Najliczniejszy wyjazd w rundzie jesiennej fani Legii zaliczyli na ŁKS - fot. Piotr Galas
REKLAMA

Kibicowskie podsumowanie jesieni cz.II

Bodziach - Wiadomość archiwalna

W poprzedniej części kibicowskiego podsumowania jesieni skupiliśmy się na meczach rozgrywanych w Warszawie. Dzisiaj część druga - dotycząca wyjazdowych spotkań naszego klubu. Przed sezonem klub co prawda obiecał, że będzie organizował wyjazdy na wszystkie spotkania, jednak w trakcie sezonu zmieniono koncepcję i ostatecznie zorganizowano 1/3 wyjazdów. Najliczniejszy z nich to Poznań, na który wybrało się 12 fanów. Znacznie większym zainteresowaniem cieszyły się nieoficjalne wyjazdy kibiców. Ci, podobnie jak do tej pory radzili sobie bez pomocy klubu i zaliczyli wszystkie obce stadiony. Niestety, zdecydowanie spadła wyjazdowa frekwencja, a i doping pozostawiał wiele do życzenia.
A wszystko zaczęło się od meczu o Superpuchar Polski. Dzięki wygranej Legii w finale krajowego pucharu, wyjazdy w nowym sezonie rozpoczęliśmy wyjątkowo wcześnie. Bilety na mecz w Ostrowcu Świętokrzyskim można było kupić także w klubie (tym razem bez konieczności wykupienia transportu). Mimo to na przyszykowany dla "oficjalnych" osobny sektor nie wszedł nikt. Wszyscy - i ci, którzy zakupili bilety przy Łazienkowskiej 3, i fani, którzy wejściówki nabywali w inny sposób, zasiedli na jednej trybunie stadionu KSZO. Pierwszy wyjazd zaowocował nową przyśpiewką, którą praktykowano właściwie przez całą jesień. Piosenka "Dla mnie luty dla ciebie maj...", śpiewana na melodię jednego z przebojów disco-polo przyjęła się niemal od razu. Także na tym wyjeździe popularność zdobyły koszulki z przekreślonym logo ITI i hasłem "Urodzeni do walki z okupantem".

Po tym wyjeździe przyszło nam jechać na pierwszy mecz w europejskich pucharach. Białoruski Homel to niełatwy cel, choćby ze względu na konieczność wykupienia wiz. Fani postanowili zorganizować się we własnym zakresie i wykupić je wspólnie. Część wyjazdowiczów jeszcze w dniu wyjazdu, musiało się pojawić osobiście na rozmowę z konsulem białoruskiej ambasady. W końcu w drogę ruszyło 130 fanatyków, którzy do pokonania mieli 750 kilometrów. Nad "bezpieczeństwem" tej grupy starali się czuwać funkcjonariusze Specnazu, którzy towarzyszyli legionistom od Brześcia aż do wyjazdu z Białorusi. Milicjanci byli bardzo męczący dla podróżnych, nakazując spać już o 23. Na stadionie w Homlu kibice z Warszawy (i nie tylko) zajęli miejsca w sektorach 12 i 13 za jedną z bramek. Jako, że tego dnia było bardzo gorąco, przez większość spotkania doping prowadzono bez koszulek. Legioniści pokazali się z bardzo dobrej strony - zarówno wokalnie, jak i pod względem oflagowania, które było o wiele bogatsze w porównaniu z gospodarzami. Warto dodać również, że na meczu pojawili się obserwatorzy ze wschodu - CSKA Moskwa, Dynamo Kijów, Dynamo Brześć i Torpedo Mińsk.

