Aleksandar Prijović strzela gola na 2-0 - fot. Mishka / Legionisci.com
REKLAMA

Punkty po meczu z Dundalk FC

Qbas, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Legia wygrała swój pierwszy mecz 4. rundy eliminacji Ligi Mistrzów. W Dublinie pokonała mistrzów Irlandii 2-0 i do rewanżu przystąpi w komfortowej sytuacji. „Wojskowi” po raz kolejny zawiedli oczekiwania względem jakości swej gry, ale znów zrealizowali cel – wygrali wyraźnie i nie stracili gola. Sprawa jest jasna, po 20 latach znów zagramy w Lidze Mistrzów. Choć z graniem w piłkę mamy wielki problem.

1. A na pytanie: „gdzie jest ta Legia?” szeroko się uśmiechamy. Wznosimy toasty. Przybijamy piątki. We wtorek minie dokładnie 21 lat od naszego jedynego awansu do Ligi Mistrzów. W tym czasie tylko cztery razy rozgrywaliśmy mecze bezpośrednio decydujące o promocji do fazy grupowej tych rozgrywek. Najpierw wpadliśmy na FC Barcelona, potem na Szachtar Donieck, następnie na Steauę Bukareszt i wreszcie na Dundalk FC. I dopiero z półamatorami z Irlandii udało nam się wygrać. W dodatku po meczu, który stał na bardzo niskim poziomie. Nie pasujemy do towarzystwa w Lidze Mistrzów, ale nie my pierwsi i pewnie nie ostatni. Nie ma więc co specjalnie rozpaczać, choć styl gry zespołu bardzo niepokoi.

2. Legia nie gra w piłkę. To co oglądaliśmy w Dublinie w zielonych koszulkach nie przypominało występu zawodowej drużyny piłkarskiej. Przez niemal godzinę mistrzowie Polski grali źle. Nie radzili sobie w środku pola, nie stwarzali zagrożenia pod bramką gospodarzy, a pod własną zachowywali się nerwowo. Miarą tego, z jak słabym przeciwnikiem przyszło się nam mierzyć, było ostatnie pół godziny gry, gdy Irlandczycy opadli już z sił, a na boisku rządził przemęczony Jodłowiec. Okres ten, to już zalążki przyzwoitego występu, a w każdym razie takiego, którego nie trzeba się wstydzić. Fakty są jednak takie, że gdyby przyszło nam się mierzyć z jakąkolwiek profesjonalną drużyną, to skończyłoby się srogo.

3. Houston, mamy problem z systemem gry. Trener Hasi od początku gra głównie w ustawieniu 1-4-1-2-2-1, bez klasycznego rozgrywającego, za to z dwoma pomocnikami grającymi tzw. „box-to-box”, czyli zarówno kreującymi grę, jak i broniącymi oraz jednym ustawionym bliżej obrońców. Bodajże raz tylko zdarzyło się, że zagraliśmy nieco inaczej – przeciwko Piastowi. To zestawienie kolejny raz przyniosło efekt w eliminacjach, bo Legia przecież wygrała. Kłopot w tym, że głównie dzięki słabości swojego przeciwnika. Na boisku zaś środkowi pomocnicy byli zagubieni, podobnie, jak boczni obrońcy. Natomiast skrzydłowi nie mieli miejsca by się rozpędzić, a jak już się znalazło, to otrzymywali hamujące podania ze środka. Hasi wydaje się być konsekwentny i w dalszym ciągu będzie próbował nauczyć swych podopiecznych grać dobrze w piłkę w tym systemie, bo taką ma wizję i ściągnął piłkarzy do jej realizacji. Otwarte przy tym pozostaje pytanie, czy legioniści, w tym składzie osobowym, są w stanie nauczyć się tego ustawienia. No a przede wszystkim, czy w ogóle chcą spróbować. Wydaje się, że przez lata bowiem przywykli, że jak im się nie chce, to nie muszą. Zwłaszcza, gdy nie przepadają za trenerem.

4. Linia pomocy istnieje tylko teoretycznie. Z ustawienia zespołu biorą się też problemy środkowych pomocników. Gdy przed meczem pojawiły się składy, można było zacząć się niepokoić. Nie tylko dlatego, że Odjidja-Ofoe, Jodłowiec i Moulin po raz pierwszy wystąpili razem, ale dlatego, że w tej trójce nie było nikogo do biegania. Gruby Ofoe, wyczerpany „Jodła” i bezużyteczny Moulin. Przez 2/3 meczu więc w środku pola Legii hulał więc wiatr, a linia pomocy przypominała Krater Meteorytowy Barringera. Wielka dziura. Ofoe, który pełnił rolę najgłębiej ustawionego pomocnika, nie nadążał za przeciwnikami i nie spełniał swych obowiązków defensywnych. Podobnie zresztą Jodłowiec i Moulin, ale oni do tego mieli jeszcze częściej kreować grę. Nie dawali sobie rady. Irytowali zwłaszcza w sytuacjach na przedpolu pola karnego gospodarzy, gdzie po prostu nie przejmowali piłek, często spadających w tę strefę. Reprezentanta Polski ratuje jednak II połowa, w której wykorzystał osłabienie fizyczne graczy Dundalk i wyrósł na prawdziwego lidera, co okrasił piękną asystą przy golu na 2-0. Ofoe zaś raz świetnie przejął piłkę w środku i zapoczątkował akcję, która zakończyła się rzutem karnym. Moulin natomiast zasługuje na osobny punkt.

