Miroslav Radović - fot. Kamil Marciniak / Legionisci.com
REKLAMA

Punkty po meczu z Termaliką

Qbas, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Każdy w życiu ma przynajmniej jednego prześladowcę. Ot, choćby w przedszkolu, jakiś gruby Bartek bez przerwy psuł nam nastrój. Tymczasem Legia w XXI w. ma już drugiego. Po legendarnej Odrze Wodzisław zostało tylko przykre wspomnienie, które jednak nie ginie dzięki zawodnikom z Termaliki. 3 mecze, 1 remis i 2 porażki – tak do niedzieli wyglądał bilans spotkań „Wojskowych” z niecieczanami. Nadzieje, że legioniści odniosą historyczny sukces były duże, ale też z tyłu głowy siedziały popucharowe obawy. Jak się okazało, w pełni uzasadnione.

1. Zgodnie z przypuszczeniami. Po meczu z Ruchem nie zabrakło obaw racjonalnych obserwatorów, że o wygraną z Termaliką nie będzie łatwo, a właściwie pewnym jest strata punktów. Po pierwsze dlatego, że trudno nam się wraca do gry w lidze po występach w europejskich pucharach. Po drugie, zespół Czesława Michniewicza gra bardzo defensywnie, co przy problemach Legii z kreowaniem sytuacji oznaczało pewne kłopoty. Po trzecie wreszcie przywołana we wstępie statystyka. Mając to wszystko na uwadze niestety można było się spodziewać takiego wyniku.

2. Legia męcząca, Legia męcząca do końca. Trudno oglądało się w niedzielę zmagania mistrzów Polski, a co gorsza już po kilkunastu minutach można było zaryzykować tezę, że „to będzie trudny mecz” i niewiele dobrego nas w nim czeka. „Wojskowi” zagrali najgorsze zawody pod wodzą Jacka Magiery. Byli przewidywalni, ociężali i zbyt wolno myślący, a w dodatku jakby rozkojarzeni. Niejako też tradycyjnie stwarzanie podbramkowych sytuacji przychodziło im z dużym trudem, a gdy już w końcu je wymęczyli, to razili nieskutecznością. Dość powiedzieć, że Hamalainen i Radović nie wykorzystali swych stuprocentowych okazji. Legioniści bardzo się w tym spotkaniu męczyli. Przede wszystkim ze sobą, bo widać było, że są zmęczeni po spotkaniu w Amsterdamie, ale i z rywalami. Niecieczanie bowiem bronili się w 10 zawodników na przedpolu własnego pola karnego i próbowali kontratakować. Jak się okazało to wystarczyło i przyjęta strategia dała oczekiwany punkt. Piłkarzom gości należy się szacunek za waleczną postawę i realizację założeń.

3. Poślizg. Za drużynę odpowiedzialność ponosi trener. Taka jego rola. Tydzień temu wspominałem słowa Jacka Magiery, który kiedyś stwierdził, że szkoleniowca poznaje się po tym, jak pokonuje zakręt, na którym znalazła się jego drużyna. Legia znalazła się na zakręcie. Ba, w mojej ocenie można nawet mówić o poślizgu. Choć wozi, buja i rzuca, to wciąż jednak nie wypadła z trasy, a trener mocno trzyma kierownicę. Jest pewny tego, co robi i jak postępuje. Przygotowanie zespołu do rozgrywek Ekstraklasy i rywalizacji w Lidze Europy, było niezwykle trudnym zadaniem. Do tej pory tylko Ruchowi Chorzów udało się zagrać na wiosnę w europejskich pucharach i obronić tytuł mistrzowski. Było to 42 lata temu… „Magic” nie odpuścił rywalizacji z Ajaxem, jak twierdzili niektórzy. Próbował połączyć rywalizację na obu polach. Nie wyszło, ale obrona tytułu wciąż jest możliwa. Drużyna potrzebuje złapać oddech, bo jest najnormalniej zmęczona po starciach z Holendrami. Wydaje się jednak, że jeśli odpoczynek szybko nie pomoże, to trener może stracić panowanie nad kierownicą.

4. „Prosta droga do klęski”. Niedawno napisałem na Twitterze, że jesteśmy w okresie decydującym o losach Legii w tym sezonie. Dodałem, że: „Z Ajaxem możemy odpaść, z TBB musimy wygrać. Dwie wpadki to prosta droga do klęski”. Tezę podtrzymuję. Porażkę z Holendrami można było potraktować, jako coś nienadzwyczajnego. Natomiast strata punktów w starciu przeciwko Termalice, przy regularnie punktujących rywalach z Gdańska i Poznania, postawiła Legię w niesamowicie trudnej sytuacji. Po pierwsze dlatego, że, co oczywiste, tabela nie kłamie i nasza strata do lidera znowu się powiększyła. Po drugie zawodnicy mogą poczuć się zdezorientowani: nie poszło w pucharach, nie idzie w lidze. Nie ma już grania co trzy dni, nie ma adrenaliny, frajdy z ekscytujących meczów. Trudno więc w tej sytuacji się przestawić z gry na Amsterdam Arena na spotkanie z ekipą z podtarnowskiej wioski. Oczywiście zawodnicy powinni być świadomi o co grają, wałkowali to przecież wielokrotnie, a także jakie pieniądze są w puli. Jeśli nie przestawią sobie tego w głowach, to słowo ciałem się stanie i nie obronimy tytułu. Warto też przypomnieć słynne już powiedzenie o pysze, która kroczy przed upadkiem. Tak, by hasło z 2015 r. znów nie stało się aktualne. W każdym razie w obecnej sytuacji i oni, i my mamy dwa wyjścia: albo wszyscy zaufamy Magierze, albo możemy się wyluzować i spisać ten sezon na straty. Nerwy, histeria i złośliwości nie pomogą.

5. Recepta. Wydaje mi się, że remedium na poprawę sytuacji jest spokojna praca. Zespół musi odsapnąć, odciąć się od tego, co się wydarzyło. Najlepiej o tym wiedzą trenerzy, a to przecież ci sami faceci, co jakże udaną jesienią, a nawet mądrzejsi o zyskane wówczas doświadczenia. Nie wiem, czy Legia obroni tytuł. Składanie takich deklaracji uważam bardziej za chciejstwo niż realną ocenę sytuacji, zwłaszcza, że na powtórkę z ubiegłego sezonu trudno będzie liczyć (Lechia i Lech to zbyt doświadczone zespoły, by posypać się jak Piast). Jestem jednak przekonany, że zacznie grać znacznie lepiej i do końca będzie się liczyła w rywalizacji o mistrzostwo.

Autor: Jakub Majewski "Qbas"
Twitter: QbasLL
Kątem Oka na FB

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.