Po tym wyjeździe fani Legii mieli dwa tygodnie przerwy do pierwszego meczu ligowego na obcym stadionie. Wodzisław Śląski nigdy nie wzbudzał większego zainteresowania wśród wyjazdowiczów i podobnie było tym razem. Na stadionie Odry stawiło się 300 fanów Legii, którzy zajęli sektor H, udostępniony nam przez gospodarzy. Nominalny sektor gości pozostał pusty. Powód? Brak chętnych na wyjazd z klubem. Ze względu na kiepski stan zdrowia naszego wodzireja, tym razem doping prowadził kibic z dłuższym stażem, za to z mniejszym doświadczeniem w kierowaniu dopingiem. I śpiew fanów ze stolicy tego dnia stał na mocno przeciętnym poziomie, podobnie jak gra naszych piłkarzy.

Po Wodzisławiu mówiliśmy tylko o wyprawie do Moskwy na kolejne spotkanie Legii w Pucharze UEFA. Niestety i tym razem potrzebne były wizyty. SKLW planowało zorganizować samolot, który prosto z Warszawy dostarczyłby fanów do stolicy Rosji. Niestety, na tę wyprawę nie było wystarczającej liczby chętnych i powietrzną eskapadę trzeba było anulować. Stowarzyszenie pomagało natomiast w organizacji wiz, które potrzebne były do podróży do Moskwy. Choć niektórzy robili wszystko, by jak najmniej osób pojechało dopingować Legię w Rosji (proszono ambasadę o niewydawanie kibicom wiz białoruskich), ostatecznie mimo wielu trudności, kilkadziesiąt osób uporało się z formalnościami i mocno na około dotarło do celu. Oba miasta dzieli 1250 kilometrów, ale w związku z problemem z wizami białoruskimi, większość legionistów udała się do Rygi, skąd pociągiem dotarła do Moskwy. Inni wybrali połączenie lotnicze z Kaliningradu. Ostatecznie na dotknięty zębem czasu stadion FK dotarło 80 osób, które miały przy wejściu małe problemy z wzniesieniem flag na stadion. Zaraz po wejściu na obiekt legioniści "pozdrowili" dyrektora ds. bezpieczeństwa, Bogusława Błędowskiego, który podobnie jak jego poprzednik, nie ma wysokich notowań wśród kibiców.
Gospodarze rozpoczęli utarczki słowne oraz antypolską oprawę, o której fani dowiedzieli się dopiero po meczu. Po zakończeniu spotkania pod sektor nie podeszli piłkarze Legii, którzy na boisku prezentowali się katastrofalnie. Tymczasem w czasie meczu doping legionistów był naprawdę niezły, a pod koniec zawodów odpalono dwie race. Po kilku tygodniach na Łazienkowską przyszedł rachunek za ich odpalenie - UEFA wyceniła je na tysiąc euro. Działacze, którzy już wcześniej zapewniali, że klub nie odpowiada za kibiców, którzy nie kupili biletów "oficjalnie" (a w ten sposób na wyjazd do Moskwy nie pojechał nikt), mocno się przeliczyli. Już teraz warto zastanowić się co zrobić w przypadku wywalczenia kolejnego awansu do europejskich pucharów. Nad Legią ciągle wisi wykluczenie z europucharów na kilka lat (kara za Wilno została zawieszona), a fani ani myślą zacząć jeździć "oficjalnie".

Zaraz po powrocie z parodniowej wyprawy do Moskwy trzeba było rozpocząć podróż do Zabrza. Działacze i kibice Górnika nie przesłali wejściówek do warszawskiego klubu, zdając sobie sprawę z faktu, że legioniści na "oficjalne" wyjazdy się nie zapisują i bilety przekazano bezpośrednio kibicom z Warszawy. Tradycyjnie punktem zbornym był plac przy dworcu w Sosnowcu, skąd warszawsko-sosnowiecka grupa udała się w drogę. W sektorze gości stawiło się 700 osób, które dopingowały co prawda lepiej niż w Wodzisławiu, ale do pełni formy było jeszcze daleko. W czasie spotkania nie brakowało wymiany uprzejmości z zabrzanami. Legioniści m.in. wypominali gospodarzom, że znacznie lepiej młyn KSG prezentował się, gdy wejściówki na mecz kosztowały 5 złotych. Po meczu doszło do zamieszania z piłkarzami. Ci po zwycięstwie 3-0 podeszli pod sektor gości, a tu spotkało ich 700 fanów odwróconych plecami. Kibice ubliżali Jakubowi Rzeźniczakowi (mając mu za złe wypowiedź po meczu z FK), a do całej drużyny mieli pretensje za to, że gracze nie podeszli pod sektor w Moskwie.