5. „To ma być Kiler?”. Moulin przychodził do Polski jako kompletny anonim. Jego transfer został jednak doskonale sprzedany medialnie przez klub. A, że kozak, że najlepszy środkowy pomocnik ligi belgijskiej, że ileś tam asyst i parę bramek, że w doskonałym piłkarsko wieku, że FC Brugge go chciało, ale wybrał Legię, a że w końcu ma przeszłość we francuskiej młodzieżówce, a jego kumplem jest Griezmann, czy inny Zidane. Tymczasem w Belgii grał w nieznanym klubie średniaków, ma 26 lat i nigdy wcześniej nie grał o żadne trofea, a do Brugii miał iść, tyle, że na ławkę. Fakty te wiele mówią o jego klasie. My jednak woleliśmy uwierzyć, że wreszcie mamy tę upragnioną klasyczną „ósemkę”, gracza od bronienia i rozgrywania. W przekonaniu tym utwierdził nas mecz przeciwko Jagiellonii, choć właściwie tylko jego pierwsza połowa, bo potem Probierz nakazał swoim ścisłe krycie kreatywnego piłkarza. „I wsio”. Tyle na razie było Moulin. W kolejnych meczach zdarzały się już tylko przebłyski. Facet zawodzi na całej linii, wygląda na nieprzygotowanego fizycznie, gra statycznie, wykazuje dużą niechęć do pracy w defensywie i fatalnie zagrywa ze stałych fragmentów. Dotychczasowy bilans? 3 asysty. Na obronę Francuza trzeba jednak przypomnieć, że cały zespół gra bardzo słabo, a on dopiero się w nim pojawił. Być może jeszcze potrzebuje czasu. Tylko on szybko ucieka. W Dublinie, podobnie, jak w Lublinie, był jednym z najgorszych na boisku. Dobra, szczerze. W mojej ocenie najgorszym.

6. Twardo w obronie. Najłatwiej byłoby napisać, że obrońcy Legii spisali się na medal, bo nie dość, że nie pozwolili rywalom wbić gola, to jeszcze gospodarze właściwie nie zagrozili poważnie bramce Malarza. Kłopot w tym, że zawdzięczamy to głównie nieporadności zawodników Dundalk. Warszawska defensywa zaczęła bowiem bardzo nerwowo. Pazdan kopał na aut albo pod nogi przeciwnika, Broź zaliczał klasyczne „obcinki”, a Hlousek potykał się o swoje nogi. Jedynie Lewczuk trzymał fason i kolegów w jako takich ryzach. Z czasem sprawy zaczęły wyglądać lepiej, zawodnicy nabrali pewności, minął lęk przed kompromitacją. Wciąż jednak ogólna ocena gry linii defensywnej jest niska, choć pamiętajmy, że w grze obronnej powinni też uczestniczyć środkowi pomocnicy, a ci zawiedli.

7. Nikolić na 5. 5 meczów w el. LM, 5 bramek na 6 ogółem strzelonych przez Legię – oto wizytówka naszego króla strzelców. Możemy liczyć, że ten dorobek poprawi we wtorek i w ten sposób pięknie pożegna się z naszym klubem. Z tego co wiemy, transfer jest bowiem przesądzony.

8. Skuteczny Prijović. Nie wiem ile kontaktów z piłką miał nasz napastnik po wejściu na boisko, ale akcja, którą przeprowadził z Jodłowcem w ostatnich sekundach doliczonego czasu gry była najlepsza w całym meczu. Oczywiście „Prijo” miał szczęście, bo w pewnym momencie wygrał przebitkę z obrońcą, ale to jak dynamicznie wyszedł do doskonałego podania „Jodły” i z jaką klasą wykończył sytuację bramkową zasługuje na najwyższe uznanie. Prijović w Dublinie mocno przydzwonił kopniakiem w drzwi z napisem „Wyjściowy skład”. W sobotę powinien zagrać przeciwko Arce.

P.S. Pozdrowienia dla twitterowiczów uczestniczących w wycieczce zakładowej do Dublina. Ukłony dla jej organizatora.

Autor: Jakub Majewski "Qbas"
Twitter: QbasLL
Kątem Oka na FB

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.