Relacja z trybun: Odpoczynek był za krótki...
Trzy dni po domowym meczu z Samsunsporem udaliśmy się do Zabrza na mecz z Górnikiem. To pierwsza nasza wizyta na tym stadionie po blisko czteroletniej przerwie - ostatnio byliśmy tutaj 21 listopada 2021 roku. Później rozpoczęto budowę czwartej trybuny i na ten czas zamknięto sektor gości.
Dopiero od początku obecnego sezonu w Zabrzu ponownie wpuszczają przyjezdnych do "klatki", choć na czwartej trybunie niedostępna jest wciąż dolna kondygnacja (strefy VIP), gdzie brakuje krzesełek. Dlatego też, frekwencja na meczu nie była jeszcze optymalna, bo zapewne przy naszej kolejnej wizycie, Górnik przekroczy już 30 tys. Jak wiadomo bowiem Legia przyciąga kibiców w całej Polsce. Na ten mecz w Zabrzu bilety rozchodziły się w ekspresowym tempie i ok. 25 tys. wejściówek rozeszło się już na tydzień przed pierwszym gwizdkiem sędziego. Ostatecznie na trybunach pojawiło się 26,5 tys. fanów. W tym 1408 kibiców z Łazienkowskiej.
Wyjazd na Górny Śląsk rozpoczęliśmy około godziny 14:00, kiedy pociąg specjalny ruszał z dworca Warszawa Gdańska. Jako że nie dało się zamówić odpowiednio dużego składu (nasz miał 11 wagonów), równocześnie w kierunku Zabrza ruszyły cztery autokary z legionistami. Trasa przebiegała bardzo sprawnie i ok. 17:45, na 2,5h przed meczem, wysiedliśmy na stacji w Zabrzu, witani przez zabrskich gapiów, którzy specjalnie wyszli z kopalni, by tylko zza pleców policji, napinać się w naszym kierunku. Trzeba docenić to poświęcenie.

Tak jak zawsze, drogę z dworca na stadion, wynoszącą ok. 1,8 km przebyliśmy z buta. Ulice, którymi nas prowadzono były jakby wymarłe, zupełnie opustoszałe. Wracając po meczu, praktycznie w żadnym z mieszkań nie paliło się światło. A jeszcze przed kilku laty, na tej trasie mogliśmy liczyć na ciekawe wymiany uprzejmości z miejscową ludnością. Policja ściągnięta z całego województwa zabezpieczała nasz przemarsz, ale ten był wyjątkowo spokojny, a dobrze mamy w pamięci wiele problemów z miejscowymi służbami, kiedy przemierzaliśmy tę trasę w przeszłości.
Wpuszczanie na trybuny szło w miarę sprawnie - otwarte zostały wszystkie dostępne bramki i cała nasza grupa weszła na trybuny przed pierwszym gwizdkiem. W klatce zajęliśmy jej górną kondygnację, wywieszając tam 9 flag: Legia, Zagłębie Sosnowiec, Ultras Legia, Legia UZL, Squadron, Pułtusk, Wyszków, Gocław, Targówek. Było nas 1408 osób, w tym Zagłębie Sosnowiec (140). Jeszcze przed pierwszym gwizdkiem było wiadomo, że tego dnia będzie miał miejsce festiwal nienawiści. "Pier...ę cię zabrzański psie" oraz "J...ć Górnik jak za dawnych lat" - zainicjowaliśmy na wstępie, a miejscowi nie pozostali bierni. Kiedy jednak fani KSG próbowali wejść z nami w polemikę, nie dało się nic zrozumieć. "Co wy śpiewacie, jak wy polskiego nie znacie?!" - następowała szybka riposta z naszej strony.