2 września 2008 - tę datę wielu legionistów zapamięta na długo. Sama akcja, ochrzczona później przez kibiców "Widelec 741", została zaplanowana przez policję kilka dni przed meczem jako operacja "Derby". Nie miała ona jednak nic wspólnego z zapewnieniem bezpieczeństwa, a polegała na wyeliminowaniu fanatyków Legii. Legioniści zebrali się w centrum miasta i na piechotę przemaszerowali pod stadion Polonii. Tam, zgodnie z informacją organizatora zawodów, miały być sprzedawane bilety na spotkanie. Niestety, zamiast wejściówek, fani zostali otoczeni przez funkcjonariuszy i skierowani w stronę Wisłostrady, gdzie w nieludzkich warunkach spędzili kilka godzin. Podczas całej "akcji" ucierpiało jedno lusterko i wejście do instytutu niepełnosprawnych, a przy napastnikach znaleziono ochraniacze na zęby, a w promieniu kilkuset metrów także jeden widelec. Kibiców rozwożono po komisariatach w promieniu kilkudziesięciu kilometrów od Warszawy, a wszystkim stawiano podobne zarzuty (udział w nielegalnym zbiegowisku) i zmuszano do przyznawania się do stawianych zarzutów. W ten sposób policja, ku uciesze mediów, mogła dopisać po stronie zysków kilkaset zakazów stadionowych. O tym co działo się na samym stadionie nie warto nawet wspominać. Na sektor gości weszło jedynie 10 osób, które wejściówki zakupiło w klubie przy Łazienkowskiej.

Na wyjazd na Cracovię po raz kolejny nie pojechaliśmy. Powód ten sam - legioniści nie zamierzają dogadywać się z nożownikami. "Pasy" w czasie meczu bluzgały na ITI, tłumacząc to okrzykiem "Nie dla Legii i Warszawy, lecz dla naszej wspólnej sprawy". Ponadto na trybunach namawiano do wyprowadzki Stefana Majewskiego.

Po spadku Wisły Płock do I ligi wydawało się, że będziemy mieli dłuższą przerwę w podróżach do tego pobliskiego miasta. W obecnym sezonie na Wisłę trafiliśmy w Pucharze Polski, więc była kolejna okazja by odwiedzić stadion w Płocku, na którym w ostatnich latach nic się nie zmieniło. I jak nie było, tak nie ma trybun za bramką. Na ten wyjazd klub w końcu zorganizował wyjazd. Czterech chętnych na początek musiało wystarczyć. Oficjalni zasiedli na trybunie krytej. Pozostałych 600 fanów mecz oglądało z tradycyjnego sektora gości. Mimo padającego non-stop deszczu, daliśmy koncert dopingu na wysokim poziomie. Przypomnieliśmy m.in. dawno nie śpiewane "Hej Legia gol" i przeciągłe "Gooooool". Nie zabrakło uprzejmości wymienianych z gospodarzami. Trochę prześmiewczo skandowano również "Piąta rano pod teatrem". Tam bowiem płocczanie mieli zaplanowaną zbiórkę na wyjazd do Świnoujścia. Po meczu nie było już śladu po niedawnym konflikcie z piłkarzami. Zawodnicy podeszli pod sektor i razem z kibicami zaśpiewali "Warszawę", co od tej pory stało się regułą.

