REKLAMA

Historia: Poważna kontuzja i najlepsze lata Kazimierza Górskiego

Bodziach - Wiadomość archiwalna

Urodził się 2 marca 1921 roku we Lwowie. Po latach został uznany trenerem wszechczasów. Znacznie mniej mówiło się o karierze zawodniczej Śp. Kazimierza Górskiego. Tę Pan Kazimierz rozpoczynał w rodzinnym Lwowie, a od 1945 roku reprezentował barwy Legii. Dziś przypominamy jeden z trudniejszych momentów w Jego karierze - kontuzję, z którą długo się zmagał. W końcu, gdy ją wyleczył, Kazimierz Górski zaliczył dwa najlepsze sezony w swojej piłkarskiej karierze.


„Mecz, który tak pechowo zapisał się w moim życiu został rozegrany między reprezentacjami Wojska Polskiego i Milicji Obywatelskiej, przy komplecie publiczności wypełniającej trybuny obiektu na Łazienkowskiej. Nieustający doping formalnie nas uskrzydlił, toteż przeciwnik obiektywnie słabszy, może mówić o dużym szczęściu, że przegrywał tylko 1-4. Zawdzięczał to bardzo dobremu bramkarzowi i twardo grającej obronie, której zdecydowane wkraczanie do akcji odczułem na własnej skórze, a właściwie na własnej nodze. Pominę nazwisko zawodnika, w starciu z którym 'poszło' mi więzadło, jestem pewien, że nie uczynił
tego celowo, grał po prostu ostro, nie on jeden zresztą. Kiedy upadłem, pochylił się nade mną z zafrasowaną miną, bąkając słowa przeprosin" - wspomina feralne spotkanie w książce "Pół wieku z piłką".

Niestety dla Pana Kazimierza, początkowa diagnoza lekarska była zła, co sprawiło, że dochodzenie do zdrowia zajęło znacznie więcej czasu. "Ograniczono się do założenia mi gipsu na kontuzjowaną nogę i oczekiwania na dobrodziejskie skutki tego zabiegu. Tymczasem kiedy minął wyznaczony czas i zdjęto gips nie mogłem ruszać nogą, a już mowy nie było, aby na niej dobrze stanąć. Zeszli się lekarze, kiwali głowami. - Trzeba powtórzyć kurację - ktoś zaproponował, inny zaprotestował sugerując wpierw ponowne dokładne badania. Zostawiono mnie w niepewności i niepokoju, bez podjęcia decyzji. Następnego dnia ponownie się zjawili medytując nad moim przypadkiem. - Niech pan ją rozrusza, nie od razu, wolno, ale systematycznie - taka była rada. Kiedy spróbowałem postąpić krok omal nie zemdlałem z bólu. Pojawiła się opuchlizna" - wspominał po latach.

Na szczęście sąsiednie łóżko w szpitalu zajmował pamiętający Kazimierza Górskiego z Lwowa pacjent, który polecił by udać się do doktora Tokarskiego. "W taki oto dość niezwyczajny sposób nastąpił przełom w mej chorobie. Doktor Tokarski, wzięty chirurg, zajął się mną troskliwie i prawie natychmiast zdecydował: Na to zerwane więzadło pomoże tylko operacja" - wspominał Pan Kazimierz. I pomogła, chociaż bóle nie od razu ustąpiły. Tak wspominał to Kazimierz Górski: "Ja jednak nie mogłem wytrzymać bezczynności i już we wrześniu zjawiłem się na treningu. Kopnąłem raz i drugi piłkę, pobiegłem kilkadziesiąt metrów, niby wszystko w porządku, a jednak... Postanowiłem się przełamać i wystąpić w meczu Legii z rumuńską drużyną CFR Bukareszt. Żal mi było wcześniejszych spotkań reprezentacji Warszawy z piłkarzami radzieckimi i szwedzkimi goszczącymi w stolicy. Tym razem nie chciałem zmarnować takiej szansy. Zagrałem więc, chociaż czułem, że z nogą nie wszystko jest w należytym porządku. W miarę upływu czasu ból narastał, a po meczu okazało się, że noga spuchła mi jak bania. Doktor Tokarski naprawił wcześniejszy błąd, noga jednak po trudnym zabiegu wymagała po prostu dłuższej kuracji, w pierwszym jednak rzędzie cierpliwości z mojej strony.

Chirurg wypomniał mi to dość obcesowo: Albo pan się ściśle zastosuje do moich rad, albo nie biorę odpowiedzialności za efekt przeprowadzonej operacji. Pańska noga wymaga żmudnych i długotrwałych zabiegów przywracania jej do pełnej sprawności, proszę to sobie raz na zawsze zapamiętać.

Zapamiętałem, nie występując więcej w tym sezonie. Ale ćwiczyłem zapamiętale budząc podziw kolegów, z którymi uczęszczałem na zajęcia, aplikując sobie ponadto indywidualną porcje ćwiczeń. W 1947 roku grałem we wszystkich niemal meczach Legii, a także w komplecie występów reprezentacji Warszawy, wyróżniany przez recenzentów i publiczność. Był to mój dobry sezon, a po dolegliwościach nie pozostało ani śladu! Z doktorem Tokarskim, któremu tak wiele zawdzięczałem, zetknąłem się już po wystartowaniu ekstraklasy. Graliśmy z chorzowskim Ruchem, a mnie wyszedł hattrick - strzeliłem kolejno trzy bramki! Po zawodach do szatni wpadł uszczęśliwiony chirurg: A nie mówiłem, panie Kaziu? Trochę cierpliwości i będzie pan grał jak Leonidas!".

Kontuzja została wyleczona na tyle, że kolejne lata Kazimierz Górski uznawał za swoje najlepsze w roli zawodnika. "Lata 1947-48 oceniam jako szczyt mojej piłkarskiej formy. Nie przypadkiem wówczas kapitan związkowy PZPN Zygmunt Alfus powołał mnie do kadry narodowej i wystąpiłem w reprezentacji" - mówił. Jedyny jak się później okazało, występ z orzełkiem na piersi przypadł na mecz z Danią. 26 czerwca 1948 roku Polacy przegrali 0-8 z Danią, a Kazimierz Górski zagrał 34 minuty.

Poprzednie teksty historyczne znajdziecie w dziale Historia.

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.