Bartosz Bereszyński zaliczył we Wrocławiu bardzo dobry występ - fot. Mishka / Legionisci.com
REKLAMA

Punkty po meczu ze Śląskiem

Qbas, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Zawodnicy Legii nie rozpieszczali nas w tym roku. Przez ostatnie miesiące nie tylko często tracili punkty, przegrywali ważne spotkania, ale przede wszystkim grali bez stylu. Wrocławskie starcie było dopiero pierwszym w 2015 r., do którego nie można mieć dużych zastrzeżeń, a na grę „Wojskowych”, mimo jeszcze pewnych mankamentów, patrzyło się z przyjemnością.

1. Oto jest dzień! Na takie spotkanie czekaliśmy z utęsknieniem. Spotkanie, w którym z przyjemnością patrzyło się na naszą drużynę, bo grała mądrze, efektywnie, odważnie i z rozmachem. Widać też było, że legioniści dobrze weszli w mecz, poczuli się pewnie na boisku i dotarło do nich, że są zespołem znacznie lepszym od gospodarzy. Wiary tej nie zachwiał nawet stracony gol, choć trzeba przyznać, że trafienie Paixao było podsumowaniem nieco słabszej postawy Legii w tym fragmencie pierwszej połowy. Skutecznie wykonane dwa stałe fragmenty szybko wyprowadziły jednak warszawian na prowadzenie, a potem nasi gracze wreszcie przypomnieli, jak dobrze potrafią grać wynikiem i kontratakować. W efekcie dołożyli jeszcze dwa gole. Mogła się przy tym podobać różnorodność wariantów kreowania sytuacji podbramkowych. Mieliśmy bowiem i długie podania, i krótkie, szybkie ich wymiany, aktywną grę bocznych obrońców w ofensywie (zwłaszcza Bereszyńskiego), zabójcze kontry i stałe fragmenty.


2. Gole. Każde z trafień legionistów było niezwykłej urody i każde też było na swój sposób wyjątkowe. Gol z rzutu wolnego Furmana, to nie tylko pierwsza bramka z rzutu wolnego Legii od kwietnia 2014 r. (trafienie Helio Pinto w Lubinie), ale i pierwsze trafienie z wolnego prawą nogą od maja 2012 r., gdy Wolski posłał piłkę do siatki Korony (w ogóle w ostatnich 5 latach na palcach jednej ręki można wyliczyć gole z rzutów wolnych zdobyte prawą nogą przez piłkarzy Legii – Iwański przeciwko GKS Bełchatów w maju 2010 r., Iwański przeciwko Cracovii w sierpniu 2010 r. oraz wspomniany Wolski i teraz Furman…). Uderzenie głową Jodłowca, to kwintesencja dośrodkowania z rzutu rożnego – mocno bita piłka przez Furmana, skuteczny wyblok Żyry i idealny nabieg „Jodły”. Prawdziwa bomba z głowy. Nikolić zaś podwyższył na 3-1 po wzorowo wyprowadzonym kontrataku trzech na dwóch (a one przecież nam nigdy, ale to nigdy nie wychodziły!), który Legia rozpoczęła pod własnym polem karnym. Furman i „Niko” przebiegli całe boisko, a do tego Węgier kapitalnie wykończył akcję. Posłał piłkę dokładnie tam, gdzie chciał, udowadniając przy tym, że ma świetnie ułożoną stopę. Nasz nowy napastnik dołożył jeszcze jedno trafienie, gdy w 90. minucie otrzymał wzorowe dośrodkowanie od Kucharczyka i posłał futbolówkę do siatki pięknym uderzeniem głową. Warto przy tym zaznaczyć, że „Kuchy” precyzyjnie dośrodkował swą słabszą lewą nogą i zrobił to w pełnym biegu. Cztery bramki, cztery perełki.