Do Poznania Legia sprzedała 12 biletów. Zorganizowana od A do Z wycieczka na stadion przybyła busem i zajęła miejsca na trybunie VIP, pod czujnym okiem ochrony. Pozostałych 400 osób po raz ostatni zasiadło w dotychczasowym sektorze gości przy Bułgarskiej. Doping legionistów stał na niezłym poziomie, choć trzeba przyznać, że stać nas na więcej. Tym razem więcej działo się pod względem ultras. W sektorze gości pojawił się tort śmietankowy, podobny do tego, który kilka dni wcześniej wylądował na twarzy i garniturze prezesa Miklasa. Legioniści na swoim sektorze zaprezentowali oprawę składającą się z sektorówki oraz transparentów po bokach, tworzących... prezent. Na nim znajdowała się karteczka z adresatem - "NieSpodzianka. Dla Leszka M. i Mariusza W.". Jako że żadnego z nich nie było tego dnia na sektorze, prezent postanowiono otworzyć bez ich zgody. No i po chwili cały sektor rozświetlił się błyskiem rac i ogni wrocławskich. Lechici tymczasem na trybunie prostej rozciągnęli sporych rozmiarów sektorówkę przedstawiającą zniszczoną Warszawę i transparent "Zniknie Warszawa... tak jawa, jak sen". Cała prezentacja Lecha nie została jeszcze do końca rozwinięta, a już w sektorze gości wisiał transparent z odpowiedzią "Co złego widzisz chamie, w swej sto(L)icy panoramie". Tego dnia sporo okrzyków kibice Legii wznosili pod adresem swojego prezesa: "Miklas! Co? Smacznego", "Tortem dostałeś, bo znowu nas okłamałeś" i "Leszek z Iławy pokochał torty z Warszawy" wyjaśniali przyczynę "tortowego ataku".

Trzeci raz na stadionie ŁKS-u zamiast w sektorze gości zasiedliśmy na skrajnym sektorze Galery. Tradycyjnie na tym bliskim wyjeździe było nas sporo - około tysiąca i prowadziliśmy całkiem niezły doping. Po meczu pod sektor podszedł Jakub Rzeźniczak, który przez megafon przeprosił kibiców za swoje słowa po meczu z FK Moskwa, a fani nagrodzili piłkarza oklaskami.

Tylko nielicznym udało się odwiedzić stadion Polonii Bytom. Rok wcześniej z Polonią graliśmy na Śląskim. I właśnie zachowanie części legionistów po tamtym meczu miała wpływ na to, że bytomianie nie mieli ochoty wpuścić warszawiaków na swój stadion. Swoje dołożyli działacze Legii, którzy na konferencji odbywającej się w Kielcach parę dni wcześniej, domagali się kar dla wszystkich klubów, które wpuszczą "nieoficjalnych" kibiców Legii. Poskutkowało to tym, że mecz w Bytomiu obejrzało tylko kilkunastu fanów incognito, a kolejnych 30 osób zatrzymanych zostało przed sektorem gości i mimo posiadania wejściówek na mecz, nakazano im powrót do stolicy. W sektorze gości obecnych było natomiast 10 osób - niepełnosprawni kibice oraz ich opiekunowie.

11 listopada Legia grała w Bełchatowie. Chociaż pojawiła się informacja, że kibice zamieszkali w Warszawie wejściówek nie będą mogli kupić, na wyjazd pojechało 300 osób. Wszyscy fani Legii na stadion weszli i zajęli sektory, które od wiosny przeznaczone będą właśnie dla przyjezdnych. Trzeba przyznać, że przyjęcie gości w Bełchatowie powinno być stawiane za wzór dla wszystkich klubów w Polsce. Legionistów potraktowano bardzo życzliwie, a w czasie meczu kibicom przyniesiono kilka zgrzewek wody mineralnej. Tego dnia w naszym sektorze wywieszona została tylko jedna flaga - biało-czerwona z godłem narodowym. Doping niezły, ale bez rewelacji. Po meczu miejscowi działacze dziękowali nam za... wzorowe zachowanie. Tak się przyjmuje gości!

