Mateusz Szwoch - fot. Mishka / Legionisci.com
REKLAMA

Punkty po meczu z Górnikiem

Qbas, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Mistrz Polski przegrał w Zabrzu z beniaminkiem 1-3. Trudno jednak jednoznacznie negatywnie ocenić występ „Wojskowych”. Nie zagrali bowiem złego spotkania. Mimo to wyraźnie ulegli rywalom i to najbardziej irytuje, bo nawet w składzie, w którym wystąpili powinni sobie poradzić z górnikami.

1. Zaskoczenie? Porażka mistrza z beniaminkiem pełnym graczy anonimowych na poziomie Ekstraklasy to z pewnością duża niespodzianka, by nie powiedzieć sensacja. Niedługo po meczu stwierdziłem, że trener Magiera dał się zaskoczyć trenerowi gospodarzy. Teraz sam nie wiem, co myśleć, bo przecież Górnik wyszedł na prowadzenie po golu z niczego, gdy trwało przeciąganie liny przez obie strony, a pierwszy kwadrans gry stał na wysokim poziomie sportowym. Potem „Wojskowi” nadziali się na dwie kontry i było po meczu. Zabrzanie więc w sumie zrealizowali założenia Marcina Brosza, ale trudno uznać, by szkoleniowiec gospodarzy przechytrzył Magierę, bo Legia wyglądała na gotową do gry w sposób zaoferowany przez rywali. Mistrzowie Polski nie pękli pod wysokim pressingiem, nie wystraszyli się bitwy, którą im wydano. Przewrotnie jednak mówiąc, wynik nie jest żadnym zaskoczeniem, bo już po ogłoszeniu terminarza można było w ciemno zakładać, że Legia straci punkty na Śląsku. Dla Górnika był to bowiem mecz sezonu. Dla Legii, jak to już zdążyliśmy się przyzwyczaić, jedno z wielu spotkań.

2. Dziwny mecz. Uważam, że Legia wcale nie zagrała źle, jeśli weźmiemy pod uwagę sytuację, w której się znajduje i etap sezonu. Najważniejsze, że zespół jest dobrze przygotowany fizycznie – prowadzi grę w zmiennym tempie, jest ona dynamiczna, szybka, a piłkarze są silni i wytrzymali. Jeśli zestawić to ze ślamazarną Legią z zeszłego roku, to dziś jest kolosalna różnica na plus w tym względzie. Mówi się, że Górnik wygrał charakterem, że legioniści odpuścili. Na pewno Ślązacy byli bardziej zdeterminowani, ale i „Wojskowi” bardzo chcieli wygrać, walczyli, nie odstawiali nogi.

3. Jeśli było tak dobrze, to czemu było tak źle? Złożyło się na to kilka czynników. Przede wszystkim Legia ponownie zmieniła system gry. Niedawno straciła swojego lidera, gościa, na którym oparta była ofensywa. Bez Odjidji-Ofoe nie da się grać tak samo, trzeba stworzyć nową formułę. Nie pomagają w tym kontuzje, zwłaszcza ta Radovicia. Urazy obnażają też braki kadrowe naszego zespołu. Niby mamy wielu zawodników, ale na niektórych pozycjach mamy ich nadmiar, a na innych niedobór. Wiemy to od dawna, ale warto powtórzyć, bo wyraźnie było to widać podczas meczu w Zabrzu – kadra Legii jest źle zbalansowana. Jeśli do tego dochodzą błędy indywidualne, a tak było w sobotnim spotkaniu, to mamy przyczynę. Co ważne – to nie jest usprawiedliwienie porażki, a próba jej zdiagnozowania.

