Mikel Arruabarrena w akcji w meczu z Jagiellonią - fot. Mishka
REKLAMA

Napastnik na ziarnku fasoli

Tomek Janus - Wiadomość archiwalna

Lista piłkarzy, którzy zimą pożegnali się z Legią, rozrosła się do pokaźnych rozmiarów. Sylwetki Piotra Bronowickiego, Edsona i Aleksandara Vukovicia już prezentowaliśmy na łamach LL!. Dziś pora na Mikela Arruabarrenę, który miał być lekiem na nieskuteczność Legii, a okazał się chyba największym letnim niewypałem transferowym. Choć zarówno trener Jan Urban, jak i sam zawodnik zapewniali, że w końcu zacznie zdobywać bramki seriami, to kibice nigdy się tego nie doczekali. I choć sztab szkoleniowy gwarantował, że "Arru" dostanie wiosną kolejne szanse, Hiszpan wykorzystał pierwszą nadarzającą się okazję i wrócił do ojczyzny.
Po zakupie Inakiego Astiza, w Legii zdecydowano się postawić na kolejnych Hiszpanów. Tak do Warszawy latem 2008 trafiło trio zawodników z Półwyspu Iberyjskiego. Jednym z nich był napastnik Tenerife Mikel Arruabarrena. Przy nonszalanckiej grze Takesure Chinyamy i ciągle zmagającym się z urazami Bartłomieju Grzelaku "Arru" miał być powiewem południowej fantazji w ataku "wojskowych". Problem w tym, że nie spełnił pokładanych w nim nadziei.

Wygwizdany bogacz
Już sam początek w Legii nie wypadł dla Arruabarreny pomyślnie. Legioniści męczyli się z FK Homel, a marnujący dogodne sytuacje "Arru" zebrał sporą porcję gwizdów. Jak przyznawał później sam zawodnik, takie przywitanie w Warszawie odbiło się na jego postawie w kolejnych meczach. Tylko że Urban, choć apelował by dać czas hiszpańskiemu napastnikowi, sam wolał stawiać na innych.

Dodatkowo w mediach zaczęły ukazywać się informację o astronomicznych sumach, które za grę w Legii miał rzekomo kasować hiszpański tercet. Jakby tego było mało, "Arru" miał problemy z przystosowaniem się do życia w Polsce. Jak wyjawił już po powrocie do Hiszpanii, nad Wisłą nie mógł poradzić sobie z barierą językową, kuchnią i klimatem. A na dokładkę Hiszpana prześladowała także polska policja.

Jeden dobry mecz
Wydawało się jednak, że hiszpański snajper z czasem wkomponuje się w skład "wojskowych". Taki pogląd miał mocne podstawy po meczu Pucharu Polski w Płocku. "Arru" wypracował wówczas rzut karny i sam był bliski zdobycia gola, trafiając piłką w poprzeczkę. Wówczas Urban oznajmił, że Hiszpan wykorzystał swoją szansę i w legijnej hierarchii napastników wyprzedza Grzelaka. Tyle tylko, że był to łabędzi śpiew hiszpańskiego bombardiera.

Co prawda Arruabarrenie wreszcie udało się zdobyć debiutanckiego gola, ale i tak marnował dogodne okazję na potęgę. I właśnie w braku umiejętności wykorzystywania okazji do zdobycia gola tkwił problem "Arru". O ile ambicji, woli walki i łatwości znajdowania się pod bramką rywala Hiszpanowi nie można odmówić, to skuteczność nie była jego mocną stroną. A to właśnie ze strzelonych bramek są rozliczani napastnicy.

Odbudować się w Hiszpanii
Arruabarrena zawsze utrzymywał, że w piłkę grać potrafi. Jego nieskuteczność w Legii pozostaje więc zagadką. Sam piłkarz zdania o sobie nie zmienił i gdy pojawiła się szansa, postanowił wrócić do Hiszpanii i tam pokazać na co go stać. "Arru" cały czas pozostaje jednak piłkarzem "wojskowych". Do drugoligowego SD Eibar został wypożyczony na pół roku. Czy po tym czasie powróci na Łazienkowską odbudowany?

Można negatywnie oceniać postawę Arruabarreny w Legii. Nie zmienia to jednak faktu, że "wojskowi" wciąż potrzebują wzmocnienia linii ataku. Transfer "Arru" był próbą znalezienia alternatywy dla Chinyamy i Grzelaka. Próbą, póki co, chybioną. I tylko jedno w postaci Arruabarreny nie sposób zrozumieć – skoro jest taki słaby, to czemu hiszpańskie media informowały, że zimą chce go pozyskać aż pięć klubów?


Arruabarrena w cytatach
"Naszym zdaniem na polskie warunki się sprawdzi. To gracz dobrze radzący sobie w pojedynkach główkowych, grający tyłem do bramki. Zdyscyplinowany taktycznie. Może też zagrać jako cofnięty napastnik, umie włączyć się z drugiej linii" - Mirosław Trzeciak po sprowadzeniu Arruabarreny do Legii. (Gazeta Wyborcza, 10.06.2008)
"Trzeba równać do najlepszych, a Zlatan [Ibrahimović – przyp. LL!] na EURO był niesamowity. Będę więc strzelał w polskiej lidze jak Zlatan! 10 goli to minimum. Reprezentant Szwecji ma magiczny przydomek 'Ibrakadabra', a ja może otrzymam od kibiców 'Arrukadabra'" - o swoich planach po przyjściu do Legii. (Super Express, 9.07.2008)
"Widać, że Arru sam wywiera na sobie wielką presję. Miał kilka dogodnych sytuacji w meczach i przestrzelił. To przekłada się nawet na zajęcia treningowe. Rozmawiałem z nim i mam nadzieję, że szybko zacznie dawać sobie radę z tą odpowiedzialnością. Widać, że chce wziąć zbyt dużo na siebie, a to przynosi odwrotne skutki. Gra nerwowo, niedokładnie i podejmuje złe decyzje w nieodpowiednich momentach. Widać jednak, że bardzo chce. Każde złe zagranie czy strata piłki wywołuje u niego duże nerwy" – Jan Urban po pierwszych meczach Hiszpana w Legii.
"Wkurza mnie, że jestem w Polsce dopiero od kilku tygodni, a już wszyscy mają do mnie pretensje, bo nie zdobyłem jeszcze tuzina goli. Ludzie! Przecież to nienormalne. Ale i tak wiem, co potrafię i jestem pewien, że będę tu strzelał. I to sporo!" - Arruabarrena latem 2008. (Super Express, 31.07.2008)
"Jestem pewien, że jeszcze pokażę dobre rzeczy na polskich boiskach. Wiem, że Legia mi zaufała. Zawiodłem. Ale potrafię dużo, dużo więcej. Bramki też umiem strzelać. Jeszcze zobaczycie" - po ostatnim jesiennym meczu (Polska The Times, 10.12.2008)
"Brakowało mi mięsa i fasoli z mojej rodzinnej Tolosy. W Polsce nie mogłem ich dostać. Musiałem więc cierpieć i jeść je z puszki. Gdy ktoś przyjeżdżał do mnie z Hiszpanii, przywoził więc mi szynkę i czosnkową kiełbasę" – dla hiszpańskich mediów po przenosinach do SD Eibar.

Statystyka występów Mikela Arruabarerny w Legii:





REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.