Na przedostatni wyjazd w 2008 roku ruszyliśmy do Chorzowa. Mecz z Ruchem zaplanowano na stadionie Śląskim, a zdecydowana większość na stadion ruszyła pociągiem z Sosnowca. Ci, którzy na Śląski dojechali na własną rękę (max 300 osób) mieli szansę zobaczyć początek meczu. Grupa pociągowa dotarła mocno spóźniona i dopiero wtedy na naszym sektorze było 900 fanów. Padający w twarz śnieg i mocno zimowa aura nie mobilizowały do większego wysiłku. Psychofani wsparcie dla swojej drużyny zakończyli właściwie wraz z końcem pierwszej połowy. Wtedy też rozkręcili się legioniści, którzy jednak dalecy byli od swojej nominalnej formy.

Ostatnia zeszłoroczna wyprawa miała miejsce do Gdańska. Na stadion Lechii tym razem weszliśmy przez nowe bramofurty i bez zbędnych "atrakcji" ze strony ochrony. Młyn Lechii był tego dnia w opłakanym stanie. Niestety, my również nie możemy być dumni ze swojej postawy. 65% - tyle tego dnia daliśmy z siebie. Na tym wyjeździe najliczniej wspierała nas Olimpia Elbląg, a także FC z Kwidzyna. Hitem wyjazdu była natomiast debiutująca pieśń "My kibice z Łazienkowskiej nie poddamy się, będziemy z Tobą zawsze i na dobre i na złe, Legia albo śmierć, Legia albo śmierć, podnieś głowę i zaciśnij pieść".



Słabsze liczby i doping

Jesienią Legia rozegrała 16 meczów wyjazdowych we wszystkich rozgrywkach. Fani obecni byli jednak tylko na 13 z nich. Wyjazdowe spotkania Pucharu Ekstraklasy są nadal przez legionistów bojkotowane (wyjątek stanowił mecz z Polonią, a warto też dodać, że stadion Jagiellonii był oficjalnie zamknięty dla przyjezdnych). Jedyne zero w lidze przytrafiło nam się przy okazji meczu z Cracovią. W tym przypadku legioniści konsekwentnie nie podejmują rozmów z "nożownikami". Przy wyliczaniu średniej nie wzięliśmy pod uwagę spotkań PE.
Na wszystkich wyjazdach w obecnym sezonie wzięło udział 6231 osób, co daje średnią 422 osoby na mecz. Średnia jest mocno zaniżona przez skromne wyjazdy w europejskich pucharach - do Homla pojechało 130, a do Moskwy 80 osób. Biorąc pod uwagę same rozgrywki ligowe, wyjazdowa średnia wyniosła 510 osób (biorąc pod uwagę 60 osób w Bytomiu). To zdecydowanie słabszy wynik w porównaniu z rundą wiosenną poprzedniego sezonu. Wtedy wyjazdowe mecze naszej drużyny oglądało 965 fanów. Przyczyny tak sporego spadku należy upatrywać... w braku "konkretnych" (czyt. parotysięcznych) wyjazdów. Na wiosnę na trzech meczach byliśmy w ponad tysiąc osób (w Bełchatowie na finale PP w 3 tys, w Sosnowcu w 2000 i w Gdańsku w 1200). Jesienią natomiast najliczniej, w tysiąc osób, stawiliśmy się na stadionie ŁKS-u.
Tym razem na większości wyjazdów mieliśmy ze sobą od kilku do kilkunastu flag. Naszych płócien zabrakło tylko na meczu z Ruchem i GKS-em, ale było to wynikiem przedmeczowych ustaleń. Najwięcej legijnych flag zawisło na stadionie Lecha - 15. Najmniej, po pięć, w Wodzisławiu, Łodzi i Moskwie.
Fani, którzy obecni byli na wszystkich "zaliczonych" wyjazdach przejechali 4431 kilometrów (w jedną stronę). Najwięcej, bo około 1250 (przynajmniej teoretycznie), trzeba było pokonać, by dotrzeć do Moskwy. Najbliżej mieliśmy oczywiście na Konwiktorskę oraz do Płocka, gdzie nasz klub rozgrywał spotkanie Pucharu Polski.
Pod względem dopingu na obcych stadionach była to bardzo przeciętna runda w naszym wykonaniu. Właściwie ani razu nie wykorzystaliśmy naszego potencjału. Najlepiej, naszym zdaniem, fani Legii wypadli w Łodzi. Przyzwoicie także na meczach w Płocku, Homlu i Ostrowcu Świętokrzyskim. Zdecydowanie poniżej formy zaprezentowaliśmy się w Wodzisławiu, gdzie dopingu nie mógł poprowadzić "Staruch".

