Trzy punkty w thrillerze
Legia Warszawa wygrała u siebie ze Śląskiem w ostatnim sobotnim spotkaniu 26. kolejki ligowej kolejki. Spotkanie nie porwało kibiców. Obydwie drużyny, szczególnie w pierwszej połowie, grały bardzo zachowawczo. Dopiero w drugiej odsłonie o losach zwycięstwa przesądził Carlitos. Hiszpan okazał się skutecznym wykonawcą rzutu karnego, który został podyktowany za zagranie piłki ręką Igorsa Tarasovsa.
Przez długie minuty na boisku działo się niewiele. Nieco lepiej wyglądał Śląsk, który częściej był przy piłce i starał się w spokojny sposób budować swoje akcje. Z kolei ataki graczy Ricardo Sa Pinto były nerwowe i często kończyły się na defensywie gości. W 26. minucie to jednak mistrzowie Polski stworzyli sobie pierwszą dobrą okazję do wyjścia na prowadzenie. Marko Vesović dostał podanie od Iuriego Medeirosa, lecz jego próbę zdołał wybronić bramkarza Śląska. Za moment na odważną próbę z dystansu zdecydował się Andre Martins. Precyzja Portugalczyka pozostawiła jednak wiele do życzenia.
Niebawem ponownie do interwencji został zmuszony Jakub Słowik, który pewnie złapał piłkę kopniętą z powietrza przez Michała Kucharczyka. Jak się okazało, to zagranie było ostatnimi pomocnika tego wieczoru. „Kuchy” doznał kontuzji mięśniowej i musiał zostać zniesiony z boiska na noszach. Pierwsza połowa nie obfitowała w zbyt wiele okazji strzeleckich. Można było mieć tylko nadzieję, że po przerwie dyspozycja gospodarzy zmieni się na lepsze.
Zaraz po zmianie stron okazję miał Cafu. Futbolówkę dograł mu Martins, a Portugalczyk znakomicie odwrócił się z nią, lecz nieznacznie chybił. W 53. minucie los sprzyjał Legii. Arbiter słusznie podyktował rzut karny za zagranie ręką we własnej szesnastce Igorsa Tarasovsa. Do jego wykonania podszedł Carlitos i spokojnie pokonał golkipera z Wrocławia. Od tego momenty legioniści musieli być czujni, ponieważ przed tygodniem po objęciu prowadzenia oddali rywalowi zdecydowanie zbyt wiele pola.
Blisko kwadrans przed końcem regulaminowego czasu gry z dobrej strony pokazał się Krzysztof Mączyński. Pomocnik uderzył bardzo mocno z daleka i bardzo dobrą interwencją popisał się Radosław Cierzniak. Za moment raz jeszcze spisał się na medal. Tym razem poza linię boczną odbił mocną próbę Damiana Gąski. Potem wrocławianie starali się atakować z całych sił, ale cofnięta Legia spokojnie radziła sobie z ich atakami. Jeden raz jedynie zaspała defensywa, kiedy wprowadzony w drugiej połowie Gąska kopnął piłkę zza pola karnego. Uczynił to jednak niecelnie. W doliczonym czasie gry mieliśmy sporą kontrowersję. Stolarski starł się z Piechem i początkowo sędzia wskazał na "wapno", jednak po wideoweryfikacji VAR zmienił swoją decyzję. Powtórki pokazały, że słusznie.