Zabrzanie na oprawę meczu z Legią zbierali fundusze na paru ostatnich meczach - we wrześniu zebrali na ten cel ponad 30 tys. złotych. Ostatecznie zaprezentowali tego dnia dwie prezentacje. Pierwsza z nich miała miejsce na początek spotkania. Wtedy podświetlona stroboskopami i ogniami wrocławskimi została folia z napisem "Jesteśmy ogniem tych trybun", a nad nią odpalili także race. Przez solidne zadymienie murawy, sędzia musiał przerwać mecz na kilka minut.
Naszym dopingiem kierował "Szczęściarz". Oczywiście na początku meczu nie mogło zabraknąć "pozdrowień" dla szykanującej nas policji - "Zawsze i wszędzie..." niosło się z naszego sektora. W stronę gospodarzy z kolei skandowaliśmy, oprócz wcześniej wspomnianych przyśpiewek - "Górnik GieKSa dwa pe..., hej!", a także przypomnieliśmy stary dobry klasyk - "Hej k...o, chamie, kopałeś metro w Warszawie". W dodatku wciąż aktualny, wszak budowa drugiej linii metra wciąż trwa. Chociaż nasz doping przez długi czas stał na przyzwoitym poziomie, z naprawdę bardzo dobrymi momentami (m.in. "Hit z Wiednia"), to nie dało się patrzeć na postawę naszych grajków. Mieli tydzień odpoczynku, jaki zaordynował im rumuński trener, a na murawie wyglądali jakby byli za karę. Zabrzańcy piłkarze przebiegli o 6 kilometrów więcej, byli waleczni, chcieli grać w piłkę i zwyciężyć. Nasze gwiazdeczki zasłużyły na zdecydowanie dłuższy odpoczynek... Pierwsze bramkowe akcje gospodarzy jeszcze kończyły się szczęśliwie dla nas, ale w 22. minucie, a następnie w 31. już szczęścia nie mieliśmy. Górnik wyszedł na prowadzenie 2-0... a ze strony legionistów nie było żadnej reakcji.

Po pierwszym straconym golu śpiewaliśmy "Warszawska Legio zawsze o zwycięstwo walcz", po drugim - "Nie poddawaj się...". Zabrzanie z kolei celebrowali bramki, odpowiadając trzykrotnie nt. strzelca bramki, a później to samo czyniono przy okazji dialogu ze spikerem "Jadymy durś". Karol przypominał wszystkim, że nie przyjechaliśmy tutaj na oglądanie widowiska piłkarskiego i to my mamy pokazać, jak należy godnie reprezentować Legię Warszawa. To też staraliśmy się czynić aż do samego końca meczu, pomimo mocno niesprzyjającego wyniku (w pewnym momencie 0-3).
W drugiej połowie ultrasi Górnika odpalili jeszcze ok. 160 rac na obu kondygnacjach swojego młyna. Kilkanaście minut później miała miejsce prezentacja z naszej strony - setki stroboskopów zapłonęły pośród sporej liczby flag na kijach, a z naszej strony niósł się głośny śpiew - "Gdybym jeszcze raz...". Fani Górnika dzięki korzystnemu wynikowi byli dobrze nakręceni do głośnego dopingu i po meczu mogli świętować ze swoimi zawodnikami śpiewając... "Legła Warszawa". My w końcu zareagowaliśmy na ch..., nieakceptowalną postawę piłkarzy. "Legia grać, k... mać" - usłyszeli gracze, kiedy podeszli pod nasz sektor. Legia nie wygrała wyjazdowego meczu ligowego od 2,5 miesiąca... Wydawane dziesiątki milionów na piłkarzy, prosty wydawałoby się cel do zrealizowania, a rumuński - wiecznie niewyspany trener, co kilka dni ma czelność biadolić o jakichś niedogodnościach.

Piknikowe trybuny zabrzan po meczu postanowiły napinać się na całego, więc mieliśmy jeszcze małą wymianę uprzejmości z wracającymi do kopalni chłopami. Na wyjście z sektora musieliśmy poczekać blisko godzinę. Później znów w eskorcie udaliśmy się na piechotę na dworzec. W Warszawie zameldowaliśmy się w poniedziałek kilkanaście minut po godzinie 4. Wielu z nas do domów wróciło, kiedy zaczynało już świtać... i można się było zbierać do pracy.
Nasze przemęczone gwiazdy na szczęście mają teraz znów trochę odpoczynku, dzięki przerwie na mecze reprezentacji. Kolejne spotkanie czeka nas dopiero za dwa tygodnie w Lubinie.
Frekwencja: 26 501
Kibiców gości: 1408
Flagi gości: 9
Autor: Bodziach