Większość wyjazdowych spotkań w obecnym sezonie Legia rozgrywała w tygodniu, a spora w tym "zasługa" meczów pucharowych, których rozegraliśmy sześć. Najwięcej wyjazdów zaliczyliśmy jednak w niedzielę - Ostrowiec, Wodzisław, Zabrze i Poznań. Te spotkania obejrzało średnio 505 fanów Legii. Także cztery razy Legia na wyjazdach grała w piątek, ale oficjalnie obecni byliśmy tylko na dwóch z nich (zabrakło nas na stadionie Cracovii i Bytomiu). Najliczniejszy ligowy wyjazd (ŁKS) wypadł w sobotę. Na stadionie przy Al. Unii Lubelskiej obecnych było 1000 kibiców gości. Dwukrotnie na wyjazdy jeździliśmy we wtorki - do Bełchatowa (liga) i Płocka (PP) i czwartki (Homel i Moskwa).

Oprawa tylko w Poznaniu

Przez ostatnie pół roku priorytetem dla fanów Legii było dostanie się na stadion przeciwnika i to pewnie jedna z przyczyn słabszego półrocza pod względem ultras. Tylko na jednym meczu pojawiła się oprawa. Tak było w Poznaniu, gdzie fani przygotowali wybuchową niespodziankę, która prawdopodobnie nie spodobała się warszawskim działaczom. Wiadomo jednak, że klub ze stolicy za pirotechnikę odpaloną na tym meczu nie zostanie ukarany. "Niespodzianka" odpalona została bowiem w sektorze, na którym nie siedziała żadna z osób kupujących bilet w macierzystym klubie.

Widelec 741

Niestety najbliższy mecz na obcym stadionie okazał się dla nas największym problemem. Kilkaset osób do dzisiaj ma nieprzyjemności tylko dlatego, że zapragnęło 2 września wspierać swoją drużynę na derbach. Zakaz stadionowy i konieczność meldowania się nawet parę razy w tygodniu na komisariacie - tak wygląda rzeczywistość wielu fanów. To jeden z powodów niższej frekwencji wyjazdowej w minionej rundzie. Co ciekawe rundę wiosenną rozpoczniemy właśnie meczem przy Konwiktorskiej. Czy tym razem kibice Legii zostaną wpuszczeni na stadion? Na pewno nie ma co liczyć na szczodrość działaczy Polonii w przyznawaniu wejściówek. Tych pewnie, podobnie jak jesienią, na Łazienkowską przysłanych zostanie zaledwie 300. We wrześniu KP Legia fakt niezamówienia większej liczby biletów tłumaczył nikłym zainteresowaniem nawet podstawowej puli. Patrząc natomiast na zainteresowanie wyjazdami organizowanymi przez klub (najlepszy wynik to 12 osób), wykorzystanie nawet 10% z nich możnaby traktować jako nie lada sukces.
Od kiedy dla fanów Legii nie jest przeznaczana trybuna Kamienna, derby przy Konwiktorskiej bardziej przypominają podchody. Gospodarze co roku wymyślają przeróżne sposoby, by nie wpuścić kibiców gości. Najpierw, próbowano wymusić kaucję w wysokości kilkudziesięciu złotych. Rok później liczna grupa ubrana w białe koszulki nie została wpuszczona na stadion wcale (mimo posiadania biletów przez część osób). W kolejnym roku, gdy Polonia dowiedziała się o chęci wykupienia przez legionistów wejściówek na trybunę główną... każdego dnia zmieniano godziny sprzedaży biletów, a w kasach nakazywano recytowanie hymnu KSP. Gdy jednak okazało się, że fani Legii byli na tyle cwani, że zdobyli kilkaset biletów na trybuny gospodarzy, przy wejściu ustawiono kibica-kapusia, który miał wskazywać ochronie fanów Legii. W obecnym sezonie z pomocą polonistom przyszła policja, która nie dość, że nie dopuściła fanów pod kasy, ale zapewniła "atrakcje" jak za czasów PRL. Co czeka nas na kolejnych derbach na K6, przekonamy się pod koniec lutego.

