Wygrana bez historii
Żadnej historii nie miało czwartkowe spotkanie Legii z Widzewem. Stołeczny zespół wygrał pewnie 2-0, ustalając wynik jeszcze w pierwszej połowie. Tego dnia na listę strzelców wpisali się Ryoya Morishita oraz Marc Gual. W drugiej połowie mecz nie stał na zbyt wysokim poziomie. Legia wydawała się być usatysfakcjonowana osiągniętym rezultatem, dlatego bramkowych okazji było jak na lekarstwo.
Pierwszy kwadrans należał do Legii, która miała przewagę, ale nie potrafiła jej udokumentować stworzeniem większego zagrożenia. Gracze Goncalo Feio jednak spokojnie wyczekiwali na swoje okazje, długimi fragmentami utrzymując się przy piłce. Wreszcie w 17. minucie po bardzo ładnym podaniu od Marca Guala wynik otworzył Ryoya Morishita! Japoński pomocnik wyskoczył zza pleców obrońcy i w sytuacji sam na sam posłał piłkę pomiędzy nogami Rafała Gikiewicza. Tym samym piłkarz udowodnił, że ostatnio znajduje się w bardzo dobrej formie. Tym bardziej można żałować, że już chwilę potem zupełnie niepotrzebnie zobaczył za dyskusję z sędzią czwartą żółtą kartkę w tym sezonie, przez co nie zobaczymy go w następnej ligowej kolejce. Po stracie gola łodzianie kilkukrotnie przedostali się pod pole karne Kacpra Tobiasza, ale każda z ich prób była blokowana przez obrońców.
W 34. minucie po raz drugi ukąsili legioniści. Druga bramka w dużej mierze była zasługą Gikiewicza. Golkiper z Łodzi popełnił fatalny błąd przy próbie wybicia piłka z własnej szesnastki, trafiając w nadbiegającego Luquinhasa. Za moment futbolówka znalazła się pod nogami Guala, a ten spokojnie wymanewrował bramkarza przeciwników i mocnym strzałem podwyższył prowadzenie swojego zespołu. Był to jednocześnie kolejny przykład tego, że wysoki pressing naprawdę się opłaca. Kilka minut potem Widzew miał świetną okazję do zdobycia kontaktowej bramki. Dalekiego podania nie zdołał przeciąć Jan Ziółkowski, a w konsekwencji w sytuacji sam na sam z Tobiaszem znalazł się Fran Alvarez. Napastnik chyba nieco spanikował, pospieszył się i finalnie przestrzelił obok słupka. "Wojskowi" mieli w tym momencie furę szczęścia. W doliczonym czasie pierwszej połowy jeszcze jedna okazja Legii! Paweł Wszołek urwał się na skrzydle, skąd spróbował mocnego uderzenia w kierunku bliższego słupka. Tam czujny był bramkarz Widzewa i legioniści zyskali tylko rzut rożny.
fot. Woytek / Legionisci.com
Drugą połowę mocno zaczął Widzew, który w krótki czasie oddał dwa razy więcej strzałów niż w całej pierwszej połowie. Szczęśliwie żaden z nich na dobre nie zagroził Tobiaszowi. Mimo wszystko w 54. minucie powinno być 3-0 dla warszawskiego klubu. Szybką kontrę w środku pola zaczął Luquinhas, który potem dograł do Guala. Ten był sam na sam z Gikiewiczem, jednak tym razem przegrał ten pojedynek. Rywal dobrze skrócił kąt i uratował gospodarzy. W 56. minucie ponownie stuprocentową okazję zaprzepaścił Gual. Hiszpan raz jeszcze nie potrafił z bliskiej odległości zaskoczyć golkipera. Widzewiacy mogli szybko odpowiedzieć. Alvarez dostał piłkę na prawej stronie, spróbował bardzo mocnego strzału pod poprzeczkę i świetnie zachował się Tobiasz, wybijając poza linię końcową.
Pierwszy kwadrans drugiej połowy, pomimo, że nie przyniósł kolejnych trafień, okazał się być niezwykle ciekawy i intensywny. Potem tempo nieco spadło. Dopiero w 67. minucie znowu zagroziła Legia, kiedy po szybkiej akcji niedokładnie do Morishity podawał Luquinhas. Niebawem Brazylijczyk pokazał się już z negatywnej strony, gdy dostał żółtą kartkę, przez co nie zagra w kolejnej kolejce. Zawodnik zbyt impulsywnie skrytykował decyzję sędziego. W 76. minucie łodzianie dopięli swego i strzelili kontaktowego gola. Szczęśliwie arbiter po analizie VAR gola anulował, dopatrując się pozycji spalonej u Juljana Shehu.
Ostatnie kilkanaście minut nie przyniosło zbyt wielu emocji. Legia nie nacierała i nie starała się o kolejne gole, natomiast Widzew nie potrafił znaleźć sposobu na defensywę przeciwników. Jedynym wartym odnotowania była czerwona kartka Patryka Kuna, który zachował się beznadziejnie niedługo po wejściu na murawę i pozbawił Widzew realnej szansy na gola. Arbiter po analizie VAR zdecydował się wyrzucić obrońcę z boiska. Za chwilę za drugą żółtą kartkę wyleciał też Morishita...