fot. Mishka / Legionisci.com
REKLAMA

Punkty po meczu z Ruchem

Qbas, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Przed meczem w Chorzowie na zwycięstwo w Ekstraklasie czekaliśmy niemal równo od miesiąca. Mimo tego legioniści pojechali na Śląsk w dobrych nastrojach i w pełni zmobilizowani. Klimat w drużynie poprawił się po awansie do Ligi Mistrzów i wylosowaniu atrakcyjnych rywali. Przed meczem mogliśmy być więc dobrej myśli. I nie zawiedliśmy się. Mistrzowie Polski wygrali pewnie, a przy tym grali lepiej niż ostatnio.

1. Normalne zwycięstwo. Legia w Chorzowie była znacznie lepsza od gospodarzy i choć wciąż nie jest jeszcze bliska zadowalającej dyspozycji, to przy Cichej widać było różnicę klas. Ruch przez całe spotkanie nie stworzył sobie żadnej klarownej sytuacji bramkowej, za to na wiele pozwalał „Wojskowym”. Ci wykorzystali dwie szanse z kilku doskonałych okazji strzeleckich i tak w skrócie można by opisać ten mecz. Nie było w tym niczego ekscytującego. Mistrzowie kraju powinni wygrywać z tak słabymi przeciwnikami właśnie w ten sposób – bez dyskusji i wątpliwości. Czekamy, że stanie się to normą.

2. Chłodne głowy. Legioniści wyszli na to spotkanie na dużym spokoju, świadomi swojej siły i jakby przekonani, że dadzą radę. Kolejny raz zaprocentowało doświadczenie warszawskiej drużyny. Wygrali bez wdawania się w boiskową szarpaninę, przez cały czas kontrolując mecz.

3. „Odbudowa” Rzeźniczaka. Gdy został podany skład Legii, uwaga kibiców skupiona została na ławce rezerwowych. Wśród zmienników znalazł się bowiem Rzeźniczak, który jeszcze tydzień temu został odsunięty od drużyny, jak potem tłumaczył trener: ze względów sportowych. Następnie prezes ogłosił na Twitterze, że Kuba dostał czas na przemyślenie pewnych spraw i powrót do formy. Chwilę potem „Rzeźnik” i inni banici (Brzyski, Vranjes) znów trenowali z I drużyną. W sobotę zaś były kapitan wyruszył z zespołem do Chorzowa. Można więc domniemywać, że Rzeźniczak szybko sobie przemyślał, ogarnął się i wrócił do formy, prawda? Tymczasem chwilę przed rozpoczęciem niedzielnego meczu został jednak odesłany na trybuny, a na ławce zasiadł Dąbrowski. Wygląda jakby w klubie pomagało się Rzeźniczakowi stosując terapię wstrząsową – kopie leżącego, bo myśli, że dzięki temu szybciej wstanie. Nawet jeśli nasz obrońca chciał być z drużyną i jechać do Chorzowa, to ktoś powinien mu tego zabronić. Dać wyczyścić głowę, w spokoju potrenować. Pozwolono mu jednak wsiąść do autokaru, po to, by posiedział sobie na trybunach gdzie samego patrzenia na Kubę robiło się smutno. Razi przy tym niekonsekwencja Hasiego i brak spójności przekazu z klubu w tej sprawie. A przede wszystkim tak się nie traktuje faceta, który rozegrał ponad 350 meczów w barwach Legii i o dawaniu któremu szansy się opowiada. Po prostu nie.

4. Furiat na ławce. Nie wiem, co sobie myśli pan Hasi, ale jeśli sądzi, że od jego krzyków zawodnicy zaczną grać lepiej, to nie ma racji. Tymczasem on ciągle krzyczy, macha rękami, wykonuje dramatyczne gesty. Nie zbuduje sobie też w ten sposób autorytetu. Ludzie, na których ciągle się wydziera, przestają w końcu zwracać uwagę na krzykacza. To już nie wygląda nawet słabo. Przy miernej postawie zespołu jest po prostu żenujące i nie przystoi w klubie takim jak Legia. Ale dobra, niech sobie robi co chce. Może nawet stawać na głowie. Byleby zespół wygrywał.

5. Ostra i efektywna defensywa. To, że Ruch nie porządził sobie pod naszą bramką wzięło się przede wszystkim ze zdecydowanej i skutecznej postawy naszych obrońców, tym razem wreszcie wspomaganych przez dwójkę Kopczyński – Moulin. Bereszyński i Lewczuk dostali żółte kartki za ostre wejścia w Araka, a to nie były ich jedyne faule na napastniku chorzowian. W ten sposób pokazali kto rządzi i nie dali pograć. Lipski tylko uciekał z nogami, a najwyraźniej widać to było po sytuacji, w drugiej połowie, gdy Malarz dynamicznym wejściem skasował atak Ruchu. Lipski bał się zaryzykować zderzenia z naszym bramkarzem. Pazdan tradycyjnie zagrał na odpowiednim poziomie, a Mazek przy Hlousku nawet nie zakwilił. Gospodarze skończyli więc mecz bez celnego uderzenia na bramkę. Tak agresywnej obrony oczekujemy.

6. Powrót króla. Co tu dużo mówić, Nikolić nie jest jeszcze w najwyższej formie fizycznej, bo i nie ma prawa być, ale po prostu umie strzelać gole. Tym razem miał trzy świetne okazje w spotkaniu i dwukrotnie posłał piłkę do siatki, z czego za drugim razem gola strzelił Grodzickim. Klasa.

7. Ambitny Kucharczyk. Pan piłkarz z Nowego Dworu zaimponował zaangażowaniem. „Kuchy” przy akcji na 1-0, mimo zgłoszonej parę minut wcześniej kontuzji, nie tylko przeciął podanie Lipskiego na własnej połowie, ale jeszcze popędził w kierunku bramki dając Nikoliciowi alternatywę rozegrania.

8. Jak gra Legia? Przy Cichej wszystko opierało się o stabilną defensywę, średnio skuteczne próby przechwytu i podobnej jakości grę skrzydłami oraz indywidualne możliwości poszczególnych piłkarzy. Lepiej niż ostatnio prezentował się środek pola, w którym Odjidja-Ofoe zaczął sobie śmielej poczynać, Moulin więcej biegał i zaliczył asystę (choć liczba jego bardzo niedokładnych podań zatrważa), Kopczyński dobrze asekurował, a i zmiennik Jodłowiec rozbujał grę w II połowie (ładnie podał do Nikolicia przy drugim golu). „Wojskowi” wygrali więc to spotkanie bardzo dobrą organizacją gry obronnej, zdominowaniem środka pola i skutecznością Nikolicia. Mało, jak na zespół z takim potencjałem personalnym, ale poczekajmy.

Autor: Jakub Majewski "Qbas"
Twitter: QbasLL
Kątem Oka na FB

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.