3. Modyfikowalne ustawienie 4-4-2, to nowość w taktycznym repertuarze Berga. Po raz pierwszy od dawna, Norweg zdecydował się na zestawienie składu z dwoma napastnikami i to często grającymi obok siebie, a nie w pionie. Pomysł wypalił. Nikolić z Prijoviciem dobrze współpracowali nie tylko z sobą, ale i z innymi zawodnikami. Nikolić strzelił dwa gole, ale i często schodził do prawego skrzydła, robił miejsce Żyrze, a sam próbował dośrodkowywać. Prijović zaś ciągle był w grze. Bardziej się cofał, przepychał z rywalami, świetnie się zastawiał, walczył w powietrzu i zgrywał piłki. Nasz najnowszy nabytek udowodnił przy tym, że dobrze radzi sobie z grą na małej powierzchni. Najważniejsze jednak, że zawodnicy serbskiego pochodzenia wypracowywali sytuacje strzeleckie sobie i innym legionistom. Udowodnili, że będą bardzo przydatni. Warto też przy tym dodać, że przy tym ustawieniu ważną rolę miał odgrywać Masłowski, który z lewego skrzydła często schodził do środka, by zagęszczać tę strefę, a jednocześnie robić miejsce Brzyskiemu. Niestety, nie potrafił się w tej roli odnaleźć i po przerwie na boisku pojawił się Kucharczyk, który, dzięki szybkiemu wyjściu na prowadzenie, a co za tym idzie bardziej ofensywnej grze wrocławian, miał więcej miejsca i mógł grać już jako klasyczny skrzydłowy.

4. Współpraca stoperów. Rzeźniczak i Pazdan, to najlepsi obecnie polscy środkowi obrońcy grający w kraju. Problem jednak w tym, że jeszcze nie są ze sobą zgrani. Widać, że brakuje im automatyki w zachowaniu, wyczucia kolegi. Efektem tego był m. in. stracony we Wrocławiu gol. Ale spokojnie. Obaj są na tyle klasowymi zawodnikami, że to tylko kwestia, najpewniej krótkiego, czasu, gdy stworzą żelazny środek defensywy.

5. „Furman 2.0” i „TurboBereś”. Dwa lata temu Bartek Kubiak z „GW” napisał o Furmanie, że to pomocnik w wersji 2.0. I to były chyba ostatnie, w pełni zasłużone pochwały, jakie zebrał Dominik. Gdy wrócił do Legii na wypożyczenie po klapie we Francji, powoli dochodził do wysokiej formy. Niemalże z meczu na mecz był coraz lepszy. To, co jednak zagrał we Wrocławiu przeszło najśmielsze oczekiwania. Furman po prostu pozamiatał. Piękny gol, dwie asysty, spokój, pewność siebie, pełen profesjonalizm. Jodłowiec ma wreszcie obok siebie zawodnika, który nie tylko świetnie asekuruje tyły, ale potrafi dynamicznie rozegrać piłkę i, jak się okazało, skutecznie wykonuje stałe fragmenty. Ogromne brawa dla Dominika! Bereszyński zaś wrócił do składu, pewnie w ramach bergowej rotacji, ale w pełni wykorzystał swoją szansę! Bartek po prostu pozamiatał. Był wszędzie – skuteczny w obronie, groźny w ataku, dobrze radził sobie przy grze kombinacyjnej. I biegał. Niemal bez przerwy. A przy tym imponował jeszcze dynamiką. Walka o miejsce w składzie z Broziem, który przecież bardzo dobrze zagrał przeciw Botosani, zapowiada się pasjonująco.

6. Szczęście. Legia, mimo dobrej gry we Wrocławiu, miała go jednak sporo. Po pierwsze, gdyby nie szybkie wyrównanie, to byłoby znacznie trudniej o zwycięstwo. Po drugie, jak się gra w 10 przeciwko 11, bo przecież trudno powiedzieć, by Masłowski grał w piłkę, to jednak sztuką jest nie przegrywać. Ale patrząc z drugiej strony, sędzia powinien był zarządzić rzut karny po faulu Dudu na Żyrze w pierwszej połowie i legionistom z pewnością grałoby się łatwiej. Tak więc, jak to mawiał Andrzej Strejlau, suma szczęścia równa się zero. Wygraliśmy zasłużenie.

7. „W kiepskim świecie, kiepskie sprawy”. Śląsk zawiódł, ale trudno było się spodziewać po nich czegoś innego. Personalnie, to obecnie bardzo przeciętna drużyna. W ostatnich 19 meczach ligowych wygrała zaledwie 5 razy. I to właściwie mówi wszystko o ich sile. Legia zrobiła więc po prostu to, co powinna zawsze robić z ekipami z drugiej połowy tabeli – pewnie wygrała.

Autor: Qbas
Twitter: QbasLL
KO na FB

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.