok defensywy "Wojskowych". W biegu zrównał się z nim Ryoya Morisihita, a po tym starciu piłkarz gości padł na murawę. Sędzia bez żadnego wahania użył gwizdka i wyrzucił Japończyka z boiska. Pomocnik nie mógł pogodzić się z decyzją arbitra, jednak ten nie potrzebował sprawdzić nawet tej sytuacji na monitorze. Już chwilę później bezpośrednio po strzale z rzutu wolnego mogło być 0-2. Futbolówka odbita od muru omal nie zaskoczyła Kobylaka, ale na całe szczęście ten w przytomny sposób odbił ją przed siebie.
W 33. minucie przebudziła się wreszcie Legia. Po kilku szybkich podaniach do sytuacji doszedł Kapustka. Niestety, jego próba przeleciała obok słupka. Pomimo grania w jednego zawodnika mniej, Legia odważnie atakowała, aby jeszcze przed przerwą doprowadzić do remisu. Ta sztuka udała się pięć minut przed przerwą! Po wrzutce z rzutu wolnego od Wahana Biczachczjana źle zachował się Dalmau, podając głową piłkę wprost do... Steve'a Kapuadiego. Środkowy defensor gospodarzy nie miał już żadnych kłopotów, aby z najbliższej odległości pokonać Rafała Mamlę.
Do końca pierwszej połowy Legia była nieustannym ataku. Stołeczni zawodnicy robili wszystko, aby zejść do szatni będąc na prowadzeniu. Ich opór przyniósł efekt w doliczonym czasie gry. Wtedy to sędzia podyktował rzut karny za faul Mamli na Pawle Wszołku. Do wykonania jedenastki podszedł Augustyniak, który w tym sezonie dwukrotnie pokonał bramkarza z jedenastu metrów. Pomocnik trafił jednak w słupek, więc z prowadzenia do szatni nic nie wyszło.
fot. Woytek / Legionisci.com
Druga połowa zaczęła się bardzo obiecująco. Świetną okazję na premierowego gola dla Legii miał Biczachczjan, który stanął oko w oko z Rafałem Mamlą. Ormianin przegrał jednak z nim pojedynek i marnując tym samym świetne podanie od Augustyniaka. Korona odpowiedziała na tę akcję już za moment. Raz jeszcze we znaki obronie warszawskiej drużyny we znaki dał się Długosz. Pomocnik wygrał starcie z Kapuadim i z jego mocnym uderzeniem poradził sobie Kobylak, który był dobrze ustawiony. Spotkanie było niezwykle intensywne. Akcje toczyły się raz na jednej, a raz na drugiej stronie boiska. Po niespełna godzinie gry na prawej stronie pokazał się Mariusz Fornalczyk, który przedarł się w pole karne i z jego strzałem dobrze poradził sobie Kobylak.
W okolicach 70 minuty dwie stuprocentowe okazje miał Dalmau. Napastnik Korony najpierw kopnął piłkę zdecydowanie zbyt lekko i zbyt blisko środka bramki, aby zaskoczyć golkipera "Wojskowych". Potem siła była już odpowiednia, jednak zabrakło celności. Hiszpan minimalnie posłał futbolówkę obok lewego słupka. Widać było, że goście będą grali tego wieczoru o pełną pulę i podeszli do rywalizacji z wyżej notowaną Legią bez żadnego respektu. Czas działał na niekorzyść gospodarzy. Nikt bowiem nie przypuszczał, że trudną sytuację w tabeli można sobie tak szybko jeszcze bardziej skomplikować.
Feio widząc, że obraz gry nie ulega zmianie zdecydował się na kilka zmian. Na boisku pojawili się m.in. Juergen Elitim, Maxi Oyedele czy Ruben Vinagre. W 80. minucie obiecującą kontrę kończył z kolei Claude Goncalves. Portugalczyk przegrał jednak pojedynek z Mamlą. Bramkarz Korony w samej końcówce ponownie bardzo dobrze zachował się, gdy wyłapał mocny strzał z woleja Radovana Pankova.