Bez zmian?

Na razie nie zanosi się na jakiekolwiek zmiany w kwestii protestu kibiców. Żadna ze stron konfliktu nie jest na tyle zdeterminowana, by pierwsza wyciągnąć rękę w czasie przerwy zimowej. Nie zanosi się więc na zmiany w kwestii wyjazdów. Kibice, w zdecydowanej większości, jeździć więc będą na własną rękę, bojkotując wyjazdy "oficjalne". A klub prawdopodobnie, tak jak jesienią, wycieczki dla kibiców organizować będzie wybiórczo.
Do tej pory kibice na każdym kroku okazywali swoje niezadowolenie z działania właścicieli oraz ich podejścia do fanów. Na większości wyjazdów co prawda dominowały przyśpiewki prolegijne (no, może w Gdańsku zachwiano trochę proporcje, ale nie ze względu na ITI), ale nie brakowało wulgarnych haseł pod adresem właścicieli klubu. Już na pierwszym wyjeździe do Ostrowca zadebiutowała piosenka "Dla mnie luty, dla ciebie maj", która szybko przyjęła się w wyjazdowym repertuarze. Także w tej kwestii na radykalne zmiany nie ma co liczyć.

Co będzie na wiosnę

Na wiosnę Legia rozegra 6 wyjazdowych spotkań w lidze, ale już dziś wiadomo, że niektóre odbędą się bez udziału kibiców gości. Jagiellonia i Wisła nie wpuszczą nas ze względu na remont stadionu. Pozostaną nam więc wizyty na Konwiktorskiej, Gdyni, Wodzisławiu (mecz z Piastem) i Wrocławiu. Szczególnie ten ostatni zapowiada się niezwykle interesująco, bowiem fani Legii dobrych kilka lat nie byli już na stadionie Śląska. Ciekawie może być również w Pucharze Polski. Najpierw 8 kwietnia czeka nas wyjazd do Sanoka, a w przypadku wyeliminowania IV-ligowej Stali najlepszym rozwiązaniem wydaje się trafienie w półfinale Zagłębia Lubin. Choć wyjazdy na Dolny Śląsk nigdy nie cieszyły się większym zainteresowaniem wśród kibiców z Warszawy, tym razem mielibyśmy okazję po raz pierwszy stawić się na nowym obiekcie w Lubinie, który w porównaniu ze starym gigantem prezentuje się naprawdę nieźle. Sezon 2008/09 wszyscy chcielibyśmy zakończyć świętowaniem mistrzostwa Polski. Oprócz tego miłym akcentem byłoby zdobycie Pucharu Polski. Finał krajowego pucharu zostanie rozegrany 20 maja na stadionie Śląskim. O ile w Bełchatowie liczba miejsc była ograniczona pojemnością trybuny za bramką, o tyle na Śląskim brak miejsc byłby ostatnim wytłumaczeniem naszej frekwencji.

Kibicowskie podsumowanie jesieni cz. I

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.