4. Decyzje Magiery. Po porażce pojawiło się wiele krytycznych głosów pod adresem Magiery. Zarzucano mu przede wszystkim, że wystawił Kopczyńskiego zamiast Mączyńskiego, Szwocha zamiast Hamalainena, a Fina ustawił w ataku kosztem Sadiku. Powtórzę więc znowu, choć to truizm: to trener ustala skład i bierze za niego odpowiedzialność. Widzi piłkarzy w trakcie treningów, wie w jakiej są formie, jak się czują itp. Dlatego Magiera zaufał Szwochowi. Przekonał go do siebie swoją pracą. Sadiku zaś wylądował w Warszawie parę dni wcześniej. Sztab szkoleniowy nie miał pewności, czy zawodnik poradzi sobie wskakując z marszu do pierwszego składu. Bali się, że może się spalić w debiucie, tak jak stało się to z Necidem. „Magic” doskonale wie, że Hamalainen nie jest napastnikiem, ale mimo to uznał, że na ten moment nie ma lepszego kandydata. Trener też ustala zasady. Nie byłoby fair wobec drużyny, gdyby wystawił Sadiku w wyjściowym zestawieniu raptem po dwóch treningach. Łatwo oceniać szkoleniowca, a trudniej mu zaufać. Tymczasem Magiera udowodnił, że jest nie lada fachowcem i jeśli ktoś wie co robi, to właśnie on. Co oczywiście nie oznacza, że trener nie popełnia błędów.

5. Znów przekształcona obrona. Jesień 2015 r.: Broź, Lewczuk, Pazdan, Brzyski. Wiosna 2016 r.: Jędrzejczyk, Lewczuk, Pazdan, Hlousek. Jesień 2016 r.: Bereszyński, Rzeźniczak, Pazdan, Hlousek. Wiosna 2017 r.: Jędrzejczyk, Dąbrowski, Pazdan, Hlousek. Obecnie? Broź, Jędrzejczyk, Dąbrowski, Hlousek. Przetasowania w defensywie Legii trwają od lat. Właściwie od niepamiętnych czasów nie jesteśmy w stanie na dłużej utrzymać składu w obronie. To bardzo komplikuje grę. Przesunięcie Jędrzejczyka na środek defensywy uważam za świetny pomysł, ale w dłuższej perspektywie. Zawodnik od zawsze rzucany po różnych pozycjach (PO, ŚO, LO) potrzebuje nieco czasu. Niepokoi tylko jego brak szybkości i zwrotności, bo przy obu bramkach Angulo to on jest głównym winowajcą. Strasznie nieporadnie wypadł zwłaszcza przy trafieniu na 3-0. Mecz nie wyszedł też Broziowi, który przecież rozegrał świetne zawody raptem parę dni wcześniej. Czemu obaj panowie zawiedli? Nie mam pojęcia, ale mam nadzieję, że trener wie albo jest w stanie dojść do właściwych wniosków. Oby jak najszybciej, bo przykro patrzyło się na to, jak bezradni byli w starciu ze śląskimi małolatami.

6. NN, czyli niesamowity Nagy. Pamiętam Węgra z jego pierwszych treningów na zgrupowaniu w Benidormie. Był z boku, przyglądał się, nie wyróżniał niczym poza mikrą posturą i świetną techniką. Od razu jednak dało się zauważyć jego szelmowski błysk w oczach i takiż uśmieszek. Widać było, że mamy w drużynie pewnego siebie boiskowego skurczybyka. Nie było jednak wiadomo dokąd go ta pewność siebie doprowadzi. Na szczęście trenerzy trafili do głowy Dominika i przez pół roku zawodnik wykonał kolosalny skok w rozwoju, tak sportowym, jak i mentalnym. Wie, że samo poleganie na technice i szybkości nie wystarczy jeśli chce zrobić karierę w silniejszych ligach, a nawet w Ekstraklasie. Nagy to gracz nastawiony na sukces i Legia będzie miała z niego dużo pożytku, jeśli tylko nie zboczy on z obranej drogi. To co pokazał w Zabrzu było niesamowite. Wszędzie było go pełno. Dryblował, podawał, walczył za dwóch, a występ okrasił nietuzinkową asystą klatką piersiową. Przede wszystkim jednak myślał na boisku, przewidywał wydarzenia, był motorem napędowym akcji ofensywnych. Kolejny bardzo obiecujący występ Nagya.

7. Bywają większe nieszczęścia. Trudno wpadać w panikę po porażce w 1. kolejce. Wkurzenie kibiców jest jednak zrozumiałe – przegraliśmy z drużyną, z którą nie mieliśmy prawa przegrać nawet zważywszy na wszystkie okoliczności łagodzące. Ale żeby nie było – w drużynie wszyscy też są wkurzeni.

PS. Wracaj do zdrowia Arek!

Autor: Jakub Majewski "Qbas"
Twitter: QbasLL
Kątem Oka na FB

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.